środa, 4 listopada 2015

Rozdział XXII

            Ashley, który w tym czasie leżał spokojnie w swoim łóżku. We śnie zobaczył śliczną dziewczynę o czarno-różowych włosach. Ubrana była w długą, czarną sukienkę, a w dłoni trzymała maskę. Ta, gdy tylko zauważyła anioła, uśmiechnęła się do niego zalotnie i podeszła bliżej. Jej ruchy były bardzo delikzapewniajądzicielskie, a swoją gracją przewyższała najpiękniejsze anielice.
- Jak masz na imię? - zapytał, oczarowany urodą nieznajomej.
- Valerie. Miło mi cię poznać Ashley. - odpowiedziała miłym, spokojnym głosem.
- Skąd...
- Jesteście tu bardzo znani. Twoi przyjaciele zrobili niezłe zamieszanie podczas mojego przyjęcia urodzinowego. - przerwała mu. Upadły anioł niemal natychmiast zrozumiał z kim mam do czynienia.
- Ty jesteś...
- Tak. Jestem córką Lucyfera. - Uśmiechnęła się i dygnęła jak na arystokratkę przystało. Anioł spojrzał na nią pytająco. Nie miał pojęcia dlaczego osoba tak blisko związana z władcą piekła, nawiedziła go w jego śnie? - Przekaż jeszcze Christian'owi, żeby więcej nie wyrywał mi serca. Wiesz ile będzie mi się to regenerować? - dodała z wyraźną dezaprobatą w głosie. Dopiero teraz Ashley zauważył plamę krwi na ciemnej tkaninie.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał, uważnie przyglądając się Valerie i usiłując znaleźć jakąkolwiek wskazówkę dotyczącą jej zamiarów względem niego.
- Ojciec chodzi wściekły jak osa i wyklina was w piętnastu językach. Podobno Ricky wypowiedział mu posłuszeństwo. Mam już dość tego narzekania. Chciałam pogadać z kimś w miarę normalnym.
- O czym? - zapytał jeszcze bardziej zaskoczony i zdezorientowany niż wcześniej.
- Wszystko mi jedno. Byle by nie o wojnie jaką toczycie. Ile można tego słuchać? - odpowiedziała, przewracając oczami.
            Ashley uśmiechnął się i pokiwał głową. Usiedli na ławce, która pojawiła się nie wiadomo skąd i zaczęli rozmowę. Valerie opowiadała o dziwnych i dość zabawnych sytuacjach jakie miały miejsce w zamczysku, a anioł podzielił zwariowanymi anegdotami zarówno ze swojego poprzedniego, jak i teraźniejszego życia. O dziwo bardzo szybko złapali wspólny język. Rozmawiali ze sobą tak jakby byli starymi przyjaciółmi, którzy spotkali się po latach.
            Mogli tak siedzieć jeszcze przez wiele godzin, gdy nagle Ashley poczuł jakby ktoś szarpał go za ramię. Zdziwiony rozejrzał się dookoła, ale nie zobaczył nikogo poza Valerie, która zaczęła się śmiać.
- Chyba pora wstawać. - powiedziała rozbawiona. Anioł nic nie zrozumiał. - Odwiedź mnie jeszcze. A teraz... Pobudka!

***

- Ashley!!! - Ktoś krzyknął nagle na całe gardło. Przestraszony anioł poderwał się do siadu i spojrzał na stojącego nad nim Andy'ego.
- Co?! - zapytał z wyrzutem. Jak można było się domyśleć nie był zachwycony tego rodzaju pobudką.
- To, że stoję tu od 20 minut idioto! - warknął wściekły. - Ogarnij się i choć do nas. Jest parę spraw do obgadania. - odpowiedział mu już spokojniejszym głosem, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając przyjaciela samego.
            Ashley spojrzał na zegarek i zobaczył, że była godzina 11:23. Niechętnie zwlekł się z łóżka, po czym ubrał się i zszedł na dół. W salonie wszyscy już na niego czekali.
- Co się takiego stało, że Andy nie mógł cię dobudzić? - zapytał Christian widocznie rozbawiony sytuacją.
- Ktoś mi się śnił. - odpowiedział coraz bardziej zirytowany.
- Oho. Niech zgadnę. Długonoga, blondynka w dopasowanej, czerwonej sukience?
- Nie, baranie! Niewysoka dziewczyna o czarno-różowych włosach. Mówiła, żebyś następnym razem nie wyrywał jej serca. - Słysząc to demon zamarł, a jego twarz wyrażała niewyobrażalny szok.
- Valerie? Śniła ci się?
- Tak.
- Czego chciała? Co mówiła?
- Chciała uciąć sobie ze mną pogawędkę, bo ma dosyć zachowania Lucyfera. - odpowiedział jakby tracąc zainteresowanie sprawą.
- Tylko tyle?
- A czego się niby spodziewałeś? - zapytał podejrzliwie anioł.
- Tego, że będzie chciała cię uwieść i wyciągnąć z ciebie jakieś informacje. Ona jest sukkubem. I to piekielnie utalentowanym. Krążą plotki, że zawróciła w głowie bardzo zasłużonemu i szanowanemu aniołowi. Z miłości do niej upadł, a gdy ta go porzuciła, spalił się.
- Jak widzisz nie planuję się podpalać. Nie mówiłem też o niczym mogłoby mieć znaczenie. Valerie jednak powiedziała coś bardzo istotnego.
- Mianowicie. - dopytywał się CC.
- Podobno Ricky wypowiedział Lucyferowi posłuszeństwo. - Ashley otrzymał w odpowiedzi zszokowane spojrzenia przyjaciół. Jedynym, który o dziwo siedział spokojnie był Andy.
- Wczoraj zachowywał się dość dziwnie, ale żeby coś takiego. - powiedział jakby sam do siebie.
- Jak to wczoraj? - odezwał się Jinxx wyraźnie nic nie rozumiejąc.
- Ech. No tak. Ricky tu był. Zachowywał się dziwnie, ale zapewnił, że nie chce nas zniszczyć.
- Czyli był tu jeden z najgroźniejszych cieni, Ashley'a nawiedziła księżniczka piekła, a ja spałem jak zabity. - podsumował zirytowany CC, który rzucił porozumiewawcze spojrzenie do Jinxx'a.
- Takie życie. - zaśmiał się Jake.
            W tym momencie rozległ się przerażający krzyk, który odbił się echem po całym lesie. Aniołowie i demon poderwali się ze swoich miejsc.
- Co to było? - zapytał zdezorientowany Jake.
            Gdy krzyk się powtórzył wszyscy czym prędzej wybiegli na zewnątrz. Tam jednak niczego nie zauważyli. CC zamknął oczy i mruknął coś pod nosem.
- Co ty... - odezwał się Ashley, nie rozumiejąc zachowania przyjaciela.
- Ciii... To było zaklęcie. - przerwał mu Christian.
- Ćwiczyłeś z nim?
- Oczywiście. Niebywale szybko się uczy.
- Tędy. - odezwał się nagle CC i ruszył przed siebie. Pozostali bez wahania ruszyli w kierunku, który wskazał anioł.
            Nie minęła chwila, a ich oczom ukazał się pobity, zakrwawiony i ledwo przytomny Ricky, który biegł w ich stronę. Nagle pojawiło się osiem cieni, które go otoczyły i powaliły na ziemię. Zdawały się w ogóle zauważyć stojącej nieco dalej szóstki. Były zbyt pochłonięte atakowaniem bezbronnego i poważnie zranionego Ricky'ego.
            Aniołowie i demon bez chwili wahania wkroczyli do akcji. Zaskoczone zjawy broniły się, ale były za słabe. CC czym prędzej podbiegł do Ricky'ego, w tym czasie podniósł się, ale ledwo trzymał się na nogach. Gdy tylko anioł się zbliżył, oparł się o niego. Szybko oddalili się od pola bitwy i ruszyli z powrotem do dworku. Zaledwie kilka kroków od wejścia cień zachwiał się i gdyby nie to, że CC przez cały czas go trzymał, zapewne runął by na ziemię.
- A-Andy... demon. - szepnął słabo, po czym stracił przytomność.
            CC przytrzymał Rick'ego mocniej i zabrał do domu. Tam położył go na łóżku w jednym z pokoi. Pomimo, że pole bitwy znajdowało się daleko przez cały czas miał wrażenie, że jest obserwowany. Zastygł na chwilę w bezruchu i zaczął nasłuchiwać. W całym domostwie panowała głucha cisza, ale anioł nie dał się jej zwieść. Nagle odwrócił się i złapał jednego z cieni, który właśnie chciał go zaatakować. Jednym ruchem rzucił nim o ścianę, a ręce zacisnął na jego gardle.
- Pan nie da wam spocząć. Zniszczy was. - warknęła zjawa, usiłując wyrwać się z uścisku.
- Jeszcze zobaczymy. - odpowiedział pewnie, po czym zacisnął rękę tak mocno, że cień rozpłynął się w powietrzu. Zaraz po tym w dworku pojawili się pozostali aniołowie i demon.
- Wszystko w porządku? - zapytał zdyszany Jake.
- Ze mną tak, ale Ricky stracił przytomność. Nie wygląda dobrze.
- Andy już wezwał Gabriela. On będzie wiedział co robić.

***

- Co z nim? - spytał Jinxx zaraz po tym jak archanioł wyszedł z pokoju, w którym leżał ranny.
- Ma kilka ran kłutych i jest mocno poobijany, ale to silny cień. Niedługo powinien dojść do siebie. - odpowiedział, odkładając bandaże na pobliski stolik. - Przyjdźcie zaraz do salonu. Mamy kilka spraw do omówienia. - odwrócił się od nich i ruszył przed siebie. - I, że ja pomogłem słudze zła. - mruknął z dezaprobatą i wyszedł. Christian już chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili Jake go powstrzymał.
- Daj spokój. Nie warto. Zostań z Ricky'm, a my pójdziemy porozmawiać z Gabrielem, ok?
- Niech będzie, ale odprawcie go szybko, bo nie ręczę za siebie. - odpowiedział z przekąsem i wszedł do sypialni, w której leżał Ricky.
            Tym czasem upadli aniołowie udali się do salonu, gdzie już oczekiwał na nich archanioł. Do pokoju weszli w milczeniu. Usiedli tylko i wpatrywali się w jasnowłosego anioła.
- Co się wydarzyło? Dlaczego ten cień został tak zraniony? - zaczął w końcu Gabriel, który był wyraźnie zadziwiony całą sytuacją.
- Ricky wypowiedział Lucyferowi posłuszeństwo i został zaatakowany. - odpowiedział spokojnie CC.
- Mówił coś, zanim stracił przytomność?
- Wypowiedział tylko dwa słowa.
- Mianowicie?
- "Andy" i "demon". - Gdy tylko archanioł usłyszał te słowa jego spojrzenie automatycznie powędrowało na Andy'ego.
- Boże, miej nas w opiece. I nikt tego nie zauważył. - szepnął sam do siebie. - O starciu jakie doszło między Lucyferem, a Abaddonem krążą różne pogłoski.
- Piekło, jak widać słynie z tworzenia plotek. - wtrącił Ashley przypominając sobie opowieść o Valerie.
- Nie przerywaj mi. - skarcił go Gabriel. - Jedna z tych plotek mówi, że przed śmiercią władca demonów wypowiedział zaklęcie przeniesienia mocy. Dzięki niemu osoba wypowiadająca te słowa może przekazać swoją moc komuś innemu. Ponoć Abaddon oddał wszystko aniołowi, którego uznał za dość silnego by pokonać Lucyfera. Andy, nie zastanawiało cię dlaczego jako jedyna osoba w całym niebie masz kruczoczarne włosy? - zwrócił się nagle do upadłego anioła, który z każdą chwilą był w coraz większym szoku.
- Nigdy nie zwracałem na to większej uwagi. Nie sądziłem, że to może mieć znaczenie. - wyznał.
- Ale, jak widzisz ma bardzo duże. Sądzę, że przejąłeś moce Abaddona. Jeśli to prawda, jesteś i zawsze byłeś pół aniołem, pół demonem. A jako, że Abaddon był władcą demonów, ty stałeś się jego następcą.
            Andy wstał z fotela i odszedł kawałek dalej, tym samym zwracając na siebie uwagę pozostałych. Nikt jednak nie odezwał się słowem. Patrzyli tylko na anioła i czekali na jakąkolwiek reakcję przyjaciela. Ten nagle odwrócił się, a jego chłodne spojrzenie przeszyło zebranych.
- Nawet jeśli to prawda i jestem prawowitym władcą piekła, nie obchodzi mnie to. Stanę przeciwko Lucyferowi, ale nie przejmę po nim władzy.
- Jak to?! Ktoś musi rządzić piekłem! Równowaga na świecie musi być zachowana! - protestował Gabriel. - Spędziłeś tyle lat w niebie. Na pewno to rozumiesz.
- Zawsze można oddać ten przywilej komuś innemu. - Uśmiechnął się Andy, wprawiając przyjaciół w osłupienie.
- Masz już kogoś konkretnego na myśli? - zapytał Jinxx, który jaki pierwszy otrząsnął się z szoku.
- Można tak powiedzieć, ale dziś nic nie powiem. Na to jednak jeszcze przyjdzie pora.

***

          Christian przez cały ten czas siedział przy Ricky'm. Niestety cień w dalszym ciągu był nieprzytomny, więc znudzony czekaniem demon zaczął rozszyfrować ostatnie linijki opisu zaklęcia z księgi Lucyfera.
- Christian? - Usłyszał nagle znajomy głos. Podniósł głowę znad kartek i zobaczył swojego dawnego przyjaciela, który kierował ku niemu zaskoczone spojrzenie.
- Witam wśród żywych. Jak się czujesz? - spytał z uśmiechem.
- Lepiej jak zachowam to dla siebie.
- Dlaczego?
- Domyślam się, że Gabriel tu jest. Wolę nie kląć w jego obecności. - Na te słowa obydwoje się roześmiali. Archanioł nie pałał sympatią ani do cienia, ani demona, a więc sytuacja jaką opisał Ricky była dla obydwojga bardzo zabawna.
- Skąd wiesz, że tu jest? - zapytał, gdy tylko się opanował
- Wy nie opatrzylibyście mnie tak dobrze. - zauważył. Zapadła chwila niezręcznej ciszy między nimi. Demon miał pytanie, ale nie był pewny czy chce je zadać. W końcu jednak zebrał się na odwagę.
- To prawda, że wypowiedziałeś posłuszeństwo Lucyferowi?
- To chyba oczywiste, że tak. Na pewno ciebie też nieźle pokiereszował gdy to zrobiłeś.
- Prawda. Co się zmieniło od naszego spotkania?
- Andy przejął moce Abaddona. - odpowiedział obojętnie cień, na co w odpowiedzi otrzymał zaskoczony wyraz twarzy Christian'a. - Te plotki są prawdziwe. Z całą pewnością mamy do czynienia z następcą Abaddona. To wyjaśnia dlaczego tak szybko zdobywa zwolenników. Anielska dobroć i kusząca demoniczna siła mu to umożliwiają. - zapewnił go.
- Hmm... Czyli mam nowego władcę. - stwierdził po kolejnej chwili ciszy.
- Przeszkadza ci to? - zapytał z zaciekawieniem. - Tak właściwie to gdyby nie on, ty władałbyś piekłem.
- Jeśli tym władcą ma być Andy, to nie. - Słysząc to, Ricky uśmiechnął się lekko, a wzrok przeniósł na sufit.
- Musi być naprawdę wyjątkowy skoro chcesz się mu przyporządkować. - stwierdził, przymykając oczy. - Wojna nadchodzi. I to szybciej niż się spodziewacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz