sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział XVI

            Lucyfer chodził wściekły po sali. Nie mógł uwierzyć, że dopuścił się tak karygodnych błędów i niedopatrzeń. Nigdy nie podejrzewałby, że Christian kiedykolwiek pozna zaklęcie, które było w stanie przemienić każdą, nawet martwą istotę w potężnego demona. Przez to wydarzenie powróciła przeszłość. Władca piekła doskonale pamiętał o swojej przysiędze złożonej przed laty. Był także w pełni świadom tego, że jego były sługa posiadł pełne prawo ubiegania się o jego tron. Teraz władza i autorytet Lucyfera były zagrożone, a on sam mógł utracić dosłownie wszystko, włącznie z życiem.
- Cholera! - wrzasnął, łapiąc za ogromny stół i rozbijając nim kilka okien. - Gdyby nie Andrew i ten jego groteskowy zastęp aniołów... Za kogo on się uważa?! Myśli, że pięknymi słówkami coś zdziała?! Ha! Głupiec z niego. Mnie się nie da pokonać. -  mówił już znacznie spokojniej. Jego wzrok mimowolnie skierował się w stronę jednego z rozbitych okien. Z lekkim, ironicznym uśmiechem podszedł do niego i spojrzał na panoramę swojego przerażającego królestwa. - Miałeś szczęście, Andrew. Ale ono nie trwa wiecznie. Dopadnę cię... nawet jeśli przypłacę to życiem.
            Nagle po sali tronowej rozniosło się dość głośne pukanie do drzwi. Lucyfer przewrócił tylko oczami i machnął od niechcenia ręką, co sprawiło, że wielkie wrota otworzyły się, wpuszczając tym samym jednego ze strażników.
- O co chodzi? - zapytał oschle, przyglądając się swojemu słudze
- Panie. - Ukłonił się tak nisko, jak tylko mógł, aby nie ściągnąć na siebie gniewu władcy. - On znowu chce rozmawiać. Oczekuje cię Panie w tym samym miejscu co poprzednio.
- Nie dość, że mam na głowie te cholerne anioły to jeszcze on zawraca mi głowę - burknął pod nosem, po czym zniknął otoczony czarnym dymem.

***

            Władca piekła pojawił się na leśnej polanie, gdzie już czekało na niego jasne widmo.
- Po co mnie tu ściągnąłeś? - zapytał naprawdę mocno zirytowany całą sytuacją.
- Chciałem poznać twoją opinię.
- Jaką znowu opinię?
- Christian stał się demonem. Pamiętasz chyba swoją przysięgę, prawda?
- Nie mam zamiaru wywiązywać się z niej. Przysięgę zawierałem z Abaddon'em, a on już nie istnieje.
- To nie znaczy, że to zwalnia cię z obowiązku. Obiecałeś oddać swój tron demonom, a skoro...
- Nie mam zamiaru tego robić! - wrzasnął oburzony. - Nigdy nie pokłonię się tym zapchlonym kundlom! Chcieli wojny?! W takim razie będą ją mieli! -  wykrzyczał najgłośniej jak tylko potrafi i zniknął tak samo niespodziewanie jak się pojawił.
- Ach... Czyli już do tego doszło – westchnęło jasne widmo, po czym i ono rozpłynęło się w powietrzu.

***

            Tego wieczoru willę aniołów po raz kolejny odwiedził Gabriel. Nie zostawał on jednak długo, gdyż nie chciał znów spotkać się z Christian’em. Przekazał tylko  przyniesioną przez siebie informację  CC'emu i odleciał, zostawiając przerażonego przyjaciela samego.
- Co jest? -  Anioł niemal podskoczył w miejscu, słysząc głos Jake’a. - Widziałem Gabriela. O czym rozmawialiście? - anioł nie był w stanie wydobyć z siebie nawet pół słowa. Jedynie odwrócił się w stronę swojego rozmówcy i spojrzał na niego przerażonym wzrokiem. - Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Lucyfer wypowiedział nam wojnę - powiedział przez zaciśnięte gardło.
- Błagam. Powiedzcie, że się przesłyszałem - odezwał się nagle Andy, który nie wiadomo kiedy pojawił się na schodach. W jego oczach można było dostrzec  jedynie strach, który znacznie przybrał na sile, gdy nie padła żadna odpowiedź ze strony przyjaciół. - Boże. Czyli teraz będzie zbierał armię - szepnął sam do siebie i zamyślił się na  parę chwil. - Muszę odejść - odezwał się w końcu. - To wszystko jest moją winą. Poza tym Lucyfer chce dopaść tylko mnie. Nie mogę was dłużej
- Słaby żart - skomentował Ashley, który razem z Christian'em i Jinxx'em wszedł do salonu. - Myślisz, że ci na to pozwolimy? Chyba już dawno omówiliśmy, że nie damy ci od tak odejść.
- Ash ma rację – wtrącił się Jinxx. - Nawet gdyby całe piekło miało się na nas zwalić, będziemy się trzymać razem.
- Ale...
- Nie masz tu nic do gadania - przerwał Andy'emu, Christian. - W pojedynkę nie damy rady. Znam doskonale Lucyfera i jego sposób działania. Stanięcie na czele piekielnej armii to dla niego za duże ryzyko. On wie, że jeśli przegra, jego żołnierze zbuntują się. Na pewno j będzie chciał wykończyć nas jakimś podstępem, więc teraz musimy się zastanowić co robić.
- No to ja zrobię wszystkim kawy - powiedział Jake, który już kierował się do kuchni. - Zanosi się na długą noc.
- Pomóc ci? - zapytał Ashley.
- A mógłbyś?
- Jasne! - powiedział, podchodząc z uśmiechem do przyjaciela i razem z nim poszedł do kuchni.
            Wrócili po kilkunastu minutach, niosąc dwie tacki z kubkami. Po uprzednim rozdaniu napojów, spoczęli na kanapie, na której siedział już Andy. CC i Christian zajęli fotele, stojące naprzeciw siebie, a Jinxx przycupnął na prawym podłokietniku demon.
- Chyba mam pewien pomysł - odezwał się jako pierwszy Jeremy. - Gdybyśmy cię nie spotkali Andy, trafilibyśmy do piekła, prawda?
- Tak, a co?
- Może dałoby się uwolnić inne dusze z piekła. Na pewno jest ich wiele. Może nawet więcej niż cieni. Sam powiedziałeś, że Lucyfer szykuje armię. W otwartej walce nie damy rady. Powinniśmy powiększyć nasze szeregi.
-  Pomysł dobry, ale jak my mamy tego dokonać? - zapytał Jake.
- Cóż, prawdę mówiąc to... - Christian zawiesił na chwilę głos.
- O co chodzi? - zainteresował się Ashley.
- W księgach Lucyfera jest opisany pewien rytuał, dzięki któremu można uwolnić te dusze, które się chce. Niestety instrukcja jest zaszyfrowana.
- A pamiętasz chociaż, w której księdze była?
- Tak, ale sam musiałbym ją zabrać, bo tylko ja wiem gdzie szukać.
- Sam na pewno nie pójdziesz - zaczął Andy. - A więc...
- Ja mogę iść - przerwał mu Jinxx. - Nie mam zamiaru cię tam puszczać, Andy. To dla ciebie za duże ryzyko. Lepiej jeśli zostaniesz tutaj. - Anioł nic nie odpowiedział. Skinął tylko nieznacznie głową na znak tego, że zgadza się na wszystko. To jednak było kłamstwo, o którym nikt nie wiedział... A przynajmniej on tak myślał.
 

***

            Andy delikatnie nacisną klamkę i cicho wyszedł ze swojej sypialni. Poprzednia rozmowa nic nie dała. Chłopak nie chciał nikogo narażać i uważał, że jego zniknięcie było jedynym, rozsądnym wyjściem. Liczył na to, że jeśli zniknie, odciągnie uwagę Lucyfera, a pozostałym da jakąkolwiek szansę na przeżycie.
            Przemknął przez korytarz i zszedł ostrożnie po schodach, uważając przy tym na skrzypiące deski, które mogłyby go zdradzić. Niestety jedna z nich skrzypnęła pod jego ciężarem. Anioł natychmiast znieruchomiał, a w myślach zaczął błagać, aby nikt się przez to nie obudził. Na szczęście nic się nie wydarzyło, więc anioł odetchnął z ulgą i ruszył dalej.
            Gdy już prawie był przy drzwiach i niemal dotykał klamki, w salonie zapaliło się światło, które go oślepiło. Chłopak odruchowo zasłonił się rękami. Dopiero po kilku minutach przyzwyczaił się do nagłego blasku i mógł spojrzeć na postać stojącą tuż przed nim.
- A-Ashley? Co ty tu...
- Mogę zapytać o to samo. Czy ty naprawdę myślisz, że jestem taki głupi i nie domyślę się, że będziesz próbował uciec? – zapytał, uważnie przyglądając się przyjacielowi. - Dlaczego chcesz nas zostawić?
- Ja wcale tego nie chcę, ale tak będzie lepiej. Nie mogę was narażać.
To na mnie poluje Lucyfer.
- Czy ty nie rozumiesz, że on poluje na nas wszystkich? Jeśli będziesz sam staniesz się dla niego łatwym celem. My też sobie bez ciebie nie poradzimy.
- Mówisz to tylko dlatego, że nie chcesz żebym odszedł - powiedział, przewracając oczami.
- Oj, Andy. Ty jeszcze wiele o mnie nie wiesz.
- Mianowicie? - zapytał zdziwiony słowami Ashley’a.
- Pamiętasz dzień, w którym mnie ocaliłeś? - Andy skinął nieznacznie głową. - Kiedy stałem tam, błagałem aby ktoś przyszedł i mnie stamtąd zabrał. Po tym jak straciłem wszystko, włącznie z ukochaną, potrzebowałem kogoś kto byłby dla mnie podporą. Moja ostatnia modlitwa została wysłuchana. Zjawiłeś się tam. Uratowałeś przed piekłem i zaopiekowałeś się mną. Dałeś mi drugie życie. Jestem pewny, że pozostali powiedzieliby to samo. Nawet Christian. Proszę cię w imieniu nas wszystkich. Nie odchodź. Jeśli ty zwątpisz, kto nam da nadzieję? - Andy nie mógł nic odpowiedzieć. Był w szoku. W myślach powtarzał każde sobie słowo wypowiedziane przez Ashley'a. Nigdy nie zdawał sobie sprawy, że aż tyle znaczy dla swoich przyjaciół. Pojął, że gdyby odszedł, zaprzepaściłby wszystko na czym mu zależało. - Andy? Wszystko w porządku? - zapytał Ashley, zaniepokojony milczeniem chłopaka.
- Powiedziałeś coś naprawdę... - zamilkł na chwilę, szukając odpowiedniego słowa. - ...niezwykłego. Masz rację. Sam nie wierzę, że byłem aż tak ślepy. Przepraszam.
- Nie masz za co. Przecież wiem, że chciałeś dobrze.
- Dzięki, Ash. - powiedział, drapiąc się nerwowo po głowie. - Mógłbym mieć do ciebie prośbę?
- Pewnie. O co chodzi?
- Nie mów reszcie o tym, że chciałem uciec. Tak chyba będzie lepiej.
- Da się zrobić. Niczym się już nie martw i wracaj na górę - odpowiedział mu z uśmiechem.
- Ok. Jeszcze raz ci dziękuję.
- Od czego ma się przyjaciół.
            Andy tylko skinął głową, po czym wrócił do swojego pokoju. Niemal natychmiast położył się na łóżku i zamknął oczy, nie przejmując się nawet swoją kurtką, którą nadal miał na sobie. Jedyne co w tej chwili czuł to wszechogarniające go szczęście, spowodowane świadomością, że ma tak wspaniałych przyjaciół. Nigdy przez całe swoje życie nie zasnął tak spokojnie jak tej nocy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz