Andy zamknął
oczy. Usłyszał strzał z pistoletu, jednakże nie poczuł bólu. Nawet niewielkiego
draśnięcia. Nie wiedząc czego się spodziewać otworzył ostrożnie oczy i zobaczył
stojącego przed sobą Christian’a. Anioł nie mógł w to uwierzyć. Jeszcze przed
chwilą cień leżał na ziemi w kałuży krwi, a teraz stał z uniesioną na wysokości
twarzy pięścią. Chris nie odezwał się ani jednym słowem. Spojrzał jedynie na
władcę piekła z triumfalnym uśmiechem i otworzył dłoń, w której jak się
okazało, skrywał kulę przeznaczoną dla Andy'ego.
- Jak to możliwe?! - wrzasnął wściekły Lucyfer. Nie mógł znieść
świadomości, że odniósł kolejną porażkę. Nie zdążył jednak niczego zrobić,
ponieważ Christian odwrócił się i jednym
szybkim ruchem wyważył drzwi i razem z Andy'm wybiegł na korytarz.
Aniołowie,
zobaczywszy cienia, doznali niemałego szoku, jednak to nie był moment na
zadawanie pytań. Musieli się jak najszybciej wydostać z twierdzy. Nie mogli
zmarnować ani chwili. Wszyscy pobiegli schodami na górę. Niestety gdy tylko
przedostali się do głównego korytarza, zostali otoczeni przez strażników. Każdy
z nich trzymał ostry, jak brzytwa miecz, przeznaczony tylko i wyłącznie do
zabijania. Nawet niewielkie skaleczenie mogło w jednej chwili znacznie osłabić
przeciwnika i tym samym ułatwić jego zgładzenie.
Mimo tak
fatalnej sytuacji Christian pozostał niewzruszony. Jedynie machną obojętnie
ręką, co spowodowało, że po całym korytarzu rozeszła się potężna fala, która
swoją ogromną siłą powaliła wszystkich strażników na ziemię.
Jinxx,
korzystając z okazji, wyszeptał cicho podane przez Gabriela zaklęcie, które
otworzyło przed nimi przejście prowadzące prosto do świata ludzi. Mógł być
otwarty tylko przez krótką chwilę, więc aniołowie i Christian bez wahania przez
niego przeszli. Gdy tylko znaleźli się po drugiej stronie, portal się zamknął,
uniemożliwiając w ten sposób jakikolwiek pościg.
- Udało się - szepnął sam do siebie Ashley.
- Wszyscy cali? - zapytał CC, przyglądając się uważnie każdemu z
osobna. Na szczęście nie zauważył u nikogo żadnych oznak, że coś się stało.
Jedynym co go zaniepokoiło była coraz bardziej widoczna na twarzy Andy’ego
wściekłość, oraz mordercze spojrzenie skierowane prosto na cienia.
- Chyba jesteś mi winien wyjaśnienia, Christian - powiedział z
niemałą pretensją Andy, krzyżując ręce na piersi.
- Mianowicie - odparł cień, jakby nie zrozumiał co anioł miał na
myśli.
- Jeszcze się pytasz?! - wrzasnął oburzony. - Byłeś martwy!
Strzelili ci w głowę! Jakim cudem żyjesz?! Żaden cień by nie przeżył takiego
strzału! A już na pewno nie z takiej broni jak tamta! - krzyczał jak jeszcze
nigdy dotąd. Był całkowicie pewny swoich słów, gdyż wiedział, że pistolet, z
którego postrzelono cienia, był o wiele bardziej niebezpieczny niż miecze strażników.
- Ach, o to chodzi. Tyle, że nie wiem jak to powiedzieć.
- Najlepiej wprost.
- No dobrze. Pamiętasz te głosy, o których ci mówiłem? - Andy
skinął nieznacznie głową, dając tym samym znak aby ten kontynuował swoją
wypowiedź. - Znalazłem się w takiej sytuacji jak ty. Nie miałem jak uciec.
Głosy w mojej głowie krzyczały w kółko to samo zaklęcie. Nie miałem wyjścia.
Musiałem je rzucić, choć nie wiedziałem czemu ono miało służyć. Tylko tyle
mogłem zrobić.
- I co się stało? - dopytywał się Ashley.
- Nie jestem już cieniem. Stałem się dżentelmenem kroczącym w
mroku. Ciemnością i strachem. Potężny i niezależny od Lucyfera.
- Wyrażaj się jaśniej - zirytował się Andy.
- Jestem demonem - odpowiedział jakby była to coś zupełnie
normalnego. Aniołowie zaś patrzyli zaskoczeni na Christian’a, analizując
dokładnie to co przed chwilą usłyszeli.
- Jak to demonem? Jak to się stało? - zapytał Jake, który jako
pierwszy odzyskał zdolność mówienia.
- Sam do końca nie wiem - wyznał nieco zakłopotany. - To zaklęcie
towarzyszyło mi od dłuższego czasu. Nie wiedziałem do czego ma służyć. Aż do
dzisiaj. Ale nie bójcie się. To kim teraz jestem nie zmienia mojego stosunku do
was. Dalej chcę wam pomagać i się od was uczyć. - powiedział ze zmartwieniem i
charakterystyczną dla niego klasą.
- Nie boimy się, tylko... - urwał na chwilę Andy. Sam zastanawiał
się nad tym co chciał powiedzieć. - Nie wiemy ani jakie masz moce, ani czy nad
nimi panujesz. Chyba rozumiesz o co mi chodzi. - Christian westchnął. Wiedział,
że jego przyjaciel miał rację. Mógł stanowić dla wszystkich zagrożenie, nawet
nie będąc tego świadomym. Aby móc dalej współpracować z aniołami musiał od nowa
nauczyć się kontrolować swoje moce.
- Czy wy serio musicie się o to teraz rozmawiać? - odezwał się
nagle Ashley. - Lepiej wróćmy do domu i cieszmy się, że w ogóle żyjemy. Później
będziemy się martwić. Teraz wracajmy do domu.
***
- Demonem?! - wykrzyczał przerażony Gabriel, który przyleciał
sprawdzić czy akcja ratunkowa przebiegła pomyślnie. Upadli aniołowie niezwykle cieszyli
się, że Christian nie uczestniczył w tej rozmowie. Nowo narodzony demon udał
się w jakieś samotne miejsce, aby w spokoju zapanować nad swoimi nowymi
umiejętnościami. To że użył ich w twierdzy Lucyfera nie było do końca rozważne.
- Siła nieczysta! Wyklęty!
- Uspokój się! - skarcił go Jinxx, który miał już serdecznie dość
uprzedzeń archanioła względem Christian’a.
- Uspokoić?! Jak mogę być spokojny?! Trzymacie pod swoim dachem
jedynego istniejącego demona, a ja mam być spokojny?! Sami nie wiecie co
robicie?!
- Czekaj chwilkę. Jedynego demona? - zaciekawił się Ashley.
- Tak. Christian jest teraz jedynym istniejącym demonem. Ma pełne
prawo do tronu Lucyfera.
- Jak to?
- Zacznę od początku. Kiedyś było wiele demonów. Przewodził im
Abaddon. Jego poddanymi były istoty, które sam wybrał. Przemieniał w demony
aniołów, cienie, a nawet ludzi, choć rzadko to się zdarzało. Byli całkowicie
neutralni w sporze między niebem, a piekłem do czasu przysięgi. Lucyfer obiecał
im królestwo piekła w zamian za stanięcie po jego stronie w wojnie. Abbadon zgodzili
się, choć zrobił to niechętnie. Po porażce Lucyfer nie miał zamiaru dotrzymać danego
słowa. Podstępem zniszczył demony, a zaklęcie przepadło. Pokonał nawet
Abbadona, co wcale nie było takie proste. Ich nieprzerwana niczym walka trwała
prawie rok, aż do zwycięstwa Lucyfera.
- Więc jakim cudem Chris znał to zaklęcie? - zapytał Jake.
- Tego nie wiem i jest to według mnie bardzo podejrzane. Teraz,
zgodnie z przysięgą, piekłem powinien władać Christian. Nie sądzę jednak, że to
dobrze. On jest o wiele okrutniejszy od Lucyfera. Jeśli jeszcze do tego
zostanie władcą to...
- To co? - zapytał z zainteresowaniem demon, który nie wiadomo
kiedy pojawił się w drzwiach salonu. Gabriel na jego widok skamieniał, jednak
starał się nie okazywać żadnych emocji. - A więc? Jestem niebezpieczny? To
chciałeś powiedzieć?
- Oczywiście, że tak. Nie ufam ci i nie licz na to, że od tak
zmienię zdanie. - odpowiedział oschle. - Wiem wszystko o twojej przeszłości.
Nawet więcej niż powinienem. Czy ty naprawdę myślisz, że zdołasz odkupić swoje
winy? Jesteś żałosny!
- Nie rozumiesz, że to koniec?! Zerwałem z tym! - krzyknął z
niemałą pretensją w głosie.
- Takie bestie jak ty się nie zmieniają - prychnął z pogardą Gabriel,
patrząc na demona z obrzydzeniem.
Ku zaskoczeniu
wszystkich Christian nic nie odpowiedział. Widocznie zabolały go te słowa. Tak
naprawdę demon przez cały czas obawiał się, że archanioł mógł mieć w tej
sprawie rację. Sam wielokrotnie zastanawiał się, czy porzucenie przeszłości
jest w ogóle możliwe. W końcu to co kiedyś zrobił zostanie z nim już na zawsze.
Nigdy nie zapomni twarzy swych ofiar. Dopuścił się torturowania, gwałtów i
morderstw we wszystkich trzech światach. Nie były to tylko zbrodnie zlecone
przez Lucyfera. To była dla Christan’a rozrywka. Bawiły go krzyki cierpienia i
błagania o litość, której nigdy nie miał. Nie poznał tego uczucia nawet gdy
stał przy łóżku Andy’ego i mierzył do niego z broni. Anioł miał w sobie coś co
powstrzymało go wtedy od pociągnięcia za spust. I nie chodziło tu o czystą,
anielską siłę, której Andy nie stracił mimo swojego upadku. To było coś innego.
O wiele potężniejszego, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Tajemnicza, mroczna
siła, umożliwiająca doszczętne zniszczenie wszystkiego co stanęłoby jej na
drodze. Była ona uśpiona w aniele, ale i tak na tyle mocna, aby uniemożliwić
Christian’owi wykonanie zadania. Kusząca i przerażająca, co niezwykle kontrastowało
z charakterem Andy’ego. Gdyby nie ona, Christian zapewne nadal byłby pozbawioną
uczuć maszyną do zabijania. Czy więc zmiana naprawdę była możliwa? A może to
tylko złudne kłamstwo, które go w końcu zniszczy?
Demon jeszcze
przez chwilę analizował swoje przemyślenia, po czym odwrócił się i wyszedł bez
słowa.
- Nie powinieneś mówić tego nawet w żartach - skarcił archanioła
CC. - On nie zasłużył sobie na takie traktowanie.
- Powiedziałem prawdę. Gdybyście wiedzieli chociaż odrobinę tego
co ja, też byście tak uważali - odparł niewzruszony na uwagę anioła.
- Gabriel, z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że już czas na
ciebie - powiedział spokojnie, ale
stanowczo Andy. Archanioł skinął jedynie głową i nieco urażony opuścił
mieszkanie.
W tym czasie
Jinxx poszedł do sypialni Christian'a. Gdy wszedł do środka zobaczył, że ten
siedział zamyślony na łóżku z opuszczoną głową.
- Czego chcesz, Jeremy? - zapytał obojętnie, nie patrząc na
stojącego u progu anioła.
- Od dawna nikt nie zwrócił się do mnie po imieniu - zaśmiał się
cicho sam do siebie. - Chciałem tylko z tobą pogadać.
- Nie ma o czym.
- Z tym nie mogę się zgodzić - powiedział, siadając tuż obok
Chris'a. - Zabolało cię to?
- Nie.
- Przecież widzę, że tak.
- Więc czemu pytasz, skoro znasz odpowiedź?
- Jestem po prostu ciekawy - odparł, przyglądając się uważnie
demonowi. - Powiedz o co chodzi.
- Co cię to obchodzi? Jestem bestią. Gabriel ma rację. Powinieneś
traktować mnie tak samo jak on.
- Przecież wiesz, że jestem twoim przyjacielem.
- I ty naprawdę chcesz mieć za przyjaciela kogoś takiego jak ja?
Chyba zwariowałeś.
- Być może, ale jestem przynajmniej szczery. A ty w to chociaż
wierzysz?
- Wierzę, ale wiem też, że jestem niebezpieczny. - Jinxx
uśmiechnął się sam do siebie.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - zagadnął nieco rozbawiony
tym wspomnieniem.
- Jakbym mógł zapomnieć. Strasznie się trząsłeś. Bałeś się mnie.
- A teraz się nie boję. Gabriel ma rację. Bestie się nie
zmieniają, ale ty możesz to zrobić, bo nie jesteś i nigdy nią nie byłeś. Nie
pozwól by twoja przeszłość cię ograniczała. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i
zawsze będziemy cię wspierać.
- Tak uważasz? - zapytał, nie do końca wierząc w słowa anioła.
- Oczywiście. Wiem, że to dla ciebie dziwna sytuacja. Możesz przez
jakiś czas jeszcze mieć takie rozterki, ale nie będzie to trwać wiecznie. W
pewnym momencie po prostu poczujesz się wolny. - Christian westchnął i spojrzał
na Jinxx'a. Spodziewał się, że ujrzy przed sobą osobę, która próbuje go jedynie
pocieszyć. Zamiast tego dostrzegł, że anioł nie wypowiedział, ani jednego słowa
bezmyślnie.
- Przeżyłeś coś podobnego? - Wypowiedziane przez niego słowa brzmiały
bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie.
- Tak. W pierwszych dniach po przemianie. Sądziłem, że powinienem
umrzeć i nie rozumiałem dlaczego to właśnie ja zostałem ocalony. Andy jednak
sprawił, że szybko się uporałem z tymi myślami. Nie zrobił niczego niezwykłego.
Wystarczyło tylko to, że był. Jest w nim coś…
- Dziwnego? - dokończył za anioła.
- Czyli nie tylko ja to wyczuwam - stwierdził, spoglądając na
sufit. - Nie mam pojęcia co to jest, ale mogę się założyć, że reszta też to wyczuwa.
- Może kiedyś się dowiemy. - Christian ponownie spuścił głowę,
jednakże na jego twarzy pojawił się delikatny, prawie nic nie znaczący uśmiech.
- Dziękuję Jinxx. Chyba naprawdę potrzebowałem tej rozmowy. Myślę, że masz rację.
Najwyższa pora przełamać cykl przeszłości.
Żadnych kompromisów, jak walczę, aby
przerwać cykl
Przynieś koniec cierpieniu
Byłem zasłonięty lub zaciemniony
Szturmując tło
Szept jednego człowieka to krzyk innego.
Więc wejdź pomiędzy linie.
Opuszczony, idę wzdłuż liny sam, bez sanktuarium.
Nie ma miejsca które mógłbym nazwać domem.
Ale czas już przełamać ten cykl.
(Motionless in White - "Break the Cycle")
Żadnych kompromisów, jak walczę, aby
przerwać cykl
Przynieś koniec cierpieniu
Byłem zasłonięty lub zaciemniony
Szturmując tło
Szept jednego człowieka to krzyk innego.
Więc wejdź pomiędzy linie.
Opuszczony, idę wzdłuż liny sam, bez sanktuarium.
Nie ma miejsca które mógłbym nazwać domem.
Ale czas już przełamać ten cykl.
(Motionless in White - "Break the Cycle")
Aktualnie wyjeżdżam, ale właśnie skończyłam czytać bloga i jestem zachwycona!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie i życzę weny :3