Lucyfer chodził
wściekły po sali. Nie mógł uwierzyć, że dopuścił się tak karygodnych błędów i
niedopatrzeń. Nigdy nie podejrzewałby, że Christian kiedykolwiek pozna
zaklęcie, które było w stanie przemienić każdą, nawet martwą istotę w potężnego
demona. Przez to wydarzenie powróciła przeszłość. Władca piekła doskonale
pamiętał o swojej przysiędze złożonej przed laty. Był także w pełni świadom
tego, że jego były sługa posiadł pełne prawo ubiegania się o jego tron. Teraz
władza i autorytet Lucyfera były zagrożone, a on sam mógł utracić dosłownie
wszystko, włącznie z życiem.
- Cholera! - wrzasnął, łapiąc za ogromny stół i rozbijając nim
kilka okien. - Gdyby nie Andrew i ten jego groteskowy zastęp aniołów... Za kogo
on się uważa?! Myśli, że pięknymi słówkami coś zdziała?! Ha! Głupiec z niego.
Mnie się nie da pokonać. - mówił już
znacznie spokojniej. Jego wzrok mimowolnie skierował się w stronę jednego z
rozbitych okien. Z lekkim, ironicznym uśmiechem podszedł do niego i spojrzał na
panoramę swojego przerażającego królestwa. - Miałeś szczęście, Andrew. Ale ono
nie trwa wiecznie. Dopadnę cię... nawet jeśli przypłacę to życiem.
Nagle po sali
tronowej rozniosło się dość głośne pukanie do drzwi. Lucyfer przewrócił tylko
oczami i machnął od niechcenia ręką, co sprawiło, że wielkie wrota otworzyły
się, wpuszczając tym samym jednego ze strażników.
- O co chodzi? - zapytał oschle, przyglądając się swojemu słudze
- Panie. - Ukłonił się tak nisko, jak tylko mógł, aby nie ściągnąć
na siebie gniewu władcy. - On znowu chce rozmawiać. Oczekuje cię Panie w tym
samym miejscu co poprzednio.
- Nie dość, że mam na głowie te cholerne anioły to jeszcze on
zawraca mi głowę - burknął pod nosem, po czym zniknął otoczony czarnym dymem.
***
Władca piekła pojawił
się na leśnej polanie, gdzie już czekało na niego jasne widmo.
- Po co mnie tu ściągnąłeś? - zapytał naprawdę mocno zirytowany
całą sytuacją.
- Chciałem poznać twoją opinię.
- Jaką znowu opinię?
- Christian stał się demonem. Pamiętasz chyba swoją przysięgę,
prawda?
- Nie mam zamiaru wywiązywać się z niej. Przysięgę zawierałem z
Abaddon'em, a on już nie istnieje.
- To nie znaczy, że to zwalnia cię z obowiązku. Obiecałeś oddać
swój tron demonom, a skoro...
- Nie mam zamiaru tego robić! - wrzasnął oburzony. - Nigdy nie
pokłonię się tym zapchlonym kundlom! Chcieli wojny?! W takim razie będą ją
mieli! - wykrzyczał najgłośniej jak
tylko potrafi i zniknął tak samo niespodziewanie jak się pojawił.
- Ach... Czyli już do tego doszło – westchnęło jasne widmo, po
czym i ono rozpłynęło się w powietrzu.
***
Tego wieczoru
willę aniołów po raz kolejny odwiedził Gabriel. Nie zostawał on jednak długo,
gdyż nie chciał znów spotkać się z Christian’em. Przekazał tylko przyniesioną przez siebie informację CC'emu i odleciał, zostawiając przerażonego
przyjaciela samego.
- Co jest? - Anioł niemal
podskoczył w miejscu, słysząc głos Jake’a. - Widziałem Gabriela. O czym
rozmawialiście? - anioł nie był w stanie wydobyć z siebie nawet pół słowa.
Jedynie odwrócił się w stronę swojego rozmówcy i spojrzał na niego przerażonym
wzrokiem. - Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Lucyfer wypowiedział nam wojnę - powiedział przez zaciśnięte
gardło.
- Błagam. Powiedzcie, że się przesłyszałem - odezwał się nagle
Andy, który nie wiadomo kiedy pojawił się na schodach. W jego oczach można było
dostrzec jedynie strach, który znacznie
przybrał na sile, gdy nie padła żadna odpowiedź ze strony przyjaciół. - Boże.
Czyli teraz będzie zbierał armię - szepnął sam do siebie i zamyślił się na parę chwil. - Muszę odejść - odezwał się w
końcu. - To wszystko jest moją winą. Poza tym Lucyfer chce dopaść tylko mnie. Nie
mogę was dłużej
- Słaby żart - skomentował Ashley, który razem z Christian'em i
Jinxx'em wszedł do salonu. - Myślisz, że ci na to pozwolimy? Chyba już dawno
omówiliśmy, że nie damy ci od tak odejść.
- Ash ma rację – wtrącił się Jinxx. - Nawet gdyby całe piekło miało
się na nas zwalić, będziemy się trzymać razem.
- Ale...
- Nie masz tu nic do gadania - przerwał Andy'emu, Christian. - W pojedynkę
nie damy rady. Znam doskonale Lucyfera i jego sposób działania. Stanięcie na
czele piekielnej armii to dla niego za duże ryzyko. On wie, że jeśli przegra,
jego żołnierze zbuntują się. Na pewno j będzie chciał wykończyć nas jakimś podstępem,
więc teraz musimy się zastanowić co robić.
- No to ja zrobię wszystkim kawy - powiedział Jake, który już
kierował się do kuchni. - Zanosi się na długą noc.
- Pomóc ci? - zapytał Ashley.
- A mógłbyś?
- Jasne! - powiedział, podchodząc z uśmiechem do przyjaciela i
razem z nim poszedł do kuchni.
Wrócili po
kilkunastu minutach, niosąc dwie tacki z kubkami. Po uprzednim rozdaniu
napojów, spoczęli na kanapie, na której siedział już Andy. CC i Christian zajęli
fotele, stojące naprzeciw siebie, a Jinxx przycupnął na prawym podłokietniku demon.
- Chyba mam pewien pomysł - odezwał się jako pierwszy Jeremy. -
Gdybyśmy cię nie spotkali Andy, trafilibyśmy do piekła, prawda?
- Tak, a co?
- Może dałoby się uwolnić inne dusze z piekła. Na pewno jest ich
wiele. Może nawet więcej niż cieni. Sam powiedziałeś, że Lucyfer szykuje armię.
W otwartej walce nie damy rady. Powinniśmy powiększyć nasze szeregi.
- Pomysł dobry, ale jak my
mamy tego dokonać? - zapytał Jake.
- Cóż, prawdę mówiąc to... - Christian zawiesił na chwilę głos.
- O co chodzi? - zainteresował się Ashley.
- W księgach Lucyfera jest opisany pewien rytuał, dzięki któremu
można uwolnić te dusze, które się chce. Niestety instrukcja jest zaszyfrowana.
- A pamiętasz chociaż, w której księdze była?
- Tak, ale sam musiałbym ją zabrać, bo tylko ja wiem gdzie szukać.
- Sam na pewno nie pójdziesz - zaczął Andy. - A więc...
- Ja mogę iść - przerwał mu Jinxx. - Nie mam zamiaru cię tam
puszczać, Andy. To dla ciebie za duże ryzyko. Lepiej jeśli zostaniesz tutaj. -
Anioł nic nie odpowiedział. Skinął tylko nieznacznie głową na znak tego, że
zgadza się na wszystko. To jednak było kłamstwo , o którym nikt nie wiedział... A przynajmniej on tak myślał.
***
Andy delikatnie
nacisną klamkę i cicho wyszedł ze swojej sypialni. Poprzednia rozmowa nic nie
dała. Chłopak nie chciał nikogo narażać i uważał, że jego zniknięcie było
jedynym, rozsądnym wyjściem. Liczył na to, że jeśli zniknie, odciągnie uwagę
Lucyfera, a pozostałym da jakąkolwiek szansę na przeżycie.
Przemknął przez
korytarz i zszedł ostrożnie po schodach, uważając przy tym na skrzypiące deski,
które mogłyby go zdradzić. Niestety jedna z nich skrzypnęła pod jego ciężarem. Anioł
natychmiast znieruchomiał, a w myślach zaczął błagać, aby nikt się przez to nie
obudził. Na szczęście nic się nie wydarzyło, więc anioł odetchnął z ulgą i
ruszył dalej.
Gdy już prawie
był przy drzwiach i niemal dotykał klamki, w salonie zapaliło się światło,
które go oślepiło. Chłopak odruchowo zasłonił się rękami. Dopiero po kilku
minutach przyzwyczaił się do nagłego blasku i mógł spojrzeć na postać stojącą
tuż przed nim.
- A-Ashley? Co ty tu...
- Mogę zapytać o to samo. Czy ty naprawdę myślisz, że jestem taki
głupi i nie domyślę się, że będziesz próbował uciec? – zapytał, uważnie
przyglądając się przyjacielowi. - Dlaczego chcesz nas zostawić?
- Ja wcale tego nie chcę, ale tak będzie lepiej. Nie mogę was
narażać.
To na mnie poluje Lucyfer.
- Czy ty nie rozumiesz, że on poluje na nas wszystkich? Jeśli
będziesz sam staniesz się dla niego łatwym celem. My też sobie bez ciebie nie
poradzimy.
- Mówisz to tylko dlatego, że nie chcesz żebym odszedł -
powiedział, przewracając oczami.
- Oj, Andy. Ty jeszcze wiele o mnie nie wiesz.
- Mianowicie? - zapytał zdziwiony słowami Ashley’a.
- Pamiętasz dzień, w którym mnie ocaliłeś? - Andy skinął
nieznacznie głową. - Kiedy stałem tam, błagałem aby ktoś przyszedł i mnie
stamtąd zabrał. Po tym jak straciłem wszystko, włącznie z ukochaną, potrzebowałem
kogoś kto byłby dla mnie podporą. Moja ostatnia modlitwa została wysłuchana.
Zjawiłeś się tam. Uratowałeś przed piekłem i zaopiekowałeś się mną. Dałeś mi drugie
życie. Jestem pewny, że pozostali powiedzieliby to samo. Nawet Christian.
Proszę cię w imieniu nas wszystkich. Nie odchodź. Jeśli ty zwątpisz, kto nam da
nadzieję? - Andy nie mógł nic odpowiedzieć. Był w szoku. W myślach powtarzał
każde sobie słowo wypowiedziane przez Ashley'a. Nigdy nie zdawał sobie sprawy,
że aż tyle znaczy dla swoich przyjaciół. Pojął, że gdyby odszedł,
zaprzepaściłby wszystko na czym mu zależało. - Andy? Wszystko w porządku? - zapytał
Ashley, zaniepokojony milczeniem chłopaka.
- Powiedziałeś coś naprawdę... - zamilkł na chwilę, szukając
odpowiedniego słowa. - ...niezwykłego. Masz rację. Sam nie wierzę, że byłem aż
tak ślepy. Przepraszam.
- Nie masz za co. Przecież wiem, że chciałeś dobrze.
- Dzięki, Ash. - powiedział, drapiąc się nerwowo po głowie. - Mógłbym
mieć do ciebie prośbę?
- Pewnie. O co chodzi?
- Nie mów reszcie o tym, że chciałem uciec. Tak chyba będzie lepiej.
- Da się zrobić. Niczym się już nie martw i wracaj na górę -
odpowiedział mu z uśmiechem.
- Ok. Jeszcze raz ci dziękuję.
- Od czego ma się przyjaciół.
Andy tylko
skinął głową, po czym wrócił do swojego pokoju. Niemal natychmiast położył się
na łóżku i zamknął oczy, nie przejmując się nawet swoją kurtką, którą nadal
miał na sobie. Jedyne co w tej chwili czuł to wszechogarniające go
szczęście, spowodowane świadomością, że ma tak wspaniałych przyjaciół. Nigdy przez
całe swoje życie nie zasnął tak spokojnie jak tej nocy.