Rany zadane
Ricky’emu goiły się niebywale szybko, przez co cień po kilku dniach mógł
poruszać się po willi o własnych siłach. Nie mógł jednak czuć się całkowicie
swobodnie, ponieważ niemal każdy jego ruch przyciągał do niego uwagę aniołów,
którzy mieli wobec niego mieszane uczucia. Mimo, że Christian wielokrotnie
ręczył za swojego przyjaciela z przeszłości, zachowanie cienia nie pozwalało mu
w pełni zaufać. W przeciwieństwie do demon, a był bardzo cichy i zamknięty w
sobie, co znacznie utrudniało znalezienie wspólnego języka, a jego zachowanie
budziło podejrzenia. Aniołowie obawiali się, że atak na cienia był jedynie
zaplanowanym z góry przedstawieniem mającym na celu zniszczenie ich małej
grupki od środka.
Tajemnicą
pozostawał także dokładny powód, przez który Ricky wypowiedział posłuszeństwo
Lucyferowi, którym z pewnością nie był fakt, że Abbadon tuż przed śmiercią
przekazał swoje moce Andy’emu, aby ten się zemścił. Zarówno aniołowie jak i demon
podejrzewali, że prawdziwa przyczyna była o wiele bardziej osobista, jednakże
wyjawienie jej przez cienia wydawało się całkowicie nierealne. Jedyne co w tamtej chwili mogli
zrobić to czekać na dalszy rozwój tej nieco dziwnej znajomości.
Przełom
nadszedł o wiele wcześniej niż wszyscy się spodziewali. Tego dnia zachowanie
Ricky’ego nie różniło się niczym od wcześniejszego. Pogrążony w myślach chodził
po całym domu bez konkretnego celu i prawie się nie odzywał. Przypominał tym
trochę ducha, którego nikt nie mógł zobaczyć dopóki czegoś nie zrobi. W pewnym
momencie bierne obserwowanie domowników zaczęło go powoli nudzić, więc dla
odmiany postanowił się przejść po okolicy. Bez informowania kogokolwiek
skierował się do wyjścia. Gdy już miał przekroczyć próg drzwi, zatrzymał go
głos Jake’a.
- Gdzie idziesz? - zapytał anioł, wpatrując się w chłopaka
podejrzliwie.
- Na spacer do lasu - odparł ledwo słyszalnie, jednak anioł
zdołał to wyłapać.
- Mogę dołączyć?
- Jak chcesz - szepnął obojętnie i wyszedł na zewnątrz,
nawet nie sprawdzając czy Jake za nim idzie. Nie musiał tego robić, gdyż już po
krótkiej chwili anioł szedł tuż obok niego. Cień domyślał się o co chodziło. Wiedział,
że jego towarzysz nie chciał go spuścić nawet na chwilę z oczu, ponieważ mu nie
ufał. Rozumiał to, jednak wolał niczego mu nie wyjaśniać. A na pewno nie teraz.
- Ricky, mogę o coś spytać? - zapytał Jake, przerywając ciszę, której
powoli miał dosyć. Cień jedynie skinął delikatnie głową, dając znak aby ten
kontynuował. - Dlaczego wypowiedziałeś Lucyferowi posłuszeństwo?
- Już mnie o to pytaliście - zauważył Ricky, chcąc w ten
sposób ominąć ten temat, jednak gdy spojrzał kątem oka na swojego towarzysza
zauważył, że anioł tak łatwo nie odpuści. - Powiedzmy, że miałem powody -
odpowiedział wymijająco.
- Jakie?
- Nie powinno cię to interesować.
- A jednak interesuje. A więc?
- Dowiesz się w swoim czasie - odpowiedział kpiąco, przez co
w Jake’u aż zawrzało. Cudem udało mu się utrzymać nerwy na wodzy.
- Myślę, że lepiej jak powiesz mi to teraz - odezwał się
poważnym tonem głosu, oczekując na to, że w końcu otrzyma odpowiedź na zadane
pytanie.
- Jesteś bardzo hardy jak na kogoś kto chciał ze sobą
skończyć - stwierdził, przyglądając mu się badawczo.
Tego Jake
już nie wytrzymał. Jednym sprawnym ruchem złapał Ricky’ego za szyję pchnął na
pobliskie drzewo. Ten przy zderzeniu jęknął cicho, jednak mimo to patrzył na
anioła wzrokiem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
- A teraz słuchaj mnie bardzo uważnie! - warknął wściekły
Jake, przyciskając go mocniej do pnia. - Jeśli masz zamiar dalej grać w tę
gierkę, nie ma tu dla ciebie miejsca! Nie mam zamiaru czekać, aż nas zarżniesz
w środku nocy, więc albo gadaj, albo wynoś się stąd!
Ricky niż
nie odpowiedział. Za pomocy swoich mocy rozpłynął się w powietrzu i pojawił się
oddalony od anioła o kilka metrów. Zdziwiony tym Jake nie uczynił kolejnego
ruchu. Jedynie wpatrywał się w cienia i oczekiwał na jego reakcję.
- To tajemnica, której nigdy nikomu nie powiedziałem, ale
widzę, że nie dasz mi spokoju - zaczął Ricky, krzyżując ręce na piersi. -
Jestem w połowie demonem. Abbadon miał przybraną siostrę. To moja matka. Wdała
się w romans z jednym z żołnierzy armii piekła, który poległ z ręki jednego z
archaniołów podczas wojny. W tym czasie matka była ze mną w ciąży. Kiedy się
dowiedziała o śmierci ukochanego, rozpaczała tak mocno, że zaczęła
przedwcześnie rodzić. Zmarła zaraz po wydaniu mnie na świat. Nie wiem co by się
ze mną stało gdyby nie Abb. Przygarnął mnie i wychował jak własne dziecko. Kto
inny przygarnąłby mieszańca?! - wrzasnął po raz pierwszy od stuleci ukazując
swoje emocje. - Gdy Lucyfer zgładził mojego jedynego opiekuna, poprzysiągłem
zemstę! Czekałem! Przez tyle lat ukrywałem się na dworze tego kundla. Zabiłbym
go sam, ale w pojedynkę jestem za słaby! Teraz, gdy jest szansa, nie poddam się
dopóki nie nabiję głowy tej zakłamanej gadziny na pal!
Jake w
jednej chwili skamieniał. Nigdy nie przypuszczał, że osoba tak cicha i
niepozorna może skrywać w sobie tyle bólu i tak wielką rządzę zemsty.
Zastanawiał się przez chwilę czy cień go czasem nie oszukuje, jednakże szybko
odrzucił tą myśl. Takich emocji nie da się podrobić. Ricky mówił prawdę.
- Wybacz. Nie wiedziałem. - Tylko tyle był w stanie powiedzieć
anioł. Przez swoje wcześniejsze zachowanie czuł się fatalnie. Do głowy mu nie
przyszło, że cień dołączył do nich, aby odpłacić Lucyferowi za dawne krzywdy,
które były niewyobrażalnie wielkie. Nie ma nic bardziej bolesnego niż utrata
najbliższej osoby. Jake o tym dobrze wiedział, co spowodowało, że czuł się
jeszcze gorzej.
- Nie ma sprawy. Skąd mogłeś wiedzieć? - odpowiedział
spokojnie, podchodząc bliżej do anioła. - Wracamy?
- W sumie czemu nie - przytaknął mu, po czym ruszyli z
powrotem w kierunku willi. - Opowiesz mi coś o Abbadonie? - zagadnął po chwili.
- Demon, zwany „niszczycielem” i „aniołem zagłady” miał w
sobie więcej dobroci niż nie jeden anioł - zaczął z lekkim uśmiechem. - Poddani
go uwielbiali. Dzięki niemu nigdy nie doszło do starcia między demonem
narodzonym, a przemienionym. Jak zapewne wiesz, istnieje zaklęcie, dzięki
któremu można przemienić dowolną istotę w demona. Znał je tylko Abb i to on
wybierał kto jest godzien tego zaszczytu. Dzięki temu przez całe stulecia
panował pokój.
- Powiedziałeś o sobie „mieszaniec”. Co miałeś przez to na
myśli?
- Jestem pół demonem, pół cieniem. Takie istoty jak ja to
rzadkość. Związki międzygatunkowe nie są praktykowane, choć takowe się
zdarzały. Mimo, że takie pary są na ogół tolerowane, ich potomkowie już nie.
Budzimy strach spowodowany obawą, że możemy być agresywni. Zdarzały się nawet
morderstwa z tego powodu. Jednakże Abbadon nigdy nie myślał o mnie jak o
niebezpiecznej kreaturze. Żyłem w spokoju, do czasu tej przeklętej umowy. Potem
musiałem ukrywać swoją tożsamość, bo Lucyfer wyznaczył za mnie nagrodę, a skoro
najciemniej jest pod latarnią, zatrudniłem się u niego jako najemnik.
- A jaki był twój opiekun?
- Zastępował mi ojca. Sam powtarzał, że chciał mieć potomka,
ale nie znalazł tej jedynej. Był względem mnie tak bardzo troskliwy i
opiekuńczy. Traktował mnie jak rodzonego syna, a nie przybłędę. Zawsze byłem mu
za to wdzięczny. Przecież nie miał obowiązku, aby się mną zająć, a jednak to
zrobił. Zawsze był dla mnie podporą, opiekunem i autorytetem. Czasami bardzo mi
go brakuje - wyznał cicho. Mimo, że nie było mu łatwo o tym mówić, gdy już
wyznał prawdę poczuł się lepiej. Sam się sobie dziwił, ale najwyraźniej nieświadomie
potrzebował tej rozmowy. Swoją przeszłość trzymał w sekrecie przez wiele lat.
Uznał, że najwyższa pora, aby komuś o niej opowiedzieć.
Resztę
drogi odbyli w milczeniu. Dalsze pytania były w tej chwili zbędne. Jake dostał
już to czego chciał. Miał całkowitą pewność, że Ricky był godzien zaufania i
ani on, ani pozostali aniołowie nie musieli domyślać się intencji cienia. Nawet
nie zauważył kiedy wrócili do willi.
- Dzięki, Jake. Za wszystko -
szepnął Ricky zaraz po tym jak przekroczyli próg domu, po czym uciekł do
swojego pokoju, pozostawiając zdezorientowanego anioła samego.
- I jak? Dowiedziałeś się czegoś? - Z zamyślenia wyrwał go
głos Jinxx’a, który nie wiadomo kiedy stanął obok Jake’a.
- Możemy mu zaufać - odpowiedział pewnie.
- Jesteś tego pewien? - zapytał nieco zaskoczony tymi
słowami.
- Oczywiście - wyznał, spoglądając na swojego przyjaciela. -
Bardziej już być nie mogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz