niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział XXIII

            Rany zadane Ricky’emu goiły się niebywale szybko, przez co cień po kilku dniach mógł poruszać się po willi o własnych siłach. Nie mógł jednak czuć się całkowicie swobodnie, ponieważ niemal każdy jego ruch przyciągał do niego uwagę aniołów, którzy mieli wobec niego mieszane uczucia. Mimo, że Christian wielokrotnie ręczył za swojego przyjaciela z przeszłości, zachowanie cienia nie pozwalało mu w pełni zaufać. W przeciwieństwie do demon, a był bardzo cichy i zamknięty w sobie, co znacznie utrudniało znalezienie wspólnego języka, a jego zachowanie budziło podejrzenia. Aniołowie obawiali się, że atak na cienia był jedynie zaplanowanym z góry przedstawieniem mającym na celu zniszczenie ich małej grupki od środka.
            Tajemnicą pozostawał także dokładny powód, przez który Ricky wypowiedział posłuszeństwo Lucyferowi, którym z pewnością nie był fakt, że Abbadon tuż przed śmiercią przekazał swoje moce Andy’emu, aby ten się zemścił. Zarówno aniołowie jak i demon podejrzewali, że prawdziwa przyczyna była o wiele bardziej osobista, jednakże wyjawienie jej przez cienia wydawało się całkowicie  nierealne. Jedyne co w tamtej chwili mogli zrobić to czekać na dalszy rozwój tej nieco dziwnej znajomości.
            Przełom nadszedł o wiele wcześniej niż wszyscy się spodziewali. Tego dnia zachowanie Ricky’ego nie różniło się niczym od wcześniejszego. Pogrążony w myślach chodził po całym domu bez konkretnego celu i prawie się nie odzywał. Przypominał tym trochę ducha, którego nikt nie mógł zobaczyć dopóki czegoś nie zrobi. W pewnym momencie bierne obserwowanie domowników zaczęło go powoli nudzić, więc dla odmiany postanowił się przejść po okolicy. Bez informowania kogokolwiek skierował się do wyjścia. Gdy już miał przekroczyć próg drzwi, zatrzymał go głos Jake’a.
- Gdzie idziesz? - zapytał anioł, wpatrując się w chłopaka podejrzliwie.
- Na spacer do lasu - odparł ledwo słyszalnie, jednak anioł zdołał to wyłapać.
- Mogę dołączyć?
- Jak chcesz - szepnął obojętnie i wyszedł na zewnątrz, nawet nie sprawdzając czy Jake za nim idzie. Nie musiał tego robić, gdyż już po krótkiej chwili anioł szedł tuż obok niego. Cień domyślał się o co chodziło. Wiedział, że jego towarzysz nie chciał go spuścić nawet na chwilę z oczu, ponieważ mu nie ufał. Rozumiał to, jednak wolał niczego mu nie wyjaśniać. A na pewno nie teraz.
- Ricky, mogę o coś spytać? -  zapytał Jake, przerywając ciszę, której powoli miał dosyć. Cień jedynie skinął delikatnie głową, dając znak aby ten kontynuował. - Dlaczego wypowiedziałeś Lucyferowi posłuszeństwo?
- Już mnie o to pytaliście - zauważył Ricky, chcąc w ten sposób ominąć ten temat, jednak gdy spojrzał kątem oka na swojego towarzysza zauważył, że anioł tak łatwo nie odpuści. - Powiedzmy, że miałem powody - odpowiedział wymijająco.
- Jakie?
- Nie powinno cię to interesować.
- A jednak interesuje. A więc?
- Dowiesz się w swoim czasie - odpowiedział kpiąco, przez co w Jake’u aż zawrzało. Cudem udało mu się utrzymać nerwy na wodzy.
- Myślę, że lepiej jak powiesz mi to teraz - odezwał się poważnym tonem głosu, oczekując na to, że w końcu otrzyma odpowiedź na zadane pytanie.
- Jesteś bardzo hardy jak na kogoś kto chciał ze sobą skończyć - stwierdził, przyglądając mu się badawczo.
            Tego Jake już nie wytrzymał. Jednym sprawnym ruchem złapał Ricky’ego za szyję pchnął na pobliskie drzewo. Ten przy zderzeniu jęknął cicho, jednak mimo to patrzył na anioła wzrokiem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
- A teraz słuchaj mnie bardzo uważnie! - warknął wściekły Jake, przyciskając go mocniej do pnia. - Jeśli masz zamiar dalej grać w tę gierkę, nie ma tu dla ciebie miejsca! Nie mam zamiaru czekać, aż nas zarżniesz w środku nocy, więc albo gadaj, albo wynoś się stąd!
            Ricky niż nie odpowiedział. Za pomocy swoich mocy rozpłynął się w powietrzu i pojawił się oddalony od anioła o kilka metrów. Zdziwiony tym Jake nie uczynił kolejnego ruchu. Jedynie wpatrywał się w cienia i oczekiwał na jego reakcję.
- To tajemnica, której nigdy nikomu nie powiedziałem, ale widzę, że nie dasz mi spokoju - zaczął Ricky, krzyżując ręce na piersi. - Jestem w połowie demonem. Abbadon miał przybraną siostrę. To moja matka. Wdała się w romans z jednym z żołnierzy armii piekła, który poległ z ręki jednego z archaniołów podczas wojny. W tym czasie matka była ze mną w ciąży. Kiedy się dowiedziała o śmierci ukochanego, rozpaczała tak mocno, że zaczęła przedwcześnie rodzić. Zmarła zaraz po wydaniu mnie na świat. Nie wiem co by się ze mną stało gdyby nie Abb. Przygarnął mnie i wychował jak własne dziecko. Kto inny przygarnąłby mieszańca?! - wrzasnął po raz pierwszy od stuleci ukazując swoje emocje. - Gdy Lucyfer zgładził mojego jedynego opiekuna, poprzysiągłem zemstę! Czekałem! Przez tyle lat ukrywałem się na dworze tego kundla. Zabiłbym go sam, ale w pojedynkę jestem za słaby! Teraz, gdy jest szansa, nie poddam się dopóki nie nabiję głowy tej zakłamanej gadziny na pal!
            Jake w jednej chwili skamieniał. Nigdy nie przypuszczał, że osoba tak cicha i niepozorna może skrywać w sobie tyle bólu i tak wielką rządzę zemsty. Zastanawiał się przez chwilę czy cień go czasem nie oszukuje, jednakże szybko odrzucił tą myśl. Takich emocji nie da się podrobić. Ricky mówił prawdę.
- Wybacz. Nie wiedziałem. - Tylko tyle był w stanie powiedzieć anioł. Przez swoje wcześniejsze zachowanie czuł się fatalnie. Do głowy mu nie przyszło, że cień dołączył do nich, aby odpłacić Lucyferowi za dawne krzywdy, które były niewyobrażalnie wielkie. Nie ma nic bardziej bolesnego niż utrata najbliższej osoby. Jake o tym dobrze wiedział, co spowodowało, że czuł się jeszcze gorzej.
- Nie ma sprawy. Skąd mogłeś wiedzieć? - odpowiedział spokojnie, podchodząc bliżej do anioła. - Wracamy?
- W sumie czemu nie - przytaknął mu, po czym ruszyli z powrotem w kierunku willi. - Opowiesz mi coś o Abbadonie? - zagadnął po chwili.
- Demon, zwany „niszczycielem” i „aniołem zagłady” miał w sobie więcej dobroci niż nie jeden anioł - zaczął z lekkim uśmiechem. - Poddani go uwielbiali. Dzięki niemu nigdy nie doszło do starcia między demonem narodzonym, a przemienionym. Jak zapewne wiesz, istnieje zaklęcie, dzięki któremu można przemienić dowolną istotę w demona. Znał je tylko Abb i to on wybierał kto jest godzien tego zaszczytu. Dzięki temu przez całe stulecia panował pokój.
- Powiedziałeś o sobie „mieszaniec”. Co miałeś przez to na myśli?
- Jestem pół demonem, pół cieniem. Takie istoty jak ja to rzadkość. Związki międzygatunkowe nie są praktykowane, choć takowe się zdarzały. Mimo, że takie pary są na ogół tolerowane, ich potomkowie już nie. Budzimy strach spowodowany obawą, że możemy być agresywni. Zdarzały się nawet morderstwa z tego powodu. Jednakże Abbadon nigdy nie myślał o mnie jak o niebezpiecznej kreaturze. Żyłem w spokoju, do czasu tej przeklętej umowy. Potem musiałem ukrywać swoją tożsamość, bo Lucyfer wyznaczył za mnie nagrodę, a skoro najciemniej jest pod latarnią, zatrudniłem się u niego jako najemnik.
- A jaki był twój opiekun?
- Zastępował mi ojca. Sam powtarzał, że chciał mieć potomka, ale nie znalazł tej jedynej. Był względem mnie tak bardzo troskliwy i opiekuńczy. Traktował mnie jak rodzonego syna, a nie przybłędę. Zawsze byłem mu za to wdzięczny. Przecież nie miał obowiązku, aby się mną zająć, a jednak to zrobił. Zawsze był dla mnie podporą, opiekunem i autorytetem. Czasami bardzo mi go brakuje - wyznał cicho. Mimo, że nie było mu łatwo o tym mówić, gdy już wyznał prawdę poczuł się lepiej. Sam się sobie dziwił, ale najwyraźniej nieświadomie potrzebował tej rozmowy. Swoją przeszłość trzymał w sekrecie przez wiele lat. Uznał, że najwyższa pora, aby komuś o niej opowiedzieć.
            Resztę drogi odbyli w milczeniu. Dalsze pytania były w tej chwili zbędne. Jake dostał już to czego chciał. Miał całkowitą pewność, że Ricky był godzien zaufania i ani on, ani pozostali aniołowie nie musieli domyślać się intencji cienia. Nawet nie zauważył kiedy wrócili do willi.
- Dzięki, Jake. Za wszystko - szepnął Ricky zaraz po tym jak przekroczyli próg domu, po czym uciekł do swojego pokoju, pozostawiając zdezorientowanego anioła samego.
- I jak? Dowiedziałeś się czegoś? - Z zamyślenia wyrwał go głos Jinxx’a, który nie wiadomo kiedy stanął obok Jake’a.
- Możemy mu zaufać - odpowiedział pewnie.
- Jesteś tego pewien? - zapytał nieco zaskoczony tymi słowami.
- Oczywiście - wyznał, spoglądając na swojego przyjaciela. - Bardziej już być nie mogę.