Aniołowie wraz z demonem i hybrydą lecieli w bliżej nie znanym kierunku. Uciekali z miejsca bitwy, które jednocześnie było ich domem. Nie mieli gdzie się podziać. Przed zmrokiem musieli znaleźć jakąś bezpieczną kryjówkę, w której mogliby w spokoju opatrzyć rannych przyjaciół. Ashley trzymał się bardzo dobrze, ale Jinxx, na skutek utraty sporej ilości krwi powoli tracił przytomność, a jego ciało zwisało bezwładnie w ramionach Andy'ego. Ten patrzył na osłabionego anioła ze strachem i czymś w rodzaju troski w oczach. Mimo świadomości, że Jinxx'owi nic się nie stanie
Lecieli tak jeszcze długo, aż ich oczom ukazała się stara, zaniedbana i opuszcza leśniczówka. Nie mając innego wyboru, aniołowie obniżyli lot, po czym wylądowali, uprzednio stawiajac demona i hybrydę na ziemi. Następnie Jake wraz z CC'm weszli do środka, aby upewnić się, że drewniany domek był całkowicie opuszczony. Nie znajdując żadnych oznak czyjegokolwiek pobytu CC wrócił po przyjaciół, zaś Jake ustawił na starym, zakurzonym stoliku stojącym na środku pokoiku trzy świece i zapalił je za pomocą zapałek. Wszystko to znalazł w jednej z szafek, gdyż leśniczówka nie stała pusta od dawna.
- Dobrze. Trzeba opatrzyć Jinxx'a. Jake, sprawdź czy nie ma tu apteczki - powiedział Andy i odtrzymując rannego przyjaciela, ruszył w stronę starej, nieco zniszczonej kanapy, na której go położył, po czym ostrożnie podwinął jego koszulkę.
Rana była głęboką, ciągnącą się w poprzek jego pleców szramą. Nie zagrażała życiu Jinxx'a, gdyż ten nie był człowiekiem, jednak ogromny ból, oraz utrata sporej ilości krwi znacznie osłabiły anioła.
Po chwili przy kanapie pojawił się Jake, trzymając małą, czerwoną skrzynkę. Andy odebrał ją od niego i uprzednio wyciągając z niej między innymi bandaże, oraz coś do odkażania, pochylił się nad rannym i zaczął go opatrywać. Starał się przy tym być jak najbardziej delikatny, jednak mimo jego starań co jakiś czas Jinxx'em wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz, a z jego gardła wydobywał się cichy jęk bólu.
Andy, widząc cierpienie przyjaciela, czuł przemieszaną z przerażeniem wściekłość. To wszystko potoczyło się tak szybko. Z dnia na dzień stracili swoje jedyne schronienie. W dodatku przed nim leżał jeden z jego przyjaciół z ogromną, krwawiącą raną na plecach, co jakiś czas targany silnymi konwulsjami. Nienawidził tego widoku z całego serca. Gdyby mógł, odnalazłby te cienie i osobiście odpłaciłby im za rany, które nie tylko zadane były dwójce aniołów, ale także on sam czuł je na swoim ciele. Nikomu się do tego nie przyznał. Nie chciał aby jego przyjaciele dowiedzieli się, że tworząc z czwórki mężczyzn Upadłych Aniołów, został z nimi powiazany. Niby mógł to zablokować, ale tego nie zrobił. Wolał w pełni odczuwać to co oni. Uznał, że jeśli którekolwiek z nich zostanie zranione, on będzie cierpiał razem z nimi. Dlatego też zaciskał zęby i powoli, starannie opatrywał znajdującego się przed nim buntownika.
W tym samym czasie Christian rozglądał się dokładnie po pomieszczeniu, zaś pozostali aniołowie zaczęli sprawdzać każdy kąt w celu znalezienia czegokolwiek co mogłoby się im przydać. Jedynie Ricky nie wyglądał na zainteresowanego ich nowym lokum. O wiele bardziej jego uwagę przyciągała krwawiąca rana znajdująca się na ramieniu stojącego obok Ashley'a.
- Ash? - zaczął tak cicho, że tylko anioł go usłyszał. Gdy ten odwrócił się w jego kierunku, hybryda spuściła wzrok, jakby nie wiedzac czy powinna kontynuować. Dopiero po chwili spojrzenia dwuch buntowników ponownie się skrzyżowały. - Czy mógłbym opatrzyć ci ramię?
Ashley z początku nic nie odpowiedział, jednak gdy pierwsze zaskoczenie minęło, skinął potwierdzająco głową, po czym dał się zaprowadzić hybrydzie na pobliskie krzesło. Ricky zabrał z apteczki, którą miał Andy, jeden z bandarzy i powrócił do Ashley'a, obok którego klęknął. Oczyścił ranę na jego ramieniu, a następnie starannie zawinął ją. Był przy tym niezwykle skupiony i tak delikatny, że anioł ledwo czuł jakakolwiek dotyk.
- Gotowe - odezwał się nagle Ricky, podnosząc wzrok, aby spojrzeć na anioła, który przez cały ten czas przypatrywał mu się z góry. Zdziwił się gdy na jego ustach pojawił się niewielki, przyjazny uśmiech.
- Dobrze, że tu jesteś - powiedział niespodziewanie, czym wpędził hybrydę w coś na pograniczu zaskoczenia i zmieszania.
- Dlaczego tak twierdzisz? - zapytał szeptem, zachowując przy tym kamienną twarz.
- Jesteś bardzo opanowany. To mnie trochę uspokaja - powiedział równie cicho anioł.
- To tylko pozory. Nie wiesz co tak naprawdę czuję.
- Wręcz przeciwnie. Boisz się, jak my wszyscy. Twoje oczy to zdradzają. Ale powiem ci coś w sekrecie. Jeśli nie pozwolisz strachowi przejąć nad sobą kontrolę, tak jak robisz to teraz, dasz radę przetrwać wszystko. Twój spokój to teraz twoja największa siła.
Ricky odwrócił nerwowo wzrok. Nie przyznałby się do tego, ale słowa anioła bardzo nim wstrząsnęły. Faktem było, że w niemalże każdej sytuacji potrafił zachować spokój, jednak on postrzegał to jedynie jako ukrywanie słabości. Maskę, za którą krył się ktoś bezsilny, zdruzgotany i pokonany, zarówno przez świat jak i samego siebie. Tym czasem Ashley odbierał to zupełnie inaczej. Dla niego ukrywanie negatywnych emocji było wyznacznikiem siły oraz oznaką niepoddawania się. Pamiętał dobrze jego rozmowę z Andy'm. Teraz, patrząc na hybrydę, spostrzegł, że on i anioł byli bardzo różni, a jednak w pewnym sensie też podobni. Oboje nie potrafili przyznać się nikomu do zmartwień i cierpienia. I choć mieli ku temu odmienne powody, przyświecał im ten sam cel. Chcieli walczyć samotnie i nie narażać nikogo, kto byłby dla nich ważny. Jeden panicznie obawiał się straty, drugi tego doświadczył. Walczyli z Lucyferem, oraz całą armią piekieł. Śmierć ciągnęła się za buntownikami krok w krok. Oboje wiedzieli, że jesteś ich dogoni, ściągną zgubny los na siebie, poświęcają się za pozostałych.
Tym czasem Andy zakończył opatrywać Jinxx'a, po czym uprzednio upewniajac się, że ten zasnął z powodu wycieńczenia, niemal wybiegł z leśniczówki. Dopiero na zewnątrz, gdy nikt go nie słyszał, z jego gardła wydobył się drżący, zduszony jęk bólu, który powstrzymywał od dłuższego czasu. Nieprzyjemne uczucie było tak silne, że zakręciło mu się w głowie, przez co oparł się o pobliskie drzewo i czekał aż zawroty ustaną. Gdy stan anioła nieco się polepszył, ten wysłuchał się w panującą wokół ciszę. Był tak spokojnie, że można by pomyśleć, że znajdowali się poza zasięgiem kogokolwiek z zewnątrz. Nic bardziej mylnego. Andy'emu wydawało się, że był uważnie obserwowany. I chociaż nie miał co do tego pewności, a jedynie przeczucie zawołał:
- Pokażcie się! Natychmiast!
Na jego rozkaz z ciemności wyłoniły się dwie postacie. Pierwsza z nich miała czarne, mocno natapirowane włosy oraz kilka ciemnych, pionowych kresek namalowanych na ustach mężczyzny wyglądających jakby jego wargi zostały przez kogoś zaszyte. Był wręcz chorobie blady i o głowę niższy od swojego towarzysza. Drugą osobę wyróżniały duże tunele w uszach i niebywale spokojne spojrzenie ciemnych tęczówek. Miał zaczesane do tylu i wygodne po bokach brązowe włosy, a jego skóra miała zdecydowanie naturalniejszy odcień, niż jak to było w przypadku pierwszego. Oczywistym było, że to właśnie on rozpocznie rozmowę.
- Witaj Andy - odezwał się cień z tunelami. - Bądź spokojny. Nie mamy zamiaru z wami walczyć. Jestem Ryan - przedstawił się, lekko kłaniając.
- A ja Devin, ale bardziej znany jestem jako Ghost - powiedział drugi mężczyzna, przy czym skinął delikatnie głową na powitanie.
- Czego chcecie? - zapytał podejrzliwie anioł. Ta sytuacja była dla niego co najmniej niezrozumiała. Jeszcze kilka godzin temu odbierał atak armii cieni, a teraz jak gdyby nigdy nic rozmawiał z dwoma z nich.
- Przychodzimy do ciebie, ponieważ wymaga tego sytuacja. Nie jesteście tu bezpieczni. Wojsko się zbliża. Wyprzedziliśmy ich. Zabierzemy was w bezpieczne miejsce - odpowiedział Ghost.
Andy w pierwszej chwili nic nie powiedział. To, że armia zmierzała w ich kierunku, nie podlegało żadnej wątpliwości. Jednakże nielogiczna była dla niego propozycja dwójki cieni. Przecież pomoc udzielona buntownikom była równoznaczna ze zdradą. Z drugiej strony mogła to też być pułapka zastawiona po to, aby ich zgładzić.
- Dlaczego mam wam ufać? - zapytał w końcu anioł, przerywając ciszę, która tak naprawdę trwała o wiele dłużej niż mu się wydawało.
- Wiemy, że Christian został demonem. Teraz, zgodnie z cyrografem, piekło należy się jemu. Wierzymy, że będzie lepszym władcą niż Lucyfer - powiedział Ryan.
- To jedyny powód? - dopytywał podejrzliwie Andy. Ta to pytanie Ryan odwrócił nerwowo wzrok od niebieskookiego anioła, jakby patrzenie na niego nagle zaczęło sprawiać mu ból. Widząc reakcję towarzysza, Devin westchnął głęboko i zabrał głos.
- Lucyfer od wieków nas terroryzuje. Cierpiące dusze mu nie wystarczają. Za byle pomyłkę, nawet najdrobniejszą, potrafi zadawać najsurowsze kary. Wielu honorowych i dobrych cieni straciło przez to życie. Ale nie to jest najgorsze. Lucyfer nie ma też litości dla naszych bliskich. Kiedyś spodobała mu się ukochana Ryan'a. Chciał aby mu się oddała, ale ta nie miała najmniejszego zamiaru tego zrobić. Kilka dni później wywlekli ją z domu na oczach Ryan'a. Nikt nie wie co się z nią stało - wyjaśnił wyczerpująco Ghost. - Pragniemy, aby Lucyfer zapłacił za wszystko, czego się dopuścił. Kilkakrotnie posiliśmy niebiosa o wsparcie. Oczywiście aniołowie odmówili w imię równowagi dobra i zła. Jesteście naszą jedyną szansą.
Twarz Andy'ego znacznie złagodniała. Uwierzył w słowa cieni. Jeszcze przed zostaniem upadłym, niejednokrotnie słyszał o tym jak władca piekieł traktował swoich poddanych. Wiedział też, że kilkoro cieni prosiło, a wręcz błagało i pomoc. Uważał, że aniołowie powinni jakkolwiek interweniować, lecz nikt inny nie podzielał jego zdania. Teraz mógł wziąć sprawy w swoje ręce.
- Dobrze. Wierzę wam. Ale gdzie chcecie nas ukryć? Armia znajdzie nas wszędzie.
- Ponoć najciemniej jest pod latarnią, więc... - zaczął Ryan.
- O nie! Nie zabierzcie nas do piekła! Oni nas znajdą! - przerwał mu anioł z wyraźną paniką w głosie. Nie chciał tak ryzykować, jednakże wiedział też, że wojsko się zbliżało, a czas uciekał. Po chwili ze strachem uświadomił sobie, że nie było innego wyjścia i co by nie powiedział, musiał zgodzić się na propozycje cieni.
- Spokojnie. Nie bez powodu zwą mnie "Ghost". Specjalizuję się między innymi w tworzeniu iluzji. Mogę bez problemu ukryć was za jedną z nich - powiedział Devin, a przy wypowiadaniu tych słów w jego oczach pojawiły się iskierki, jakby używanie swoich mocy sprawiało mu przyjemność.
- Ech... Dobrze. Ale jeśli to pułapka...
- Zapewniam cię, że nie masz się czego obawiać - przerwał mu Ryan.
W odpowiedzi Andy skinął głową i prowadząc dwójkę cieni, ruszył w kierunku leśniczówki. Gdy anioł chciał nacisnąć klamkę, ta poruszyła się, a drzwi ustąpiły, ukazując stojącego po drugiej stronie Ashley'a. Zraniony anioł chciał coś powiedzieć, jednak głos dosłownie uwiązł mu w gardle, gdy dostrzegł za przyjacielem cienie. Andy, widząc jego strach i zdziwienie, uśmiechnął się uspokajająco, dając mu do zrozumienia, że wszystko było w przypadku. Następnie przekroczył próg domku wraz z dwójką mężczyzn. Gdy weszli do pokoju, w którym przebywali pozostali buntownicy, ponownie spotkali się z pytającymi i trochę przestraszonymi spojrzeniami. Anioł ponownie uśmiechnął się lekko w celu uspokojenia swoich towarzyszy, po czym dał cieniom sygnał, by ci zaczęli mówić.
Mężczyźni zaczęli wyjaśniać zaistniałą sytuację. Opowiedzieli buntownikom to co kilka minut wcześniej przekazali Andy'emu, jednak tym razem pominęli fragment z ukochaną Ryan'a. Anioł natychmiast wychwycił drobną zmianę, lecz nie miał zamiaru tego jakkolwiek komentować, ponieważ wiedział, że wspomnienie z feralnego zdarzenia wciąż sprawiało cieniowi ból. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Ryan uśmiechnął się delikatnie, jakby dziękował mu za milczenie w tej sprawie.
Aniołowie z początku byli sceptycznie nastawieni do pomysłu ukrycia się w piekle, jednak szybko zostali przekonani przez Christian'a i Ricky'ego, którzy znali wcześniej dwójkę cieni, przez co wiedzieli, że im można było zaufać. Ponadto talenty Ghost'a nie był obojgu obce, więc mieli całkowitą pewność co do powodzenia planu. Ostatecznie wszyscy zgodzili się, choć pewna podejrzliwość, oraz niepewność pozostały. Nawet gdyby chcieli odmówić, nie mieli innego wyjścia.
- Wojsko niedługo tu będzie - odezwał się nagle Devin, przy czym spojrzał nagląco na buntowników.
Andy od razu zrozumiał cienia i bez słowa podszedł do nadal śpiącego Jinxx'a. Ogarniając mu delikatnie włosy z czoła szepnął cicho:
- Obudź się. Musimy iść. - Anioł, słysząc miły dla ucha głos, otworzył leniwie oczy i spojrzał na wpół przytomnie, na swojego przyjaciela.
- Co się dzieje? - mruknął ledwo słyszalnie, a jego wzrok powędrował na dwóch obcych mężczyzn, stojących nieco dalej.
- Oni nam pomogą. Ukryją nas.
- Gdzie? - spytał cicho, czym wpędził Andy'ego w zakłopotanie. Nie był pewien, czy powinien odpowiedzieć, ponieważ obawiał się reakcji rannego.
- W piekle - odezwał się po chwili milczenia.
- Nic z tego nie rozumiem, ale ufam wam. Andy, pomóż mi wstać.
Nieco zaskoczony anioł skinął nieznacznie głową, po czym powoli podniósł do pionu rannego i podtrzymując go, poprowadził do reszty buntowników. Następnie Ryan uczynił kilka ruchów rękami, a po drugiej stronie pokoju otworzył się portal, przez który wszyscy przeszli. Tak oto znaleźli się w miejscu, którego najbardziej się obawiali. Przed nimi rozciągała się mroczna, ognista panorama nieco zniszczonego miasta, na końcu którego stała potężna, monumentalna, kamienna twierdza, otoczona bezdenną rzeką z płomieni, gdzie znajdowały się skazane na wieczne cierpienie potępienie dusze. Byli w piekle.