sobota, 31 grudnia 2016

Rozdział XXV

            Aniołowie wraz z demonem i hybrydą lecieli w bliżej nie znanym kierunku. Uciekali z miejsca bitwy, które jednocześnie było ich domem. Nie mieli gdzie się podziać. Przed zmrokiem musieli znaleźć jakąś bezpieczną kryjówkę, w której mogliby w spokoju opatrzyć rannych przyjaciół. Ashley trzymał się bardzo dobrze, ale Jinxx, na skutek utraty sporej ilości krwi powoli tracił przytomność, a jego ciało zwisało bezwładnie w ramionach Andy'ego. Ten patrzył na osłabionego anioła ze strachem i czymś w rodzaju troski w oczach. Mimo świadomości, że Jinxx'owi nic się nie stanie
            Lecieli tak jeszcze długo, aż ich oczom ukazała się stara, zaniedbana i opuszcza leśniczówka. Nie mając innego wyboru, aniołowie obniżyli lot, po czym wylądowali, uprzednio stawiajac demona i hybrydę na ziemi. Następnie Jake wraz z CC'm weszli do środka, aby upewnić się, że drewniany domek był całkowicie opuszczony. Nie znajdując żadnych oznak czyjegokolwiek pobytu CC wrócił po przyjaciół, zaś Jake ustawił na starym, zakurzonym stoliku stojącym na środku pokoiku trzy świece i zapalił je za pomocą zapałek. Wszystko to znalazł w jednej z szafek, gdyż leśniczówka nie stała pusta od dawna.
- Dobrze. Trzeba opatrzyć Jinxx'a. Jake, sprawdź czy nie ma tu apteczki - powiedział Andy i odtrzymując rannego przyjaciela, ruszył w stronę starej, nieco zniszczonej kanapy, na której go położył, po czym ostrożnie podwinął jego koszulkę.
            Rana była głęboką, ciągnącą się w poprzek jego pleców szramą. Nie zagrażała życiu Jinxx'a, gdyż ten nie był człowiekiem, jednak ogromny ból, oraz utrata sporej ilości krwi znacznie osłabiły anioła.
            Po chwili przy kanapie pojawił się Jake, trzymając małą, czerwoną skrzynkę. Andy odebrał ją od niego i uprzednio wyciągając z niej między innymi bandaże, oraz coś do odkażania, pochylił się nad rannym i zaczął go opatrywać. Starał się przy tym być jak najbardziej delikatny, jednak mimo jego starań co jakiś czas Jinxx'em wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz, a z jego gardła wydobywał się cichy jęk bólu.
            Andy, widząc cierpienie przyjaciela, czuł przemieszaną z przerażeniem wściekłość. To wszystko potoczyło się tak szybko. Z dnia na dzień stracili swoje jedyne schronienie. W dodatku przed nim leżał jeden z jego przyjaciół z ogromną, krwawiącą raną na plecach, co jakiś czas targany silnymi konwulsjami. Nienawidził tego widoku z całego serca. Gdyby mógł, odnalazłby te cienie i osobiście odpłaciłby im za rany, które nie tylko zadane były dwójce aniołów, ale także on sam czuł je na swoim ciele. Nikomu się do tego nie przyznał. Nie chciał aby jego przyjaciele dowiedzieli się, że tworząc z czwórki mężczyzn Upadłych Aniołów, został z nimi powiazany. Niby mógł to zablokować, ale tego nie zrobił. Wolał w pełni odczuwać to co oni. Uznał, że jeśli którekolwiek z nich zostanie zranione, on będzie cierpiał razem z nimi. Dlatego też zaciskał zęby i powoli, starannie opatrywał znajdującego się przed nim buntownika.
            W tym samym czasie Christian rozglądał się dokładnie po pomieszczeniu, zaś pozostali aniołowie zaczęli sprawdzać każdy kąt w celu znalezienia czegokolwiek co mogłoby się im przydać. Jedynie Ricky nie wyglądał na zainteresowanego ich nowym lokum. O wiele bardziej jego uwagę przyciągała krwawiąca rana znajdująca się na ramieniu stojącego obok Ashley'a.
- Ash? - zaczął tak cicho, że tylko anioł go usłyszał. Gdy ten odwrócił się w jego kierunku, hybryda spuściła wzrok, jakby nie wiedzac czy powinna kontynuować. Dopiero po chwili spojrzenia dwuch buntowników ponownie się skrzyżowały. - Czy mógłbym opatrzyć ci ramię?
            Ashley z początku nic nie odpowiedział, jednak gdy pierwsze zaskoczenie minęło, skinął potwierdzająco głową, po czym dał się zaprowadzić hybrydzie na pobliskie krzesło. Ricky zabrał z apteczki, którą miał Andy, jeden z bandarzy i powrócił do Ashley'a, obok którego klęknął. Oczyścił ranę na jego ramieniu, a następnie starannie zawinął ją. Był przy tym niezwykle skupiony i tak delikatny, że anioł ledwo czuł jakakolwiek dotyk.
- Gotowe - odezwał się nagle Ricky, podnosząc wzrok, aby spojrzeć na anioła, który przez cały ten czas przypatrywał mu się z góry. Zdziwił się gdy na jego ustach pojawił się niewielki, przyjazny uśmiech.
- Dobrze, że tu jesteś - powiedział niespodziewanie, czym wpędził hybrydę w coś na pograniczu zaskoczenia i zmieszania.
- Dlaczego tak twierdzisz? - zapytał szeptem, zachowując przy tym kamienną twarz.
- Jesteś bardzo opanowany. To mnie trochę uspokaja - powiedział równie cicho anioł.
- To tylko pozory. Nie wiesz co tak naprawdę czuję.
- Wręcz przeciwnie. Boisz się, jak my wszyscy. Twoje oczy to zdradzają. Ale powiem ci coś w sekrecie. Jeśli nie pozwolisz strachowi przejąć nad sobą kontrolę, tak jak robisz to teraz, dasz radę przetrwać wszystko. Twój spokój to teraz twoja największa siła.
            Ricky odwrócił nerwowo wzrok. Nie przyznałby się do tego, ale słowa anioła bardzo nim wstrząsnęły. Faktem było, że w niemalże każdej sytuacji potrafił zachować spokój, jednak on postrzegał to jedynie jako ukrywanie słabości. Maskę, za którą krył się ktoś bezsilny, zdruzgotany i pokonany, zarówno przez świat jak i samego siebie. Tym czasem Ashley odbierał to zupełnie inaczej. Dla niego ukrywanie negatywnych emocji było wyznacznikiem siły oraz oznaką niepoddawania się. Pamiętał dobrze jego rozmowę z Andy'm. Teraz, patrząc na hybrydę, spostrzegł, że on i anioł byli bardzo różni, a jednak w pewnym sensie też podobni. Oboje nie potrafili przyznać się nikomu do zmartwień i cierpienia. I choć mieli ku temu odmienne powody, przyświecał im ten sam cel. Chcieli walczyć samotnie i nie narażać nikogo, kto byłby dla nich ważny. Jeden panicznie obawiał się straty, drugi tego doświadczył. Walczyli z Lucyferem,  oraz całą armią piekieł. Śmierć ciągnęła się za buntownikami krok w krok. Oboje wiedzieli, że jesteś ich dogoni, ściągną zgubny los na siebie, poświęcają się za pozostałych.
            Tym czasem Andy zakończył opatrywać Jinxx'a, po czym uprzednio upewniajac się, że ten zasnął z powodu wycieńczenia, niemal wybiegł z leśniczówki. Dopiero na zewnątrz, gdy nikt go nie słyszał, z jego gardła wydobył się drżący, zduszony jęk bólu, który powstrzymywał od dłuższego czasu. Nieprzyjemne uczucie było tak silne, że zakręciło mu się w głowie, przez co oparł się o pobliskie drzewo i czekał aż zawroty ustaną. Gdy stan anioła nieco się polepszył, ten wysłuchał się w panującą wokół ciszę. Był tak spokojnie, że można by pomyśleć, że znajdowali się poza zasięgiem kogokolwiek z zewnątrz. Nic bardziej mylnego. Andy'emu wydawało się, że był uważnie obserwowany. I chociaż nie miał co do tego pewności, a jedynie przeczucie zawołał:
- Pokażcie się! Natychmiast!
            Na jego rozkaz z ciemności wyłoniły się dwie postacie. Pierwsza z nich miała czarne, mocno natapirowane włosy oraz kilka ciemnych, pionowych kresek namalowanych na ustach mężczyzny wyglądających jakby jego wargi zostały przez kogoś zaszyte. Był wręcz chorobie blady i o głowę niższy od swojego towarzysza. Drugą osobę wyróżniały duże tunele w uszach i niebywale spokojne spojrzenie ciemnych tęczówek. Miał zaczesane do tylu i wygodne po bokach brązowe włosy, a jego skóra miała zdecydowanie naturalniejszy odcień, niż jak to było w przypadku pierwszego. Oczywistym było, że to właśnie on rozpocznie rozmowę.
- Witaj Andy - odezwał się cień z tunelami. - Bądź spokojny. Nie mamy zamiaru z wami walczyć. Jestem Ryan - przedstawił się, lekko kłaniając.
- A ja Devin, ale bardziej znany jestem jako Ghost - powiedział drugi mężczyzna, przy czym skinął delikatnie głową na powitanie.
- Czego chcecie? - zapytał podejrzliwie anioł. Ta sytuacja była dla niego co najmniej niezrozumiała. Jeszcze kilka godzin temu odbierał atak armii cieni, a teraz jak gdyby nigdy nic rozmawiał z dwoma z nich.
- Przychodzimy do ciebie, ponieważ wymaga tego sytuacja. Nie jesteście tu bezpieczni. Wojsko się zbliża. Wyprzedziliśmy ich. Zabierzemy was w bezpieczne miejsce - odpowiedział Ghost.
            Andy w pierwszej chwili nic nie powiedział. To, że armia zmierzała w ich kierunku, nie podlegało żadnej wątpliwości. Jednakże nielogiczna była dla niego propozycja dwójki cieni. Przecież pomoc udzielona buntownikom była równoznaczna ze zdradą. Z drugiej strony mogła to też być pułapka zastawiona po to, aby ich zgładzić.
- Dlaczego mam wam ufać? - zapytał w końcu anioł, przerywając ciszę, która tak naprawdę trwała o wiele dłużej niż mu się wydawało.
- Wiemy, że Christian został demonem. Teraz, zgodnie z cyrografem, piekło należy się jemu. Wierzymy, że będzie lepszym władcą niż Lucyfer - powiedział Ryan.
- To jedyny powód? - dopytywał podejrzliwie Andy. Ta to pytanie Ryan odwrócił nerwowo wzrok od niebieskookiego anioła, jakby patrzenie na niego nagle zaczęło sprawiać mu ból. Widząc reakcję towarzysza, Devin westchnął głęboko i zabrał głos.
- Lucyfer od wieków nas terroryzuje. Cierpiące dusze mu nie wystarczają. Za byle pomyłkę, nawet najdrobniejszą, potrafi zadawać najsurowsze kary. Wielu honorowych i dobrych cieni straciło przez to życie. Ale nie to jest najgorsze. Lucyfer nie ma też litości dla naszych bliskich. Kiedyś spodobała mu się ukochana Ryan'a. Chciał aby mu się oddała, ale ta nie miała najmniejszego zamiaru tego zrobić. Kilka dni później wywlekli ją z domu na oczach Ryan'a. Nikt nie wie co się z nią stało - wyjaśnił wyczerpująco Ghost. - Pragniemy, aby Lucyfer zapłacił za wszystko, czego się dopuścił. Kilkakrotnie posiliśmy niebiosa o wsparcie. Oczywiście aniołowie odmówili w imię równowagi dobra i zła. Jesteście naszą jedyną szansą.
            Twarz Andy'ego znacznie złagodniała. Uwierzył w słowa cieni. Jeszcze przed zostaniem upadłym, niejednokrotnie słyszał o tym jak władca piekieł traktował swoich poddanych. Wiedział też, że kilkoro cieni prosiło, a wręcz błagało i pomoc. Uważał, że aniołowie powinni jakkolwiek interweniować, lecz nikt inny nie podzielał jego zdania. Teraz mógł wziąć sprawy w swoje ręce.
- Dobrze. Wierzę wam. Ale gdzie chcecie nas ukryć? Armia znajdzie nas wszędzie.
- Ponoć najciemniej jest pod latarnią, więc... - zaczął Ryan.
- O nie! Nie zabierzcie nas do piekła! Oni nas znajdą! - przerwał mu anioł z wyraźną paniką w głosie. Nie chciał tak ryzykować, jednakże wiedział też, że wojsko się zbliżało, a czas uciekał. Po chwili ze strachem uświadomił sobie, że nie było innego wyjścia i co by nie powiedział, musiał zgodzić się na propozycje cieni.
- Spokojnie. Nie bez powodu zwą mnie "Ghost". Specjalizuję się  między innymi w tworzeniu iluzji. Mogę bez problemu ukryć was za jedną z nich - powiedział Devin, a przy wypowiadaniu tych słów w jego oczach pojawiły się iskierki, jakby używanie swoich mocy sprawiało mu przyjemność.
- Ech... Dobrze. Ale jeśli to pułapka...
- Zapewniam cię, że nie masz się czego obawiać - przerwał mu Ryan.
            W odpowiedzi Andy skinął głową i prowadząc dwójkę cieni, ruszył w kierunku leśniczówki. Gdy anioł chciał nacisnąć klamkę, ta poruszyła się, a drzwi ustąpiły, ukazując stojącego po drugiej stronie Ashley'a. Zraniony anioł chciał coś powiedzieć, jednak głos dosłownie uwiązł mu w gardle, gdy dostrzegł za przyjacielem cienie. Andy, widząc jego strach i zdziwienie, uśmiechnął się uspokajająco, dając mu do zrozumienia, że wszystko było w przypadku. Następnie przekroczył próg domku wraz z dwójką mężczyzn. Gdy weszli do pokoju, w którym przebywali pozostali buntownicy, ponownie spotkali się z pytającymi i trochę przestraszonymi spojrzeniami. Anioł ponownie uśmiechnął się lekko w celu uspokojenia swoich towarzyszy, po czym dał cieniom sygnał, by ci zaczęli mówić.
            Mężczyźni zaczęli wyjaśniać zaistniałą sytuację. Opowiedzieli buntownikom to co kilka minut wcześniej przekazali Andy'emu, jednak tym razem pominęli fragment z ukochaną Ryan'a. Anioł natychmiast wychwycił drobną zmianę, lecz nie miał zamiaru tego jakkolwiek komentować, ponieważ wiedział, że wspomnienie z feralnego zdarzenia wciąż sprawiało cieniowi ból. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Ryan uśmiechnął się delikatnie, jakby dziękował mu za milczenie w tej sprawie.
            Aniołowie z początku byli sceptycznie nastawieni do pomysłu ukrycia się w piekle, jednak szybko zostali przekonani przez Christian'a i Ricky'ego, którzy znali wcześniej dwójkę cieni, przez co wiedzieli, że im można było zaufać. Ponadto talenty Ghost'a nie był obojgu obce, więc mieli całkowitą pewność co do powodzenia planu. Ostatecznie wszyscy zgodzili się, choć pewna podejrzliwość, oraz niepewność pozostały. Nawet gdyby chcieli odmówić, nie mieli innego wyjścia.
- Wojsko niedługo tu będzie - odezwał się nagle Devin, przy czym spojrzał nagląco na buntowników.
            Andy od razu zrozumiał cienia i bez słowa podszedł do nadal śpiącego Jinxx'a. Ogarniając mu delikatnie włosy z czoła szepnął cicho:
- Obudź się. Musimy iść. - Anioł, słysząc miły dla ucha głos, otworzył leniwie oczy i spojrzał na wpół przytomnie, na swojego przyjaciela.
- Co się dzieje? - mruknął ledwo słyszalnie, a jego wzrok powędrował na dwóch obcych mężczyzn, stojących nieco dalej.
- Oni nam pomogą. Ukryją nas.
- Gdzie? - spytał cicho, czym wpędził Andy'ego w zakłopotanie. Nie był pewien, czy powinien odpowiedzieć, ponieważ obawiał się reakcji rannego.
- W piekle - odezwał się po chwili milczenia.
- Nic z tego nie rozumiem, ale ufam wam. Andy, pomóż mi wstać.
            Nieco zaskoczony anioł skinął nieznacznie głową, po czym powoli podniósł do pionu rannego i podtrzymując go, poprowadził do reszty buntowników. Następnie Ryan uczynił kilka ruchów rękami, a po drugiej stronie pokoju otworzył się portal, przez który wszyscy przeszli. Tak oto znaleźli się w miejscu, którego najbardziej się obawiali. Przed nimi rozciągała się mroczna, ognista panorama nieco zniszczonego miasta, na końcu którego stała potężna, monumentalna, kamienna twierdza, otoczona bezdenną rzeką z płomieni, gdzie znajdowały się skazane na wieczne cierpienie potępienie dusze. Byli w piekle.

poniedziałek, 31 października 2016

Rozdział XXIV

Christian nareszcie zakończył rozszyfrowywać rytuał. Po zakończeniu swojej kilkudniowej pracy i uważnym przeczytaniu całego zapisu uznał, że to najbardziej skomplikowana ceremonia z jaką się kiedykolwiek zetknął. Co prawda wymagane przedmioty były dziecinnie łatwe do zdobycia, jednak nie zmieniało to faktu, że samo zaklęcie dla przeciętnego maga było niemożliwym do uplecenia. 
Magia stanowiła coś w rodzaju skomplikowanej sieci. Rożne wiązki bliżej nieopisanych energii przeplatały się wzajemnie, tworząc ostatecznie siłę przyzwaną przez maga. Jednakże im bardziej potężne zaklęcie, tym trudniej utrzymać kontrolę nad przywołanymi wiązkami energii i doprowadzić je do stabilizacji, czyli dopełnienia czaru. 
Demon, mimo że był całkowicie świadom swoich niezwykłych umiejętności w tej dziedzinie, wiedział, że nie zdoła w pojedynkę dopełnić rytuału. Choć posiadał wysoki poziom władania nad magią, to nie wystarczało. Ale trudno się temu dziwić. Przecież chodziło o uwolnienie z najciemniejszych odmętów piekła miliony, a może nawet miliardy niesłusznie skazanych na cierpienie dusz. Wszystko stałoby się o wiele prostsze, gdyby z pomocą przyszedł mu inny, również bardzo potężny mag.
I wtedy właśnie demon przypomniał sobie o CC'm. Anioł, choć nie miał doświadczenia w uprawianiu magii, idealnie nadawał się do wzięcia czynnego udziału w ceremonii. Posiadał on wielki talent, oraz spokój, który ułatwiał stabilizowanie energii. Oczywiście takie posunięcie niosło za sobą pewne ryzyko. Jeśli coś poszłoby nie tak, na przykład gdyby siła zaklęcia przytłoczyłaby CC'ego i sprawiła, że ten zasłabłby, wówczas rytuał mógł nawet zwrócić się przeciw nim i zamiast wypuścić dusze z piekła, wciągnąłby tam jednego z nich. Jednakże demon nie przejmował się taką ewentualnością. W razie niepowodzenia po prostu odepchnie Upadłego Anioła i poświęci się za niego. Zabawne. Kiedyś bezwzględny, zimnokrwisty zabójca teraz był w stanie bez wahania poświęcić się za drugą osobę. W dodatku jedną ze swoich niedoszłych ofiar. Czasami zastanawiał się co by się stało gdyby tamtej nocy nie trafił do sypialni Andy'ego, a do kogoś innego. Być może wtedy jednak zamordowałby aniołów. Poniekąd to właśnie demoniczny urok Andy'ego przesiąknięty miłością i dobrocią Anioła Stróża, którym kiedyś był, sprawił, że w demonie obudziły się poczucie winy i chęć zmiany.
Z głośnym westchnieniem Christian wstał od stoika, na którym pracował i wyszedł ze swojego pokoju, aby odszukać CC'ego. Uznał, że im szybciej poinformuje go o zaistniałej sytuacji, tym lepiej. Kiedy nie znalazł go na górnym piętrze, zszedł na parter i pokierował się do salonu. Tam, przechodząc obok okna zauważył coś, czego nigdy by się nie spodziewał. Za domem odpoczywali Jake i Ricky. Anioł siedział oparty plecami o masywny dąb i grał na gitarze, zaś hybryda leżał tuż obok niego na trawie, beztrosko wsłuchując się w spokojną melodię wydobywającą się z instrumentu. Odkąd Ricky wyjawił powody swojego buntu Jake'owi, a po powrocie także pozostałym, między aniołem i hybrydą powstała jakaś dziwna nić porozumienia. Jakby przyjaźń, ale na trochę wyższym poziomie. Momentami można było wręcz przypuszczać, że ci dwoje porozumiewają się bez słów.
Ciężko przyznać, ale ten widok trochę rozczulił demona. Scenka była tak sielankowa, że aż trudno uwierzyć, że prowadzą właśnie wojnę z samym władcą królestwa piekieł. Mogłoby być tak już zawsze. Gdyby ich życiu nie zagrażał Lucyfer, Christian uznałby się nawet za szczęśliwego.
Z jego sentymentalnego roztargnienia wyrwał go nagły ruch, gdzieś między drzewami. Demon spojrzał na to miejsce uważniej i dostrzegł ciemną masę przemykającą między cieniami, niebezpiecznie zbliżającą się do dwójki przyjaciół. Christian walnął pięścią w szybę, zwracając tym samym na siebie uwagę odpoczywającej pod dębem dwójki. Natychmiast wskazał im kierunek, w który chciał aby spojrzeli. Pierwszy gest zrozumiał Jake. Skupił wzrok na danym miejscu, po czym poderwał się na równe nogi i uprzednio łapiąc Rick'ego, wzbił się w powietrze, unikając tym samym ataku. Ciemna masa wyszła z ukrycia. Było to kilku żołnierzy Lucyfera, którzy mieli za zadanie po cichu zgładzić buntowników. Cały plan udaremnił demon. Mieli wielkie szczęście. Przypadek sprawił, że anioł i hybryda uszli z tego cało.
Żołnierze nie mieli jednak zamiaru rezygnować. Wyciągnęli swoją broń i zaatakowali. Christian, widząc to, wybiegł na zewnątrz, wołając przy tym pozostałych aniołów. W kilka chwil rozpętała się zacięta walka między rebeliantami, a cieniami, których niespodziewanie przybyło. Z początku wydawało się, że buntownicy odeprą atak, jednak zmieniło się to w chwili, gdy jeden z żołnierzy zaszedł od tyłu Jinxx'a i jednym, szybkim ruchem zranił go. Po całej długości pleców anioła przebiegała głęboka i dość obficie krwawiąca rana. Anioł upadł z przeraźliwym krzykiem. Odwróciło to uwagę Ashley'a, co wykorzystał inny cień i drasnął przeciwnika w rękę. To draśnięcie nie było aż tak poważne, jednak równie bolesne. Wszystko zaczęło się sypać, a sług Lucyfera zaczęło przybywać.
- Wycofujemy się! - wrzasnął Andy i podtrzymując Jinxx'a wzbił się w powietrze. Pozostali aniołowie uczynili to samo, przy czym Jake nadal trzymał Ricky'ego.
- Gdzie jest Christian?! - krzyknął Ashley, zauważając nieobecność demona.
W tym samym czasie Christian wbiegał właśnie do swojej sypialni. W panice chwycił księgę i pozbierał wszystkie notatki jakie miał. Gwałtownie odwrócił się, wyczuwając za sobą ruch. Za nim stał żołnierz z uniesioną do góry bronią, gotowy do zadania ciosu. Jednak ten nigdy nie nastąpił. Do pokoju wbiegł CC i dosłownie rzucił się na napastnika. Niesamowicie szybko powalił go na ziemię i uderzył kilkanaście razy. Potem poderwał się na równe nogi i pociągając za sobą demona, wybiegł na zewnątrz. Podtrzymując przyjaciela, wzbił się w powietrze, dołączając do pozostałych aniołów. Buntownicy, będąc już w pełnym składzie uciekli z pola bitwy.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział XXIII

            Rany zadane Ricky’emu goiły się niebywale szybko, przez co cień po kilku dniach mógł poruszać się po willi o własnych siłach. Nie mógł jednak czuć się całkowicie swobodnie, ponieważ niemal każdy jego ruch przyciągał do niego uwagę aniołów, którzy mieli wobec niego mieszane uczucia. Mimo, że Christian wielokrotnie ręczył za swojego przyjaciela z przeszłości, zachowanie cienia nie pozwalało mu w pełni zaufać. W przeciwieństwie do demon, a był bardzo cichy i zamknięty w sobie, co znacznie utrudniało znalezienie wspólnego języka, a jego zachowanie budziło podejrzenia. Aniołowie obawiali się, że atak na cienia był jedynie zaplanowanym z góry przedstawieniem mającym na celu zniszczenie ich małej grupki od środka.
            Tajemnicą pozostawał także dokładny powód, przez który Ricky wypowiedział posłuszeństwo Lucyferowi, którym z pewnością nie był fakt, że Abbadon tuż przed śmiercią przekazał swoje moce Andy’emu, aby ten się zemścił. Zarówno aniołowie jak i demon podejrzewali, że prawdziwa przyczyna była o wiele bardziej osobista, jednakże wyjawienie jej przez cienia wydawało się całkowicie  nierealne. Jedyne co w tamtej chwili mogli zrobić to czekać na dalszy rozwój tej nieco dziwnej znajomości.
            Przełom nadszedł o wiele wcześniej niż wszyscy się spodziewali. Tego dnia zachowanie Ricky’ego nie różniło się niczym od wcześniejszego. Pogrążony w myślach chodził po całym domu bez konkretnego celu i prawie się nie odzywał. Przypominał tym trochę ducha, którego nikt nie mógł zobaczyć dopóki czegoś nie zrobi. W pewnym momencie bierne obserwowanie domowników zaczęło go powoli nudzić, więc dla odmiany postanowił się przejść po okolicy. Bez informowania kogokolwiek skierował się do wyjścia. Gdy już miał przekroczyć próg drzwi, zatrzymał go głos Jake’a.
- Gdzie idziesz? - zapytał anioł, wpatrując się w chłopaka podejrzliwie.
- Na spacer do lasu - odparł ledwo słyszalnie, jednak anioł zdołał to wyłapać.
- Mogę dołączyć?
- Jak chcesz - szepnął obojętnie i wyszedł na zewnątrz, nawet nie sprawdzając czy Jake za nim idzie. Nie musiał tego robić, gdyż już po krótkiej chwili anioł szedł tuż obok niego. Cień domyślał się o co chodziło. Wiedział, że jego towarzysz nie chciał go spuścić nawet na chwilę z oczu, ponieważ mu nie ufał. Rozumiał to, jednak wolał niczego mu nie wyjaśniać. A na pewno nie teraz.
- Ricky, mogę o coś spytać? -  zapytał Jake, przerywając ciszę, której powoli miał dosyć. Cień jedynie skinął delikatnie głową, dając znak aby ten kontynuował. - Dlaczego wypowiedziałeś Lucyferowi posłuszeństwo?
- Już mnie o to pytaliście - zauważył Ricky, chcąc w ten sposób ominąć ten temat, jednak gdy spojrzał kątem oka na swojego towarzysza zauważył, że anioł tak łatwo nie odpuści. - Powiedzmy, że miałem powody - odpowiedział wymijająco.
- Jakie?
- Nie powinno cię to interesować.
- A jednak interesuje. A więc?
- Dowiesz się w swoim czasie - odpowiedział kpiąco, przez co w Jake’u aż zawrzało. Cudem udało mu się utrzymać nerwy na wodzy.
- Myślę, że lepiej jak powiesz mi to teraz - odezwał się poważnym tonem głosu, oczekując na to, że w końcu otrzyma odpowiedź na zadane pytanie.
- Jesteś bardzo hardy jak na kogoś kto chciał ze sobą skończyć - stwierdził, przyglądając mu się badawczo.
            Tego Jake już nie wytrzymał. Jednym sprawnym ruchem złapał Ricky’ego za szyję pchnął na pobliskie drzewo. Ten przy zderzeniu jęknął cicho, jednak mimo to patrzył na anioła wzrokiem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
- A teraz słuchaj mnie bardzo uważnie! - warknął wściekły Jake, przyciskając go mocniej do pnia. - Jeśli masz zamiar dalej grać w tę gierkę, nie ma tu dla ciebie miejsca! Nie mam zamiaru czekać, aż nas zarżniesz w środku nocy, więc albo gadaj, albo wynoś się stąd!
            Ricky niż nie odpowiedział. Za pomocy swoich mocy rozpłynął się w powietrzu i pojawił się oddalony od anioła o kilka metrów. Zdziwiony tym Jake nie uczynił kolejnego ruchu. Jedynie wpatrywał się w cienia i oczekiwał na jego reakcję.
- To tajemnica, której nigdy nikomu nie powiedziałem, ale widzę, że nie dasz mi spokoju - zaczął Ricky, krzyżując ręce na piersi. - Jestem w połowie demonem. Abbadon miał przybraną siostrę. To moja matka. Wdała się w romans z jednym z żołnierzy armii piekła, który poległ z ręki jednego z archaniołów podczas wojny. W tym czasie matka była ze mną w ciąży. Kiedy się dowiedziała o śmierci ukochanego, rozpaczała tak mocno, że zaczęła przedwcześnie rodzić. Zmarła zaraz po wydaniu mnie na świat. Nie wiem co by się ze mną stało gdyby nie Abb. Przygarnął mnie i wychował jak własne dziecko. Kto inny przygarnąłby mieszańca?! - wrzasnął po raz pierwszy od stuleci ukazując swoje emocje. - Gdy Lucyfer zgładził mojego jedynego opiekuna, poprzysiągłem zemstę! Czekałem! Przez tyle lat ukrywałem się na dworze tego kundla. Zabiłbym go sam, ale w pojedynkę jestem za słaby! Teraz, gdy jest szansa, nie poddam się dopóki nie nabiję głowy tej zakłamanej gadziny na pal!
            Jake w jednej chwili skamieniał. Nigdy nie przypuszczał, że osoba tak cicha i niepozorna może skrywać w sobie tyle bólu i tak wielką rządzę zemsty. Zastanawiał się przez chwilę czy cień go czasem nie oszukuje, jednakże szybko odrzucił tą myśl. Takich emocji nie da się podrobić. Ricky mówił prawdę.
- Wybacz. Nie wiedziałem. - Tylko tyle był w stanie powiedzieć anioł. Przez swoje wcześniejsze zachowanie czuł się fatalnie. Do głowy mu nie przyszło, że cień dołączył do nich, aby odpłacić Lucyferowi za dawne krzywdy, które były niewyobrażalnie wielkie. Nie ma nic bardziej bolesnego niż utrata najbliższej osoby. Jake o tym dobrze wiedział, co spowodowało, że czuł się jeszcze gorzej.
- Nie ma sprawy. Skąd mogłeś wiedzieć? - odpowiedział spokojnie, podchodząc bliżej do anioła. - Wracamy?
- W sumie czemu nie - przytaknął mu, po czym ruszyli z powrotem w kierunku willi. - Opowiesz mi coś o Abbadonie? - zagadnął po chwili.
- Demon, zwany „niszczycielem” i „aniołem zagłady” miał w sobie więcej dobroci niż nie jeden anioł - zaczął z lekkim uśmiechem. - Poddani go uwielbiali. Dzięki niemu nigdy nie doszło do starcia między demonem narodzonym, a przemienionym. Jak zapewne wiesz, istnieje zaklęcie, dzięki któremu można przemienić dowolną istotę w demona. Znał je tylko Abb i to on wybierał kto jest godzien tego zaszczytu. Dzięki temu przez całe stulecia panował pokój.
- Powiedziałeś o sobie „mieszaniec”. Co miałeś przez to na myśli?
- Jestem pół demonem, pół cieniem. Takie istoty jak ja to rzadkość. Związki międzygatunkowe nie są praktykowane, choć takowe się zdarzały. Mimo, że takie pary są na ogół tolerowane, ich potomkowie już nie. Budzimy strach spowodowany obawą, że możemy być agresywni. Zdarzały się nawet morderstwa z tego powodu. Jednakże Abbadon nigdy nie myślał o mnie jak o niebezpiecznej kreaturze. Żyłem w spokoju, do czasu tej przeklętej umowy. Potem musiałem ukrywać swoją tożsamość, bo Lucyfer wyznaczył za mnie nagrodę, a skoro najciemniej jest pod latarnią, zatrudniłem się u niego jako najemnik.
- A jaki był twój opiekun?
- Zastępował mi ojca. Sam powtarzał, że chciał mieć potomka, ale nie znalazł tej jedynej. Był względem mnie tak bardzo troskliwy i opiekuńczy. Traktował mnie jak rodzonego syna, a nie przybłędę. Zawsze byłem mu za to wdzięczny. Przecież nie miał obowiązku, aby się mną zająć, a jednak to zrobił. Zawsze był dla mnie podporą, opiekunem i autorytetem. Czasami bardzo mi go brakuje - wyznał cicho. Mimo, że nie było mu łatwo o tym mówić, gdy już wyznał prawdę poczuł się lepiej. Sam się sobie dziwił, ale najwyraźniej nieświadomie potrzebował tej rozmowy. Swoją przeszłość trzymał w sekrecie przez wiele lat. Uznał, że najwyższa pora, aby komuś o niej opowiedzieć.
            Resztę drogi odbyli w milczeniu. Dalsze pytania były w tej chwili zbędne. Jake dostał już to czego chciał. Miał całkowitą pewność, że Ricky był godzien zaufania i ani on, ani pozostali aniołowie nie musieli domyślać się intencji cienia. Nawet nie zauważył kiedy wrócili do willi.
- Dzięki, Jake. Za wszystko - szepnął Ricky zaraz po tym jak przekroczyli próg domu, po czym uciekł do swojego pokoju, pozostawiając zdezorientowanego anioła samego.
- I jak? Dowiedziałeś się czegoś? - Z zamyślenia wyrwał go głos Jinxx’a, który nie wiadomo kiedy stanął obok Jake’a.
- Możemy mu zaufać - odpowiedział pewnie.
- Jesteś tego pewien? - zapytał nieco zaskoczony tymi słowami.
- Oczywiście - wyznał, spoglądając na swojego przyjaciela. - Bardziej już być nie mogę.

środa, 4 listopada 2015

Rozdział XXII

            Ashley, który w tym czasie leżał spokojnie w swoim łóżku. We śnie zobaczył śliczną dziewczynę o czarno-różowych włosach. Ubrana była w długą, czarną sukienkę, a w dłoni trzymała maskę. Ta, gdy tylko zauważyła anioła, uśmiechnęła się do niego zalotnie i podeszła bliżej. Jej ruchy były bardzo delikzapewniajądzicielskie, a swoją gracją przewyższała najpiękniejsze anielice.
- Jak masz na imię? - zapytał, oczarowany urodą nieznajomej.
- Valerie. Miło mi cię poznać Ashley. - odpowiedziała miłym, spokojnym głosem.
- Skąd...
- Jesteście tu bardzo znani. Twoi przyjaciele zrobili niezłe zamieszanie podczas mojego przyjęcia urodzinowego. - przerwała mu. Upadły anioł niemal natychmiast zrozumiał z kim mam do czynienia.
- Ty jesteś...
- Tak. Jestem córką Lucyfera. - Uśmiechnęła się i dygnęła jak na arystokratkę przystało. Anioł spojrzał na nią pytająco. Nie miał pojęcia dlaczego osoba tak blisko związana z władcą piekła, nawiedziła go w jego śnie? - Przekaż jeszcze Christian'owi, żeby więcej nie wyrywał mi serca. Wiesz ile będzie mi się to regenerować? - dodała z wyraźną dezaprobatą w głosie. Dopiero teraz Ashley zauważył plamę krwi na ciemnej tkaninie.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał, uważnie przyglądając się Valerie i usiłując znaleźć jakąkolwiek wskazówkę dotyczącą jej zamiarów względem niego.
- Ojciec chodzi wściekły jak osa i wyklina was w piętnastu językach. Podobno Ricky wypowiedział mu posłuszeństwo. Mam już dość tego narzekania. Chciałam pogadać z kimś w miarę normalnym.
- O czym? - zapytał jeszcze bardziej zaskoczony i zdezorientowany niż wcześniej.
- Wszystko mi jedno. Byle by nie o wojnie jaką toczycie. Ile można tego słuchać? - odpowiedziała, przewracając oczami.
            Ashley uśmiechnął się i pokiwał głową. Usiedli na ławce, która pojawiła się nie wiadomo skąd i zaczęli rozmowę. Valerie opowiadała o dziwnych i dość zabawnych sytuacjach jakie miały miejsce w zamczysku, a anioł podzielił zwariowanymi anegdotami zarówno ze swojego poprzedniego, jak i teraźniejszego życia. O dziwo bardzo szybko złapali wspólny język. Rozmawiali ze sobą tak jakby byli starymi przyjaciółmi, którzy spotkali się po latach.
            Mogli tak siedzieć jeszcze przez wiele godzin, gdy nagle Ashley poczuł jakby ktoś szarpał go za ramię. Zdziwiony rozejrzał się dookoła, ale nie zobaczył nikogo poza Valerie, która zaczęła się śmiać.
- Chyba pora wstawać. - powiedziała rozbawiona. Anioł nic nie zrozumiał. - Odwiedź mnie jeszcze. A teraz... Pobudka!

***

- Ashley!!! - Ktoś krzyknął nagle na całe gardło. Przestraszony anioł poderwał się do siadu i spojrzał na stojącego nad nim Andy'ego.
- Co?! - zapytał z wyrzutem. Jak można było się domyśleć nie był zachwycony tego rodzaju pobudką.
- To, że stoję tu od 20 minut idioto! - warknął wściekły. - Ogarnij się i choć do nas. Jest parę spraw do obgadania. - odpowiedział mu już spokojniejszym głosem, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając przyjaciela samego.
            Ashley spojrzał na zegarek i zobaczył, że była godzina 11:23. Niechętnie zwlekł się z łóżka, po czym ubrał się i zszedł na dół. W salonie wszyscy już na niego czekali.
- Co się takiego stało, że Andy nie mógł cię dobudzić? - zapytał Christian widocznie rozbawiony sytuacją.
- Ktoś mi się śnił. - odpowiedział coraz bardziej zirytowany.
- Oho. Niech zgadnę. Długonoga, blondynka w dopasowanej, czerwonej sukience?
- Nie, baranie! Niewysoka dziewczyna o czarno-różowych włosach. Mówiła, żebyś następnym razem nie wyrywał jej serca. - Słysząc to demon zamarł, a jego twarz wyrażała niewyobrażalny szok.
- Valerie? Śniła ci się?
- Tak.
- Czego chciała? Co mówiła?
- Chciała uciąć sobie ze mną pogawędkę, bo ma dosyć zachowania Lucyfera. - odpowiedział jakby tracąc zainteresowanie sprawą.
- Tylko tyle?
- A czego się niby spodziewałeś? - zapytał podejrzliwie anioł.
- Tego, że będzie chciała cię uwieść i wyciągnąć z ciebie jakieś informacje. Ona jest sukkubem. I to piekielnie utalentowanym. Krążą plotki, że zawróciła w głowie bardzo zasłużonemu i szanowanemu aniołowi. Z miłości do niej upadł, a gdy ta go porzuciła, spalił się.
- Jak widzisz nie planuję się podpalać. Nie mówiłem też o niczym mogłoby mieć znaczenie. Valerie jednak powiedziała coś bardzo istotnego.
- Mianowicie. - dopytywał się CC.
- Podobno Ricky wypowiedział Lucyferowi posłuszeństwo. - Ashley otrzymał w odpowiedzi zszokowane spojrzenia przyjaciół. Jedynym, który o dziwo siedział spokojnie był Andy.
- Wczoraj zachowywał się dość dziwnie, ale żeby coś takiego. - powiedział jakby sam do siebie.
- Jak to wczoraj? - odezwał się Jinxx wyraźnie nic nie rozumiejąc.
- Ech. No tak. Ricky tu był. Zachowywał się dziwnie, ale zapewnił, że nie chce nas zniszczyć.
- Czyli był tu jeden z najgroźniejszych cieni, Ashley'a nawiedziła księżniczka piekła, a ja spałem jak zabity. - podsumował zirytowany CC, który rzucił porozumiewawcze spojrzenie do Jinxx'a.
- Takie życie. - zaśmiał się Jake.
            W tym momencie rozległ się przerażający krzyk, który odbił się echem po całym lesie. Aniołowie i demon poderwali się ze swoich miejsc.
- Co to było? - zapytał zdezorientowany Jake.
            Gdy krzyk się powtórzył wszyscy czym prędzej wybiegli na zewnątrz. Tam jednak niczego nie zauważyli. CC zamknął oczy i mruknął coś pod nosem.
- Co ty... - odezwał się Ashley, nie rozumiejąc zachowania przyjaciela.
- Ciii... To było zaklęcie. - przerwał mu Christian.
- Ćwiczyłeś z nim?
- Oczywiście. Niebywale szybko się uczy.
- Tędy. - odezwał się nagle CC i ruszył przed siebie. Pozostali bez wahania ruszyli w kierunku, który wskazał anioł.
            Nie minęła chwila, a ich oczom ukazał się pobity, zakrwawiony i ledwo przytomny Ricky, który biegł w ich stronę. Nagle pojawiło się osiem cieni, które go otoczyły i powaliły na ziemię. Zdawały się w ogóle zauważyć stojącej nieco dalej szóstki. Były zbyt pochłonięte atakowaniem bezbronnego i poważnie zranionego Ricky'ego.
            Aniołowie i demon bez chwili wahania wkroczyli do akcji. Zaskoczone zjawy broniły się, ale były za słabe. CC czym prędzej podbiegł do Ricky'ego, w tym czasie podniósł się, ale ledwo trzymał się na nogach. Gdy tylko anioł się zbliżył, oparł się o niego. Szybko oddalili się od pola bitwy i ruszyli z powrotem do dworku. Zaledwie kilka kroków od wejścia cień zachwiał się i gdyby nie to, że CC przez cały czas go trzymał, zapewne runął by na ziemię.
- A-Andy... demon. - szepnął słabo, po czym stracił przytomność.
            CC przytrzymał Rick'ego mocniej i zabrał do domu. Tam położył go na łóżku w jednym z pokoi. Pomimo, że pole bitwy znajdowało się daleko przez cały czas miał wrażenie, że jest obserwowany. Zastygł na chwilę w bezruchu i zaczął nasłuchiwać. W całym domostwie panowała głucha cisza, ale anioł nie dał się jej zwieść. Nagle odwrócił się i złapał jednego z cieni, który właśnie chciał go zaatakować. Jednym ruchem rzucił nim o ścianę, a ręce zacisnął na jego gardle.
- Pan nie da wam spocząć. Zniszczy was. - warknęła zjawa, usiłując wyrwać się z uścisku.
- Jeszcze zobaczymy. - odpowiedział pewnie, po czym zacisnął rękę tak mocno, że cień rozpłynął się w powietrzu. Zaraz po tym w dworku pojawili się pozostali aniołowie i demon.
- Wszystko w porządku? - zapytał zdyszany Jake.
- Ze mną tak, ale Ricky stracił przytomność. Nie wygląda dobrze.
- Andy już wezwał Gabriela. On będzie wiedział co robić.

***

- Co z nim? - spytał Jinxx zaraz po tym jak archanioł wyszedł z pokoju, w którym leżał ranny.
- Ma kilka ran kłutych i jest mocno poobijany, ale to silny cień. Niedługo powinien dojść do siebie. - odpowiedział, odkładając bandaże na pobliski stolik. - Przyjdźcie zaraz do salonu. Mamy kilka spraw do omówienia. - odwrócił się od nich i ruszył przed siebie. - I, że ja pomogłem słudze zła. - mruknął z dezaprobatą i wyszedł. Christian już chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili Jake go powstrzymał.
- Daj spokój. Nie warto. Zostań z Ricky'm, a my pójdziemy porozmawiać z Gabrielem, ok?
- Niech będzie, ale odprawcie go szybko, bo nie ręczę za siebie. - odpowiedział z przekąsem i wszedł do sypialni, w której leżał Ricky.
            Tym czasem upadli aniołowie udali się do salonu, gdzie już oczekiwał na nich archanioł. Do pokoju weszli w milczeniu. Usiedli tylko i wpatrywali się w jasnowłosego anioła.
- Co się wydarzyło? Dlaczego ten cień został tak zraniony? - zaczął w końcu Gabriel, który był wyraźnie zadziwiony całą sytuacją.
- Ricky wypowiedział Lucyferowi posłuszeństwo i został zaatakowany. - odpowiedział spokojnie CC.
- Mówił coś, zanim stracił przytomność?
- Wypowiedział tylko dwa słowa.
- Mianowicie?
- "Andy" i "demon". - Gdy tylko archanioł usłyszał te słowa jego spojrzenie automatycznie powędrowało na Andy'ego.
- Boże, miej nas w opiece. I nikt tego nie zauważył. - szepnął sam do siebie. - O starciu jakie doszło między Lucyferem, a Abaddonem krążą różne pogłoski.
- Piekło, jak widać słynie z tworzenia plotek. - wtrącił Ashley przypominając sobie opowieść o Valerie.
- Nie przerywaj mi. - skarcił go Gabriel. - Jedna z tych plotek mówi, że przed śmiercią władca demonów wypowiedział zaklęcie przeniesienia mocy. Dzięki niemu osoba wypowiadająca te słowa może przekazać swoją moc komuś innemu. Ponoć Abaddon oddał wszystko aniołowi, którego uznał za dość silnego by pokonać Lucyfera. Andy, nie zastanawiało cię dlaczego jako jedyna osoba w całym niebie masz kruczoczarne włosy? - zwrócił się nagle do upadłego anioła, który z każdą chwilą był w coraz większym szoku.
- Nigdy nie zwracałem na to większej uwagi. Nie sądziłem, że to może mieć znaczenie. - wyznał.
- Ale, jak widzisz ma bardzo duże. Sądzę, że przejąłeś moce Abaddona. Jeśli to prawda, jesteś i zawsze byłeś pół aniołem, pół demonem. A jako, że Abaddon był władcą demonów, ty stałeś się jego następcą.
            Andy wstał z fotela i odszedł kawałek dalej, tym samym zwracając na siebie uwagę pozostałych. Nikt jednak nie odezwał się słowem. Patrzyli tylko na anioła i czekali na jakąkolwiek reakcję przyjaciela. Ten nagle odwrócił się, a jego chłodne spojrzenie przeszyło zebranych.
- Nawet jeśli to prawda i jestem prawowitym władcą piekła, nie obchodzi mnie to. Stanę przeciwko Lucyferowi, ale nie przejmę po nim władzy.
- Jak to?! Ktoś musi rządzić piekłem! Równowaga na świecie musi być zachowana! - protestował Gabriel. - Spędziłeś tyle lat w niebie. Na pewno to rozumiesz.
- Zawsze można oddać ten przywilej komuś innemu. - Uśmiechnął się Andy, wprawiając przyjaciół w osłupienie.
- Masz już kogoś konkretnego na myśli? - zapytał Jinxx, który jaki pierwszy otrząsnął się z szoku.
- Można tak powiedzieć, ale dziś nic nie powiem. Na to jednak jeszcze przyjdzie pora.

***

          Christian przez cały ten czas siedział przy Ricky'm. Niestety cień w dalszym ciągu był nieprzytomny, więc znudzony czekaniem demon zaczął rozszyfrować ostatnie linijki opisu zaklęcia z księgi Lucyfera.
- Christian? - Usłyszał nagle znajomy głos. Podniósł głowę znad kartek i zobaczył swojego dawnego przyjaciela, który kierował ku niemu zaskoczone spojrzenie.
- Witam wśród żywych. Jak się czujesz? - spytał z uśmiechem.
- Lepiej jak zachowam to dla siebie.
- Dlaczego?
- Domyślam się, że Gabriel tu jest. Wolę nie kląć w jego obecności. - Na te słowa obydwoje się roześmiali. Archanioł nie pałał sympatią ani do cienia, ani demona, a więc sytuacja jaką opisał Ricky była dla obydwojga bardzo zabawna.
- Skąd wiesz, że tu jest? - zapytał, gdy tylko się opanował
- Wy nie opatrzylibyście mnie tak dobrze. - zauważył. Zapadła chwila niezręcznej ciszy między nimi. Demon miał pytanie, ale nie był pewny czy chce je zadać. W końcu jednak zebrał się na odwagę.
- To prawda, że wypowiedziałeś posłuszeństwo Lucyferowi?
- To chyba oczywiste, że tak. Na pewno ciebie też nieźle pokiereszował gdy to zrobiłeś.
- Prawda. Co się zmieniło od naszego spotkania?
- Andy przejął moce Abaddona. - odpowiedział obojętnie cień, na co w odpowiedzi otrzymał zaskoczony wyraz twarzy Christian'a. - Te plotki są prawdziwe. Z całą pewnością mamy do czynienia z następcą Abaddona. To wyjaśnia dlaczego tak szybko zdobywa zwolenników. Anielska dobroć i kusząca demoniczna siła mu to umożliwiają. - zapewnił go.
- Hmm... Czyli mam nowego władcę. - stwierdził po kolejnej chwili ciszy.
- Przeszkadza ci to? - zapytał z zaciekawieniem. - Tak właściwie to gdyby nie on, ty władałbyś piekłem.
- Jeśli tym władcą ma być Andy, to nie. - Słysząc to, Ricky uśmiechnął się lekko, a wzrok przeniósł na sufit.
- Musi być naprawdę wyjątkowy skoro chcesz się mu przyporządkować. - stwierdził, przymykając oczy. - Wojna nadchodzi. I to szybciej niż się spodziewacie.

sobota, 12 września 2015

Rozdział XXI

                  Christian patrzył jeszcze przez chwilę przed siebie, zastanawiając się nad tym co przed chwilą miało miejsce. Nie wiedział czy postąpił słusznie, pozwalając cieniowi odejść. Jedyną pociechą było to, że Ricky najwidoczniej nie miagłowie.aru wykonywać rozkazu Lucyfera. Przynajmniej nie teraz.
- Christian? - Demon odwrócił się gwałtownie.
- Jake? Co ty tu robisz?
- Wydawało mi się, że ktoś jest w lesie więc poszedłem to sprawdzić. Ale widzę, że to był fałszywy alarm.
- Nie byłbym tego taki pewien. - powiedział spokojnie, przyglądając się uważnie aniołowi.
- O co ci niby... Czekaj. Ktoś tu był, tak?
- Tak. A tą osobą był Ricky.
- Ten potężny cień, o którym nas poinformowaliście?
- Zgadza się.
- Czego chciał?
- Pogadać. - Jake nawet nie próbował ukryć swojego zdziwienia. To co powiedział demon wydawało mu się wręcz absurdalne.
- Tylko tyle? Nie wierzę.
- To uwierz. Dobra. Wracajmy już, bo robi się zimno. - Anioł w odpowiedzi tylko skinął głową i razem z Christian'em ruszył w stronę domu.

***

                      Andy obudził się w środku nocy. Czując czyjeś spojrzenie na sobie, podniósł się i rozejrzał nerwowo po swoim pokoju. Nie zauważył jednak niczego niezwykłego, więc położył z powrotem. Niestety nie był w stanie zasnąć, gdyż nadal wydawało mu się, że ktoś bezczelnie się w niego wpatruje.
- Co ty w sobie takiego masz? - Usłyszał nagle spokojny, męski głos. Był pewien, że to żaden z jego przyjaciół, więc błyskawicznie poderwał się do siadu. Zobaczył, że okno było otwarte na oścież, a zasłona falowała tak jakby ktoś przed sekundą ją poruszył.
                     Chłopak czym prędzej wybiegł z pokoju i poszedł sprawdzić czy wszystko było w porządku z pozostałymi. Najpierw zerknął do pokoju CC'ego. Potem poszedł do Jake'a. Gdy już miał nacisnąć delikatnie klamkę, usłyszał głos w swojej głowie.
- No wejdź. Nie śpię. - Andy wszedł do pokoju i zobaczył, że jego przyjaciel siedział na swoim łóżku i coś czytał. - Coś się stało? - zapytał zaciekawiony.
- Ktoś był w moim pokoju. Gapił się na mnie.
- Jesteś pewien? Może to był tylko sen.
- Nie. Słyszałem go. Ktoś tu... - W tym momencie anioł zobaczył, że słowa w książce trzymanej przez Jake'a nie zostały zapisane w ich języku. Andy przyjrzał się jej uważnie i dopiero teraz zorientował się, że była to księga, którą wykradli z zamczyska Lucyfera.
- Coś nie tak? - zapytał Jake lekkim tonem, przyglądając się uważnie zszokowanemu aniołowi. Andy poderwał się na równe nogi i za pomocą telekinezy rzucił mężczyzną o jedną ze ścian i przybił go do niej tak, że stopy nie dotykały ziemi. - Widzę, że się domyśliłeś. - Głos, który tym razem wydobył się z gardła mężczyzny należał do osoby, która była w pokoju Andy'ego.
- Ricky, jak mniemam.
- Zgadłeś.
- Co zrobiłeś Jake'owi?
- Nie. Nie opętałem go, jeśli o to pytasz. Jest w lesie z Christian'em.
- Co ty...
- Nic im nie jest. Spokojnie.
- Czego chcesz?
- Lucyfer kazał mi was zniszczyć. Jedno po drugim. - mówiąc to, uśmiechnął się szyderczo. - W zamian miałem otrzymać stanowisko Christian'a, które jest najwyższym i najważniejszym w całym piekle. Mnie jednak nie odpowiada wizja "psa łańcuchowego". Chyba rozumiesz. Mógłbyś mnie postawić wreszcie na ziemi? To nie jest najwygodniejsza pozycja do rozmowy. - Andy popatrzył na cienia podejrzliwie, jednakże po chwili namysłu uwolnił go. Ten natomiast otoczył się czarną mgłą by po chwili ukazać swoje prawdziwe oblicze. - Dzięki. - powiedział bardzo cicho.
- A więc? Skoro nie chcesz nas zniszczyć, to co tu robisz? - Anioł powoli tracił cierpliwość.
- Ciekawiło mnie dlaczego ktoś taki jak ty rozpoczął rewolucję i jakim cudem wszystko ci się udaje. Znam Christian'a od wieków. To, że zaoferował pomoc świadczy o tym, że jest w tobie coś niezwykłego. Tylko co?
                    Andy nic nie odpowiedział. Patrzył tylko chłodno na rozmówcę, a jego wyraz twarzy świadczył o tym, że bardzo intensywnie się nad czymś zastanawiał.
- Chcesz do nas dołączyć. - odezwał się po chwili. Cień, słysząc te słowa, zaśmiał się cicho i uśmiechnął się do siebie z politowaniem. - Co cię tak bawi? - oburzył się anioł.
- Znowu to robisz.
- Niby co?
- Przekonujesz kogoś do siebie i swoich racji. Jednym spojrzeniem zdobywasz zaufanie. Jednym zdaniem zyskujesz zwolenników, którzy oddaliby za ciebie życie. - Ricky chciał powiedzieć coś jeszcze, gdy nagle zamarł. - Chwila moment. Od kiedy masz czarne włosy?
- Od zawsze. - odpowiedział obojętnie, nie widząc najmniejszego związku między tematami.
- Nie wierzę. Te plotki... One nie mogą być... A jeśli... - Nagle machnął ręką i rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając zdezorientowanego Andy'ego samego.
                    W tej chwili ktoś nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Anioł odruchowo chciał użyć telekinezy, ale w ostatniej chwili zobaczył, że u progu stali Jake i Christian. Odetchnął z ulgą, gdyż nie był pewny czy cień nie oszukał.
- Andy? Co ty tu robisz? - zapytał zdezorientowany Jake.
- Długa historia.
- Niech zgadnę. Ricky? - zagadnął demon.
- A ty skąd...
- Ja też go spotkałem i prawdę mówiąc mnie też nie chce się teraz wszystkiego wyjaśniać. Opowiemy wszystko jutro, gdy wszyscy będziemy obecni. Ok?
- To dobry pomysł. Oj. Zapomniałbym. - Andy podszedł do łóżka i podniósł księgę. - Pilnuj jej. - odezwał się do Christian'a, wręczając mu wymieniony przedmiot.
- Skąd ona tu się wzięła?
- Sam powiedziałeś, że jutro będziemy wszystko wyjaśniać. - odpowiedział, wychodząc z pokoju.
- Ale Andy...
- Dobranoc. - zaśmiał się i zniknął za drzwiami swojej sypialni.

sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział XX

CC zapukał do sypialni demona. Gdy nikt mu nie odpowiedział, wszedł po cichu do środka. Tam zobaczył, że mężczyzna przysnął oparty o ścianę, a wokół niego porozrzucane były kartki niemal w całości zapisane
- Chris? - szepnął cicho, chcąc go obudzić w miarę delikatny sposób. - Chris - powtórzył nieco pewniej, szturchając śpiącego w ramię, jednak i to nie przyniosło pożądanego efektu. Mężczyzna nie zareagował na poczynania anioła nawet cichym mruknięciem. - No cóż, chciałem po dobroci. Christian! - wrzasnął, chcąc wreszcie obudzić przyjaciela. Wystraszony nagłym krzykiem demon poderwał się na równe nogi i spojrzał zdenerwowany na stojącego obok anioła, który w tym momencie zwijał się ze śmiechu.
- CC? Zabiję! - powiedział wściekły, patrząc na niego morderczym wzrokiem.
- Dobra, dobra. Lepiej powiedz z czym ci pomóc, bo z tego co widzę, to sam w życiu nie skończysz. - Christian na te słowa nieco się uspokoił.
- No dobra. Najpierw trzeba posegregować notatki.
- Ten rytuał jest aż tak skomplikowany?
- Nawet bardzo. To jeden z najstarszych rytuałów. Jest spisany w pradawnym języku. Przypomina na pierwszy rzut oka łacinę, ale nią nie jest. Dodatkowo wszystko musi być odprawione w kolejności, która została zaszyfrowana.
- No to nieźle. W takim razie bierzmy się do roboty.
Anioł zaczął segregować notatki, a Christian usiłował rozszyfrować kolejne linijki tekstu. Siedzieli tak przez trzy godziny. Przygotowanie wszystkiego co było potrzebne do odprawienia rytuału wymagało czasu. Christian jednak nie potrafił się na tym skoncentrować. Cały czas zastanawiał się nad tym gdzie obecnie ukrywał się Ricky. Rozmawiał ze wszystkimi domownikami. Na całe szczęście żaden z nich nie został jeszcze opętany.
- Na dziś wystarczy. Padam na twarz.
- Ja też. Wiesz coś na temat Ricky'ego?
- Tylko tyle, że nie opętał jeszcze nikogo.
- To świetnie! - powiedział uradowany, bowiem za nic w świecie nie chciał, aby którekolwiek z nich znalazło się pod kontrolą cienia. Anioł chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak w tym momencie do pokoju ktoś zapukał.
- Proszę - odezwał się Christian, a w odpowiedzi, w drzwiach pojawił się Andy.
- CC, możemy porozmawiać? - zapytał błękitnooki anioł.
- Jasne - odpowiedział z życzliwym uśmiechem, po czym podszedł do przyjaciela i razem pokierowali się do kuchni.
Andy postanowił powiedzieć o wszystkim co ostatnio miało miejsce. Na początek chciał porozmawiać z CC'm, ponieważ wiedział, że ten na pewno nie został opętany. Nie było co do tego najmniejszej wątpliwości.
- Zgaduję, że chcesz mi powiedzieć o tym cieniu. Andy, ja wiem o wszystkim - uprzedził go CC, zanim ten zdążył chociażby otworzyć usta.
- Skąd ty...? - urwał, nie wiedząc co powiedzieć, za to CC wybuchnął głośnym śmiechem, widząc zdziwioną minę przyjaciela. Zanim się uspokoił, minęła dłuższa chwila.
- Podsłuchałem twoją rozmowę z Gabrielem - wyjaśnił krótko.
- Komuś mówiłeś?
- Christian'owi. On zna te całą "pijawkę". Ponadto powiedział, że nikt z nas nie został opętany - odrzekł spokojnie, na co Andy odetchnął z ulgą. Czuł jak spada z niego ogromny ciężar. - On zajmie się szukaniem Ricky'ego.
- Ricky'ego?
- Tak ma na imię ten cień.
- Aha. 
- Andy?
- Tak?
- Skąd wiedziałeś, że nie jestem opętany?
- Stąd, że nikt nie jest takim optymistą, jak ty - odpowiedział bez większego zastanowienia. Tym razem obydwoje się roześmiali. - Skoro tak, to ja pójdę poinformować resztę.
- Popieram ten pomysł. - Andy jeszcze raz uśmiechnął się do przyjaciela i wyszedł.

***

Demon nie zrezygnował z pomysłu, przeciągnięcia cienia na ich stronę. Taki sojusznik byłby im znaczną przewagę. Christian uśmiechnął się na samą myśl, że gdyby się udało, Lucyfer wpadł by w szał. Utracił już swojego najwierniejszego sługę i najskuteczniejszego zabójcę w jednym. Jeśli sprzeciwi mu się także potężny manipulator, jakim był Ricky, wtedy ich szanse na zwycięstwo znacznie wzrosną.
- Coś taki ucieszony? - zapytał go Jinxx, wyrywając tym samym demona z zamyślenia. Anioł jak gdyby nigdy nic stał oparty o framugę drzwi do pokoju przyjaciela  i wpatrywał się w niego z błyskiem w oku.
- Mam dobry humor.
- To miej go częściej - zaśmiał się pogodnie i najzwyczajniej w świecie odszedł. 
Christian uśmiechnął się sam do siebie. Bardzo lubił Jinxx'a. Odkąd anioł przyszedł do jego pokoju i pocieszył go po szorstkich słowach Gabriela, stali się najlepszymi przyjaciółmi. Najbardziej lubił momenty gdy mógł z nim spokojnie porozmawiać, spacerując po lesie z dala od problemów i niebezpieczeństw, które czyhały niemal na każdym kroku. Wiele lat temu przechadzał się tak z Ricky'm. Cień był jednak bardzo zamknięty w sobie. Nie lubił się wyróżniać i niepotrzebnie odzywać. To niezwykle imponowało demonowi. Niestety ich drogi się rozeszły, a Christian był sam do czasu poznania aniołów.
Demon uwielbiał to wspomnienie. Nigdy nie doceniał towarzystwa Ricky'ego, a teraz oddałby wszystko za stracony czas.
Dzień minął bardzo szybko. Wszyscy po kolacji położyli się do łóżek i zasnęli nie świadomi tego co miało się tej nocy wydarzyć. O północy Christian'a obudziło dziwne uczucie. Wydawało mu się, że ktoś jest w lesie i obserwuje dom. Demon zawsze ufał swoim przeczuciom, więc czym prędzej wyszedł na zewnątrz i rozejrzał dookoła. Nikogo jednak nie zobaczył. Mimo to uczucie bycia śledzonym pozostało. Wolnym krokiem ruszył przed siebie. Po jakiejś godzinie bezustannego marszu chciał zawrócić, ale w tym momencie usłyszał za sobą szmer, na dźwięk którego odwrócił się gwałtownie.
- Kto tam jest?! - zawołał w przestrzeń, na co z cieni drzew wyłonił się młody, czarnowłosy mężczyzna. - Witaj Ricky - rzekł, siląc się na spokój i opanowanie. Tamten nic nie odpowiedział. Stał tylko i wpatrywał się w demona umarznie, z pewną ostrożnością i niemal bezczelnie. - Lucyfer obciął ci język?


- Wyostrzył ci się dowcip, Christian - odezwał się niebywale cichym, jednak nadal dobrze słyszalnym głosem, co tak naprawdę było dla niego charakterystyczne. - Dlaczego to zrobiłeś?
- Niby co?
- Odszedłeś. Co się takiego wydarzyło?
- Dlaczego o to pytasz? - zaciekawił się demon, nie kryjąc swojego zdziwienia, zachowaniem Ricky'ego, który zamiast próbować z nim walczyć, lub przejąć nad nim kontrolę, tylko z nim rozmawiał.
- Chcę zrozumieć. To takie dziwne?
- Wręcz przeciwnie. Opowiem ci, ale mam propozycję.
- Jaką? - zaciekawił się cień.
- Chodźmy na spacer. Tak jak za dawnych lat - zaproponował sentymentalnie. Ricky uśmiechnął się nieznacznie, wspominając ich długie przechadzki. To było jedyne przyjemne wspomnienie, jakie posiadał. Zgodził się.
            Spacerowali przez las kilka godzin. Christian w trakcie tej przechadzki odpowiedział na zadane wcześniej pytanie, a Ricky słuchał z wyraźnym zainteresowaniem. Demon nie wiedział, co kierowało cieniem, ale się tym nie przejmował. Miał nadzieję, że zdoła przekonać swojego dawnego przyjaciela do odejścia od Lucyfera, choć sam nie był pewny, czy to było możliwe.
            Gdy Christian skończył swój monolog, spojrzał na swojego towarzysza, który wydawał się być pogrążonym we władnych myślach.
- Chyba rozumiem - odezwał się smutnym głosem po długiej ciszy.
- Co masz zamiar teraz zrobić?
- Pomyśleć - odpowiedział i w mgnieniu oka rozpłynął się w powietrzu, a Christian tym samym został w lesie zupełnie sam. 
- Ricky? - Rozejrzał się dookoła, jednak nie znalazł już w pobliżu cienia. Westchnął głęboko i spojrzał w rozciągające się nad nim gwiaździste niebo. - Co zrobisz?

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział XIX

- Hej! Christian! Obudź się! - Demon usłyszał nad sobą stłumiony głos CC'ego. Otworzył powoli oczy, jednak nie zdołał w pierwszej chwili zobaczyć twarzy anioła. Nie dość, że wszystko co widział było rozmazane, Christian’owi kręciło się również w głowie. Wszystko wokół dosłownie wirowało, jednakże mimo to demon z niemałym trudem podniósł się do siadu.
- Aj! - wrzasnął, łapiąc się za głowę, po czym spojrzał na siedzącego obok anioła, który podawał mu worek z lodem. - Dzięki - mruknął, przykładając lód do skroni.
- Mocno się uderzyłeś. Masz szczęście, że poszliśmy z tobą - stwierdził, przyglądając się z uwagą poszkodowanemu przyjacielowi.
- Chwila. Jak się wydostaliśmy z piekła? - zapytał nagle, przypominając sobie co miało miejsce zanim stracił przytomność.
- CC otworzył portal - odpowiedział mu Andy, który właśnie wszedł do salonu.
- Jak to? Niemożliwe!
- Pamiętałem zaklęcie. Nic w tym niezwykłego - stwierdził CC i spojrzał na demona ze zdziwieniem. Zupełnie nie rozumiał zachowania Christian’a, gdyż równie dobrze Jinxx mógł zapamiętać treść zaklęcia.
- Nikomu do tej pory nie udało się rzucić jakiegokolwiek zaklęcia za pierwszym razem - wyjaśnił demon. - Chyba właśnie odkryliśmy wielki talent wśród nas - dokończył i poklepał siedzącego obok anioła po plecach.
- Ja i talent do magii? - spytał z niemałym zaskoczeniem. - To chyba jakaś pomyłka.
- Nie sądzę. Ponadto mam propozycję. Chcesz nauczyć się rzucania zaklęć?
- Nie znam łaciny - bronił się anioł.
- To poznasz. - Christian wzruszył ramionami i czekał na decyzję swojego rozmówcy. CC, nie wiedząc co robić, spojrzał pytająco na stojącego obok Andy'ego. Ten jedynie kiwnął głową i uśmiechnął się na znak, że popiera ten pomysł.
- Dobra. Niech będzie - zgodził się w końcu anioł. - Ale teraz zajmijmy się książką - powiedział, podając demonowi wymieniony przedmiot. W tym właśnie momencie z pomiędzy stron wypadła jakaś stara, lekko zniszczona kartka. Andy podniósł ją i dokładnie obejrzał. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy była czerwona pieczęć przedstawiająca pentagram, pośrodku którego znajdowała się pięknie zdobiona litera „L”.
- To chyba jakiś kontrakt. Christian, możesz rzucić na to okiem?       Ja nie znam łaciny - powiedział podając kartkę demonowi. Ten zabrał dokument i zaczął czytać, a z każdym kolejnym odczytanym słowem na jego twarzy widniał coraz większy szok. - Co to jest?
- Cyrograf, który Lucyfer zawarł z demonami. Nie wierzę, że trzymał to przez tyle lat. Ten kawałek papieru daje mi władzę nad cieniami i całym piekłem.
- Musimy to dobrze wykorzystać - stwierdził Andy, uśmiechając się lekko. Fakt, że weszli w posiadanie tego dokumentu dał im ogromną przewagę, a z pomocą dusz, które mieli zamiar uwolnić, mogli nawet pokonać samego Lucyfera. - Christian, co z rytuałem?
- Ach, tak. Zapomniałem. Dajcie mi trochę czasu, to wszystko przygotuję.
- To później - odezwał się CC z charakterystycznym dla niego uśmiechem. - Na razie trochę odpocznij.
- Dzięki - odpowiedział mu Christian, po czym ułożył się wygodnie na sofie i bardzo szybko zapadł w sen.

***

            Gabriel po raz kolejny odwiedził aniołów. Nie była to jednak zwyczajna, przyjacielska wizyta. Archanioł przynosił bardzo złe wieści. Tak naprawdę powinien zachować je dla siebie, ponieważ ten konflikt nie dotyczy, ale ze względu na Andy'ego postanowił o wszystkim opowiedzieć.
            To właśnie jego poprosił na rozmowę w cztery oczy. Gdy byli sami, Gabriel ostrzegł anioła, że Lucyfer planował opętać jednego z upadłych, o ile już tego nie zrobił. Na ich nieszczęście miał tego dokonać nie władca piekła, ale cień zwany przez wszystkich niechlubnie "pijawką". Potrafił on opętać każdego, niezależnie od tego kim była ofiara i jaką mocą dysponuje. Kiedyś Lucyfer wygnał go w obawie użycia tej zdolności na nim. Pomimo tego cień powrócił do piekła i otrzymał to samo zadanie, które wcześniej wykonać miał Christian.
            Archanioł odleciał zostawiając przyjaciela z natłokiem myśli. Andy nie mógł uwierzyć w słowa Gabriela. Nie miał pojęcia jak się zachować. Do domu wrócił w milczeniu. Zastanawiał się nad tym, czy powinien opowiedzieć o wszystkim przyjaciołom, jednakże szybko odrzucił ten pomysł. Przecież jeden z nich już dawno mógł być opętany. Nie wiedział komu może w tej chwili zaufać. To było zdecydowanie za duże ryzyko.
- Coś się stało? - zapytał Aschley, widząc zamyśloną minę Andy'ego, który stał właśnie w salonie.
- Nie. Wszystko gra - powiedział i czym prędzej uciekł do swojego pokoju, unikając tym samym dalszych pytań. - "Co ja mam zrobić?" - pomyślał zrezygnowany. Do końca dnia nie wyszedł z pokoju.

***

- Chris. - Demon, przechodząc przez korytarz na piętrze, usłyszał nagle cichy szept CC'ego. Zdziwiony odwrócił się i zobaczył anioła stojącego w drzwiach swojego pokoju. - Chodź tu - poprosił. Christian oczywiście bez słowa wszedł do sypialni przyjaciela. - Podsłuchałem rozmowę Andy'ego i Gabriela - zaczął, łapiąc się za kark. - Znasz cienia o przydomku "pijawka"?
- O jasny gwint - powiedział przez zęby, łapiąc się za głowę.
- Aha. Czyli jest bardzo źle - stwierdził na podstawie reakcji demona.
- Źle? Tragedia! - krzyknął, tym samym wpadając w panikę. - Ten cień umie opętać każdego. Być może nawet Lucyfera.
- Jest aż tak potężny? Skąd taka zdolność?
- Nikt tego nie wie. Ten cień nie zwierzał się absolutnie nikomu.
- Nie ma jakiegoś sposobu, żeby go powstrzymać? - zapytał z nadzieją.
- Szczerze mówiąc to kiedyś był jedyną osobą, z którą się jakoś dogadywałem. Może uda mi się do niego dotrzeć.
- Chcesz go przekonać, żeby do nas dołączył?
- A co mamy do stracenia? - odpowiedział, wzruszając ramionami. Uważał, że skoro on sam dołączył do aniołów, istnieje szansa, że „pijawka” także to zrobi.
- No dobrze. Spróbuj - zgodził się niechętnie anioł. - Ale jeżeli ten cień już kogoś dopadł, uprzedź mnie zanim cokolwiek zrobisz.
- Dobrze. Jeśli cokolwiek się stanie, natychmiast cię powiadomię.
- A jak on w ogóle ma na imię?
- Ricky - odpowiedział, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju. Musiał jak najszybciej znaleźć cienia. Nie wiedział jednak, że przez cały czas był przez niego obserwowany.