sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział XVI

            Lucyfer chodził wściekły po sali. Nie mógł uwierzyć, że dopuścił się tak karygodnych błędów i niedopatrzeń. Nigdy nie podejrzewałby, że Christian kiedykolwiek pozna zaklęcie, które było w stanie przemienić każdą, nawet martwą istotę w potężnego demona. Przez to wydarzenie powróciła przeszłość. Władca piekła doskonale pamiętał o swojej przysiędze złożonej przed laty. Był także w pełni świadom tego, że jego były sługa posiadł pełne prawo ubiegania się o jego tron. Teraz władza i autorytet Lucyfera były zagrożone, a on sam mógł utracić dosłownie wszystko, włącznie z życiem.
- Cholera! - wrzasnął, łapiąc za ogromny stół i rozbijając nim kilka okien. - Gdyby nie Andrew i ten jego groteskowy zastęp aniołów... Za kogo on się uważa?! Myśli, że pięknymi słówkami coś zdziała?! Ha! Głupiec z niego. Mnie się nie da pokonać. -  mówił już znacznie spokojniej. Jego wzrok mimowolnie skierował się w stronę jednego z rozbitych okien. Z lekkim, ironicznym uśmiechem podszedł do niego i spojrzał na panoramę swojego przerażającego królestwa. - Miałeś szczęście, Andrew. Ale ono nie trwa wiecznie. Dopadnę cię... nawet jeśli przypłacę to życiem.
            Nagle po sali tronowej rozniosło się dość głośne pukanie do drzwi. Lucyfer przewrócił tylko oczami i machnął od niechcenia ręką, co sprawiło, że wielkie wrota otworzyły się, wpuszczając tym samym jednego ze strażników.
- O co chodzi? - zapytał oschle, przyglądając się swojemu słudze
- Panie. - Ukłonił się tak nisko, jak tylko mógł, aby nie ściągnąć na siebie gniewu władcy. - On znowu chce rozmawiać. Oczekuje cię Panie w tym samym miejscu co poprzednio.
- Nie dość, że mam na głowie te cholerne anioły to jeszcze on zawraca mi głowę - burknął pod nosem, po czym zniknął otoczony czarnym dymem.

***

            Władca piekła pojawił się na leśnej polanie, gdzie już czekało na niego jasne widmo.
- Po co mnie tu ściągnąłeś? - zapytał naprawdę mocno zirytowany całą sytuacją.
- Chciałem poznać twoją opinię.
- Jaką znowu opinię?
- Christian stał się demonem. Pamiętasz chyba swoją przysięgę, prawda?
- Nie mam zamiaru wywiązywać się z niej. Przysięgę zawierałem z Abaddon'em, a on już nie istnieje.
- To nie znaczy, że to zwalnia cię z obowiązku. Obiecałeś oddać swój tron demonom, a skoro...
- Nie mam zamiaru tego robić! - wrzasnął oburzony. - Nigdy nie pokłonię się tym zapchlonym kundlom! Chcieli wojny?! W takim razie będą ją mieli! -  wykrzyczał najgłośniej jak tylko potrafi i zniknął tak samo niespodziewanie jak się pojawił.
- Ach... Czyli już do tego doszło – westchnęło jasne widmo, po czym i ono rozpłynęło się w powietrzu.

***

            Tego wieczoru willę aniołów po raz kolejny odwiedził Gabriel. Nie zostawał on jednak długo, gdyż nie chciał znów spotkać się z Christian’em. Przekazał tylko  przyniesioną przez siebie informację  CC'emu i odleciał, zostawiając przerażonego przyjaciela samego.
- Co jest? -  Anioł niemal podskoczył w miejscu, słysząc głos Jake’a. - Widziałem Gabriela. O czym rozmawialiście? - anioł nie był w stanie wydobyć z siebie nawet pół słowa. Jedynie odwrócił się w stronę swojego rozmówcy i spojrzał na niego przerażonym wzrokiem. - Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Lucyfer wypowiedział nam wojnę - powiedział przez zaciśnięte gardło.
- Błagam. Powiedzcie, że się przesłyszałem - odezwał się nagle Andy, który nie wiadomo kiedy pojawił się na schodach. W jego oczach można było dostrzec  jedynie strach, który znacznie przybrał na sile, gdy nie padła żadna odpowiedź ze strony przyjaciół. - Boże. Czyli teraz będzie zbierał armię - szepnął sam do siebie i zamyślił się na  parę chwil. - Muszę odejść - odezwał się w końcu. - To wszystko jest moją winą. Poza tym Lucyfer chce dopaść tylko mnie. Nie mogę was dłużej
- Słaby żart - skomentował Ashley, który razem z Christian'em i Jinxx'em wszedł do salonu. - Myślisz, że ci na to pozwolimy? Chyba już dawno omówiliśmy, że nie damy ci od tak odejść.
- Ash ma rację – wtrącił się Jinxx. - Nawet gdyby całe piekło miało się na nas zwalić, będziemy się trzymać razem.
- Ale...
- Nie masz tu nic do gadania - przerwał Andy'emu, Christian. - W pojedynkę nie damy rady. Znam doskonale Lucyfera i jego sposób działania. Stanięcie na czele piekielnej armii to dla niego za duże ryzyko. On wie, że jeśli przegra, jego żołnierze zbuntują się. Na pewno j będzie chciał wykończyć nas jakimś podstępem, więc teraz musimy się zastanowić co robić.
- No to ja zrobię wszystkim kawy - powiedział Jake, który już kierował się do kuchni. - Zanosi się na długą noc.
- Pomóc ci? - zapytał Ashley.
- A mógłbyś?
- Jasne! - powiedział, podchodząc z uśmiechem do przyjaciela i razem z nim poszedł do kuchni.
            Wrócili po kilkunastu minutach, niosąc dwie tacki z kubkami. Po uprzednim rozdaniu napojów, spoczęli na kanapie, na której siedział już Andy. CC i Christian zajęli fotele, stojące naprzeciw siebie, a Jinxx przycupnął na prawym podłokietniku demon.
- Chyba mam pewien pomysł - odezwał się jako pierwszy Jeremy. - Gdybyśmy cię nie spotkali Andy, trafilibyśmy do piekła, prawda?
- Tak, a co?
- Może dałoby się uwolnić inne dusze z piekła. Na pewno jest ich wiele. Może nawet więcej niż cieni. Sam powiedziałeś, że Lucyfer szykuje armię. W otwartej walce nie damy rady. Powinniśmy powiększyć nasze szeregi.
-  Pomysł dobry, ale jak my mamy tego dokonać? - zapytał Jake.
- Cóż, prawdę mówiąc to... - Christian zawiesił na chwilę głos.
- O co chodzi? - zainteresował się Ashley.
- W księgach Lucyfera jest opisany pewien rytuał, dzięki któremu można uwolnić te dusze, które się chce. Niestety instrukcja jest zaszyfrowana.
- A pamiętasz chociaż, w której księdze była?
- Tak, ale sam musiałbym ją zabrać, bo tylko ja wiem gdzie szukać.
- Sam na pewno nie pójdziesz - zaczął Andy. - A więc...
- Ja mogę iść - przerwał mu Jinxx. - Nie mam zamiaru cię tam puszczać, Andy. To dla ciebie za duże ryzyko. Lepiej jeśli zostaniesz tutaj. - Anioł nic nie odpowiedział. Skinął tylko nieznacznie głową na znak tego, że zgadza się na wszystko. To jednak było kłamstwo, o którym nikt nie wiedział... A przynajmniej on tak myślał.
 

***

            Andy delikatnie nacisną klamkę i cicho wyszedł ze swojej sypialni. Poprzednia rozmowa nic nie dała. Chłopak nie chciał nikogo narażać i uważał, że jego zniknięcie było jedynym, rozsądnym wyjściem. Liczył na to, że jeśli zniknie, odciągnie uwagę Lucyfera, a pozostałym da jakąkolwiek szansę na przeżycie.
            Przemknął przez korytarz i zszedł ostrożnie po schodach, uważając przy tym na skrzypiące deski, które mogłyby go zdradzić. Niestety jedna z nich skrzypnęła pod jego ciężarem. Anioł natychmiast znieruchomiał, a w myślach zaczął błagać, aby nikt się przez to nie obudził. Na szczęście nic się nie wydarzyło, więc anioł odetchnął z ulgą i ruszył dalej.
            Gdy już prawie był przy drzwiach i niemal dotykał klamki, w salonie zapaliło się światło, które go oślepiło. Chłopak odruchowo zasłonił się rękami. Dopiero po kilku minutach przyzwyczaił się do nagłego blasku i mógł spojrzeć na postać stojącą tuż przed nim.
- A-Ashley? Co ty tu...
- Mogę zapytać o to samo. Czy ty naprawdę myślisz, że jestem taki głupi i nie domyślę się, że będziesz próbował uciec? – zapytał, uważnie przyglądając się przyjacielowi. - Dlaczego chcesz nas zostawić?
- Ja wcale tego nie chcę, ale tak będzie lepiej. Nie mogę was narażać.
To na mnie poluje Lucyfer.
- Czy ty nie rozumiesz, że on poluje na nas wszystkich? Jeśli będziesz sam staniesz się dla niego łatwym celem. My też sobie bez ciebie nie poradzimy.
- Mówisz to tylko dlatego, że nie chcesz żebym odszedł - powiedział, przewracając oczami.
- Oj, Andy. Ty jeszcze wiele o mnie nie wiesz.
- Mianowicie? - zapytał zdziwiony słowami Ashley’a.
- Pamiętasz dzień, w którym mnie ocaliłeś? - Andy skinął nieznacznie głową. - Kiedy stałem tam, błagałem aby ktoś przyszedł i mnie stamtąd zabrał. Po tym jak straciłem wszystko, włącznie z ukochaną, potrzebowałem kogoś kto byłby dla mnie podporą. Moja ostatnia modlitwa została wysłuchana. Zjawiłeś się tam. Uratowałeś przed piekłem i zaopiekowałeś się mną. Dałeś mi drugie życie. Jestem pewny, że pozostali powiedzieliby to samo. Nawet Christian. Proszę cię w imieniu nas wszystkich. Nie odchodź. Jeśli ty zwątpisz, kto nam da nadzieję? - Andy nie mógł nic odpowiedzieć. Był w szoku. W myślach powtarzał każde sobie słowo wypowiedziane przez Ashley'a. Nigdy nie zdawał sobie sprawy, że aż tyle znaczy dla swoich przyjaciół. Pojął, że gdyby odszedł, zaprzepaściłby wszystko na czym mu zależało. - Andy? Wszystko w porządku? - zapytał Ashley, zaniepokojony milczeniem chłopaka.
- Powiedziałeś coś naprawdę... - zamilkł na chwilę, szukając odpowiedniego słowa. - ...niezwykłego. Masz rację. Sam nie wierzę, że byłem aż tak ślepy. Przepraszam.
- Nie masz za co. Przecież wiem, że chciałeś dobrze.
- Dzięki, Ash. - powiedział, drapiąc się nerwowo po głowie. - Mógłbym mieć do ciebie prośbę?
- Pewnie. O co chodzi?
- Nie mów reszcie o tym, że chciałem uciec. Tak chyba będzie lepiej.
- Da się zrobić. Niczym się już nie martw i wracaj na górę - odpowiedział mu z uśmiechem.
- Ok. Jeszcze raz ci dziękuję.
- Od czego ma się przyjaciół.
            Andy tylko skinął głową, po czym wrócił do swojego pokoju. Niemal natychmiast położył się na łóżku i zamknął oczy, nie przejmując się nawet swoją kurtką, którą nadal miał na sobie. Jedyne co w tej chwili czuł to wszechogarniające go szczęście, spowodowane świadomością, że ma tak wspaniałych przyjaciół. Nigdy przez całe swoje życie nie zasnął tak spokojnie jak tej nocy.


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozmowa

Dziś rozpoczynam dział Short Stories. Będą to krótkie opowiadania o naszych chłopakach.
Jako pierwszy będzie parodia na temat początków zespołu. Mam nadzieję, że się wam spodoba.

PS.

Następny rozdział Fallen Angels niebawem.


__________________________________________________________________________________________


- Jake?
- Słucham.
- Jak ci się powodzi w twoim zespole?
- Jest dobrze, ale wiem, że mogłoby być lepiej?
- Nie jesteś zadowolony?
- Nie.
- Dlaczego?
- Chciałbym znowu grać z tobą. Z zespołem łączą mnie tylko relacje zawodowe. Nic więcej. Koncerty też mnie nie zadowalają. Powiedzieć ci czemu?
- Jasne.
- Chciałbym w pełni rozwinąć skrzydła. Wiesz dobrze jak gram w tym zespole.
- Fakt, stać się na więcej.
- Sam widzisz. Dobrze mi się z nimi współpracuję, ale czuję, że to nie jest to.
- Chciałbyś zmiany?
- Nie wiem Jinxx. Naprawdę nie wiem.
- Skoro jesteś niezadowolony, to w czym rzecz?
- Tak jak mówiłem, dobrze mi się z nimi współpracuję. Poza tym nikt nie szuka gitarzysty, a już na pewno nie rockowego.
- Może jakbyś poszukał to byś coś znalazł.
- Nie. To nie ma sensu.
- Jesteś pewien?
- Absolutnie.
- No to szkoda.
- Co?
- Skoro nie chcesz zmian to po co się pytasz?
- Jinxx, nie baw się ze mną. Po coś tu jednak przyszedłeś, nie?
- Tak. Miałem pewną sprawę.
- No to słucham.
- Po co?
- Bo jestem ciekawy.
- Nie będziesz zainteresowany.
- Nie bądź taki pewny. No powiedz w końcu.
- Na pewno?
- No. Zaskocz mnie.
- Jak chcesz. Pamiętasz może naszego gitarzystę?
- Tak, a co?
- On już nim nie jest.
- Jak to?
- Odszedł z zespołu i nie mamy gitarzysty. Pomyślałem sobie czy byś nie zechciał go zastąpić.
- I po co były te całe podchody?
- A zgadzasz się?
- To chyba oczywiste. Teraz odpowiedz na moje pytanie.
- Chciałem cię podejść, byś się zgodził.
- Udało ci się.
- Wiem o tym. Witamy w zespole.
- Nie przedyskutujemy tego z pozostałymi członkami?
- Po co? Wszystko jest już ustalone. Tylko ty musiałeś się zgodzić.
- Jesteś okropny.
- Dzięki. Polecam się na przyszłość. Idziemy na twoją pierwszą próbę?
- Brzmi kusząco. Chodźmy.

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział XV

            Andy zamknął oczy. Usłyszał strzał z pistoletu, jednakże nie poczuł bólu. Nawet niewielkiego draśnięcia. Nie wiedząc czego się spodziewać otworzył ostrożnie oczy i zobaczył stojącego przed sobą Christian’a. Anioł nie mógł w to uwierzyć. Jeszcze przed chwilą cień leżał na ziemi w kałuży krwi, a teraz stał z uniesioną na wysokości twarzy pięścią. Chris nie odezwał się ani jednym słowem. Spojrzał jedynie na władcę piekła z triumfalnym uśmiechem i otworzył dłoń, w której jak się okazało, skrywał kulę przeznaczoną dla Andy'ego.
­­- Jak to możliwe?! - wrzasnął wściekły Lucyfer. Nie mógł znieść świadomości, że odniósł kolejną porażkę. Nie zdążył jednak niczego zrobić, ponieważ Christian  odwrócił się i jednym szybkim ruchem wyważył drzwi i razem z Andy'm wybiegł na korytarz.
            Aniołowie, zobaczywszy cienia, doznali niemałego szoku, jednak to nie był moment na zadawanie pytań. Musieli się jak najszybciej wydostać z twierdzy. Nie mogli zmarnować ani chwili. Wszyscy pobiegli schodami na górę. Niestety gdy tylko przedostali się do głównego korytarza, zostali otoczeni przez strażników. Każdy z nich trzymał ostry, jak brzytwa miecz, przeznaczony tylko i wyłącznie do zabijania. Nawet niewielkie skaleczenie mogło w jednej chwili znacznie osłabić przeciwnika i tym samym ułatwić jego zgładzenie.
            Mimo tak fatalnej sytuacji Christian pozostał niewzruszony. Jedynie machną obojętnie ręką, co spowodowało, że po całym korytarzu rozeszła się potężna fala, która swoją ogromną siłą powaliła wszystkich strażników na ziemię.
            Jinxx, korzystając z okazji, wyszeptał cicho podane przez Gabriela zaklęcie, które otworzyło przed nimi przejście prowadzące prosto do świata ludzi. Mógł być otwarty tylko przez krótką chwilę, więc aniołowie i Christian bez wahania przez niego przeszli. Gdy tylko znaleźli się po drugiej stronie, portal się zamknął, uniemożliwiając w ten sposób jakikolwiek pościg.
- Udało się - szepnął sam do siebie Ashley.
- Wszyscy cali? - zapytał CC, przyglądając się uważnie każdemu z osobna. Na szczęście nie zauważył u nikogo żadnych oznak, że coś się stało. Jedynym co go zaniepokoiło była coraz bardziej widoczna na twarzy Andy’ego wściekłość, oraz mordercze spojrzenie skierowane prosto na cienia.
- Chyba jesteś mi winien wyjaśnienia, Christian - powiedział z niemałą pretensją Andy, krzyżując ręce na piersi.
- Mianowicie - odparł cień, jakby nie zrozumiał co anioł miał na myśli.
- Jeszcze się pytasz?! - wrzasnął oburzony. - Byłeś martwy! Strzelili ci w głowę! Jakim cudem żyjesz?! Żaden cień by nie przeżył takiego strzału! A już na pewno nie z takiej broni jak tamta! - krzyczał jak jeszcze nigdy dotąd. Był całkowicie pewny swoich słów, gdyż wiedział, że pistolet, z którego postrzelono cienia, był o wiele bardziej niebezpieczny niż miecze strażników.
- Ach, o to chodzi. Tyle, że nie wiem jak to powiedzieć.
- Najlepiej wprost.
- No dobrze. Pamiętasz te głosy, o których ci mówiłem? - Andy skinął nieznacznie głową, dając tym samym znak aby ten kontynuował swoją wypowiedź. - Znalazłem się w takiej sytuacji jak ty. Nie miałem jak uciec. Głosy w mojej głowie krzyczały w kółko to samo zaklęcie. Nie miałem wyjścia. Musiałem je rzucić, choć nie wiedziałem czemu ono miało służyć. Tylko tyle mogłem zrobić.
- I co się stało? - dopytywał się Ashley.
- Nie jestem już cieniem. Stałem się dżentelmenem kroczącym w mroku. Ciemnością i strachem. Potężny i niezależny od Lucyfera.
- Wyrażaj się jaśniej - zirytował się Andy.
- Jestem demonem - odpowiedział jakby była to coś zupełnie normalnego. Aniołowie zaś patrzyli zaskoczeni na Christian’a, analizując dokładnie to co przed chwilą usłyszeli.
- Jak to demonem? Jak to się stało? - zapytał Jake, który jako pierwszy odzyskał zdolność mówienia.
- Sam do końca nie wiem - wyznał nieco zakłopotany. - To zaklęcie towarzyszyło mi od dłuższego czasu. Nie wiedziałem do czego ma służyć. Aż do dzisiaj. Ale nie bójcie się. To kim teraz jestem nie zmienia mojego stosunku do was. Dalej chcę wam pomagać i się od was uczyć. - powiedział ze zmartwieniem i charakterystyczną dla niego klasą.
- Nie boimy się, tylko... - urwał na chwilę Andy. Sam zastanawiał się nad tym co chciał powiedzieć. - Nie wiemy ani jakie masz moce, ani czy nad nimi panujesz. Chyba rozumiesz o co mi chodzi. - Christian westchnął. Wiedział, że jego przyjaciel miał rację. Mógł stanowić dla wszystkich zagrożenie, nawet nie będąc tego świadomym. Aby móc dalej współpracować z aniołami musiał od nowa nauczyć się kontrolować swoje moce.
- Czy wy serio musicie się o to teraz rozmawiać? - odezwał się nagle Ashley. - Lepiej wróćmy do domu i cieszmy się, że w ogóle żyjemy. Później będziemy się martwić. Teraz wracajmy do domu.

***

- Demonem?! - wykrzyczał przerażony Gabriel, który przyleciał sprawdzić czy akcja ratunkowa przebiegła pomyślnie. Upadli aniołowie niezwykle cieszyli się, że Christian nie uczestniczył w tej rozmowie. Nowo narodzony demon udał się w jakieś samotne miejsce, aby w spokoju zapanować nad swoimi nowymi umiejętnościami. To że użył ich w twierdzy Lucyfera nie było do końca rozważne.
- Siła nieczysta! Wyklęty!
- Uspokój się! - skarcił go Jinxx, który miał już serdecznie dość uprzedzeń archanioła względem Christian’a.
- Uspokoić?! Jak mogę być spokojny?! Trzymacie pod swoim dachem jedynego istniejącego demona, a ja mam być spokojny?! Sami nie wiecie co robicie?!
- Czekaj chwilkę. Jedynego demona? - zaciekawił się Ashley.
- Tak. Christian jest teraz jedynym istniejącym demonem. Ma pełne prawo do tronu Lucyfera.
- Jak to?
- Zacznę od początku. Kiedyś było wiele demonów. Przewodził im Abaddon. Jego poddanymi były istoty, które sam wybrał. Przemieniał w demony aniołów, cienie, a nawet ludzi, choć rzadko to się zdarzało. Byli całkowicie neutralni w sporze między niebem, a piekłem do czasu przysięgi. Lucyfer obiecał im królestwo piekła w zamian za stanięcie po jego stronie w wojnie. Abbadon zgodzili się, choć zrobił to niechętnie. Po porażce Lucyfer nie miał zamiaru dotrzymać danego słowa. Podstępem zniszczył demony, a zaklęcie przepadło. Pokonał nawet Abbadona, co wcale nie było takie proste. Ich nieprzerwana niczym walka trwała prawie rok, aż do zwycięstwa Lucyfera.
- Więc jakim cudem Chris znał to zaklęcie? - zapytał Jake.
- Tego nie wiem i jest to według mnie bardzo podejrzane. Teraz, zgodnie z przysięgą, piekłem powinien władać Christian. Nie sądzę jednak, że to dobrze. On jest o wiele okrutniejszy od Lucyfera. Jeśli jeszcze do tego zostanie władcą to...
- To co? - zapytał z zainteresowaniem demon, który nie wiadomo kiedy pojawił się w drzwiach salonu. Gabriel na jego widok skamieniał, jednak starał się nie okazywać żadnych emocji. - A więc? Jestem niebezpieczny? To chciałeś powiedzieć?
- Oczywiście, że tak. Nie ufam ci i nie licz na to, że od tak zmienię zdanie. - odpowiedział oschle. - Wiem wszystko o twojej przeszłości. Nawet więcej niż powinienem. Czy ty naprawdę myślisz, że zdołasz odkupić swoje winy? Jesteś żałosny!
- Nie rozumiesz, że to koniec?! Zerwałem z tym! - krzyknął z niemałą pretensją w głosie.
- Takie bestie jak ty się nie zmieniają - prychnął z pogardą Gabriel, patrząc na demona z obrzydzeniem.
            Ku zaskoczeniu wszystkich Christian nic nie odpowiedział. Widocznie zabolały go te słowa. Tak naprawdę demon przez cały czas obawiał się, że archanioł mógł mieć w tej sprawie rację. Sam wielokrotnie zastanawiał się, czy porzucenie przeszłości jest w ogóle możliwe. W końcu to co kiedyś zrobił zostanie z nim już na zawsze. Nigdy nie zapomni twarzy swych ofiar. Dopuścił się torturowania, gwałtów i morderstw we wszystkich trzech światach. Nie były to tylko zbrodnie zlecone przez Lucyfera. To była dla Christan’a rozrywka. Bawiły go krzyki cierpienia i błagania o litość, której nigdy nie miał. Nie poznał tego uczucia nawet gdy stał przy łóżku Andy’ego i mierzył do niego z broni. Anioł miał w sobie coś co powstrzymało go wtedy od pociągnięcia za spust. I nie chodziło tu o czystą, anielską siłę, której Andy nie stracił mimo swojego upadku. To było coś innego. O wiele potężniejszego, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Tajemnicza, mroczna siła, umożliwiająca doszczętne zniszczenie wszystkiego co stanęłoby jej na drodze. Była ona uśpiona w aniele, ale i tak na tyle mocna, aby uniemożliwić Christian’owi wykonanie zadania. Kusząca i przerażająca, co niezwykle kontrastowało z charakterem Andy’ego. Gdyby nie ona, Christian zapewne nadal byłby pozbawioną uczuć maszyną do zabijania. Czy więc zmiana naprawdę była możliwa? A może to tylko złudne kłamstwo, które go w końcu zniszczy?
            Demon jeszcze przez chwilę analizował swoje przemyślenia, po czym odwrócił się i wyszedł bez słowa.
- Nie powinieneś mówić tego nawet w żartach - skarcił archanioła CC. - On nie zasłużył sobie na takie traktowanie.
- Powiedziałem prawdę. Gdybyście wiedzieli chociaż odrobinę tego co ja, też byście tak uważali - odparł niewzruszony na uwagę anioła.
- Gabriel, z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że już czas na ciebie  - powiedział spokojnie, ale stanowczo Andy. Archanioł skinął jedynie głową i nieco urażony opuścił mieszkanie.
            W tym czasie Jinxx poszedł do sypialni Christian'a. Gdy wszedł do środka zobaczył, że ten siedział zamyślony na łóżku z opuszczoną głową.
- Czego chcesz, Jeremy? - zapytał obojętnie, nie patrząc na stojącego u progu anioła.
- Od dawna nikt nie zwrócił się do mnie po imieniu - zaśmiał się cicho sam do siebie. - Chciałem tylko z tobą pogadać.
- Nie ma o czym.
- Z tym nie mogę się zgodzić - powiedział, siadając tuż obok Chris'a. - Zabolało cię to?
- Nie.
- Przecież widzę, że tak.
- Więc czemu pytasz, skoro znasz odpowiedź?
- Jestem po prostu ciekawy - odparł, przyglądając się uważnie demonowi. -  Powiedz o co chodzi.
- Co cię to obchodzi? Jestem bestią. Gabriel ma rację. Powinieneś traktować mnie tak samo jak on.
- Przecież wiesz, że jestem twoim przyjacielem.
- I ty naprawdę chcesz mieć za przyjaciela kogoś takiego jak ja? Chyba zwariowałeś.
- Być może, ale jestem przynajmniej szczery. A ty w to chociaż wierzysz?
- Wierzę, ale wiem też, że jestem niebezpieczny. - Jinxx uśmiechnął się sam do siebie.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - zagadnął nieco rozbawiony tym wspomnieniem.
- Jakbym mógł zapomnieć. Strasznie się trząsłeś. Bałeś się mnie.
- A teraz się nie boję. Gabriel ma rację. Bestie się nie zmieniają, ale ty możesz to zrobić, bo nie jesteś i nigdy nią nie byłeś. Nie pozwól by twoja przeszłość cię ograniczała. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i zawsze będziemy cię wspierać.
- Tak uważasz? - zapytał, nie do końca wierząc w słowa anioła.
- Oczywiście. Wiem, że to dla ciebie dziwna sytuacja. Możesz przez jakiś czas jeszcze mieć takie rozterki, ale nie będzie to trwać wiecznie. W pewnym momencie po prostu poczujesz się wolny. - Christian westchnął i spojrzał na Jinxx'a. Spodziewał się, że ujrzy przed sobą osobę, która próbuje go jedynie pocieszyć. Zamiast tego dostrzegł, że anioł nie wypowiedział, ani jednego słowa bezmyślnie.
- Przeżyłeś coś podobnego? - Wypowiedziane przez niego słowa brzmiały bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie.
- Tak. W pierwszych dniach po przemianie. Sądziłem, że powinienem umrzeć i nie rozumiałem dlaczego to właśnie ja zostałem ocalony. Andy jednak sprawił, że szybko się uporałem z tymi myślami. Nie zrobił niczego niezwykłego. Wystarczyło tylko to, że był. Jest w nim coś…
- Dziwnego? - dokończył za anioła.
- Czyli nie tylko ja to wyczuwam - stwierdził, spoglądając na sufit. - Nie mam pojęcia co to jest, ale mogę się założyć, że reszta też to wyczuwa.
- Może kiedyś się dowiemy. - Christian ponownie spuścił głowę, jednakże na jego twarzy pojawił się delikatny, prawie nic nie znaczący uśmiech. - Dziękuję Jinxx. Chyba naprawdę potrzebowałem tej rozmowy. Myślę, że masz rację. Najwyższa pora przełamać cykl przeszłości.


Żadnych kompromisów, jak walczę, aby przerwać cykl
Przynieś koniec cierpieniu
Byłem zasłonięty lub zaciemniony
Szturmując tło
Szept jednego człowieka to krzyk innego.
Więc wejdź pomiędzy linie.


Opuszczony, idę wzdłuż liny sam, bez sanktuarium.
Nie ma miejsca które mógłbym nazwać domem.
Ale czas już przełamać ten cykl.

(Motionless in White - "Break the Cycle")