środa, 4 listopada 2015

Rozdział XXII

            Ashley, który w tym czasie leżał spokojnie w swoim łóżku. We śnie zobaczył śliczną dziewczynę o czarno-różowych włosach. Ubrana była w długą, czarną sukienkę, a w dłoni trzymała maskę. Ta, gdy tylko zauważyła anioła, uśmiechnęła się do niego zalotnie i podeszła bliżej. Jej ruchy były bardzo delikzapewniajądzicielskie, a swoją gracją przewyższała najpiękniejsze anielice.
- Jak masz na imię? - zapytał, oczarowany urodą nieznajomej.
- Valerie. Miło mi cię poznać Ashley. - odpowiedziała miłym, spokojnym głosem.
- Skąd...
- Jesteście tu bardzo znani. Twoi przyjaciele zrobili niezłe zamieszanie podczas mojego przyjęcia urodzinowego. - przerwała mu. Upadły anioł niemal natychmiast zrozumiał z kim mam do czynienia.
- Ty jesteś...
- Tak. Jestem córką Lucyfera. - Uśmiechnęła się i dygnęła jak na arystokratkę przystało. Anioł spojrzał na nią pytająco. Nie miał pojęcia dlaczego osoba tak blisko związana z władcą piekła, nawiedziła go w jego śnie? - Przekaż jeszcze Christian'owi, żeby więcej nie wyrywał mi serca. Wiesz ile będzie mi się to regenerować? - dodała z wyraźną dezaprobatą w głosie. Dopiero teraz Ashley zauważył plamę krwi na ciemnej tkaninie.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał, uważnie przyglądając się Valerie i usiłując znaleźć jakąkolwiek wskazówkę dotyczącą jej zamiarów względem niego.
- Ojciec chodzi wściekły jak osa i wyklina was w piętnastu językach. Podobno Ricky wypowiedział mu posłuszeństwo. Mam już dość tego narzekania. Chciałam pogadać z kimś w miarę normalnym.
- O czym? - zapytał jeszcze bardziej zaskoczony i zdezorientowany niż wcześniej.
- Wszystko mi jedno. Byle by nie o wojnie jaką toczycie. Ile można tego słuchać? - odpowiedziała, przewracając oczami.
            Ashley uśmiechnął się i pokiwał głową. Usiedli na ławce, która pojawiła się nie wiadomo skąd i zaczęli rozmowę. Valerie opowiadała o dziwnych i dość zabawnych sytuacjach jakie miały miejsce w zamczysku, a anioł podzielił zwariowanymi anegdotami zarówno ze swojego poprzedniego, jak i teraźniejszego życia. O dziwo bardzo szybko złapali wspólny język. Rozmawiali ze sobą tak jakby byli starymi przyjaciółmi, którzy spotkali się po latach.
            Mogli tak siedzieć jeszcze przez wiele godzin, gdy nagle Ashley poczuł jakby ktoś szarpał go za ramię. Zdziwiony rozejrzał się dookoła, ale nie zobaczył nikogo poza Valerie, która zaczęła się śmiać.
- Chyba pora wstawać. - powiedziała rozbawiona. Anioł nic nie zrozumiał. - Odwiedź mnie jeszcze. A teraz... Pobudka!

***

- Ashley!!! - Ktoś krzyknął nagle na całe gardło. Przestraszony anioł poderwał się do siadu i spojrzał na stojącego nad nim Andy'ego.
- Co?! - zapytał z wyrzutem. Jak można było się domyśleć nie był zachwycony tego rodzaju pobudką.
- To, że stoję tu od 20 minut idioto! - warknął wściekły. - Ogarnij się i choć do nas. Jest parę spraw do obgadania. - odpowiedział mu już spokojniejszym głosem, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając przyjaciela samego.
            Ashley spojrzał na zegarek i zobaczył, że była godzina 11:23. Niechętnie zwlekł się z łóżka, po czym ubrał się i zszedł na dół. W salonie wszyscy już na niego czekali.
- Co się takiego stało, że Andy nie mógł cię dobudzić? - zapytał Christian widocznie rozbawiony sytuacją.
- Ktoś mi się śnił. - odpowiedział coraz bardziej zirytowany.
- Oho. Niech zgadnę. Długonoga, blondynka w dopasowanej, czerwonej sukience?
- Nie, baranie! Niewysoka dziewczyna o czarno-różowych włosach. Mówiła, żebyś następnym razem nie wyrywał jej serca. - Słysząc to demon zamarł, a jego twarz wyrażała niewyobrażalny szok.
- Valerie? Śniła ci się?
- Tak.
- Czego chciała? Co mówiła?
- Chciała uciąć sobie ze mną pogawędkę, bo ma dosyć zachowania Lucyfera. - odpowiedział jakby tracąc zainteresowanie sprawą.
- Tylko tyle?
- A czego się niby spodziewałeś? - zapytał podejrzliwie anioł.
- Tego, że będzie chciała cię uwieść i wyciągnąć z ciebie jakieś informacje. Ona jest sukkubem. I to piekielnie utalentowanym. Krążą plotki, że zawróciła w głowie bardzo zasłużonemu i szanowanemu aniołowi. Z miłości do niej upadł, a gdy ta go porzuciła, spalił się.
- Jak widzisz nie planuję się podpalać. Nie mówiłem też o niczym mogłoby mieć znaczenie. Valerie jednak powiedziała coś bardzo istotnego.
- Mianowicie. - dopytywał się CC.
- Podobno Ricky wypowiedział Lucyferowi posłuszeństwo. - Ashley otrzymał w odpowiedzi zszokowane spojrzenia przyjaciół. Jedynym, który o dziwo siedział spokojnie był Andy.
- Wczoraj zachowywał się dość dziwnie, ale żeby coś takiego. - powiedział jakby sam do siebie.
- Jak to wczoraj? - odezwał się Jinxx wyraźnie nic nie rozumiejąc.
- Ech. No tak. Ricky tu był. Zachowywał się dziwnie, ale zapewnił, że nie chce nas zniszczyć.
- Czyli był tu jeden z najgroźniejszych cieni, Ashley'a nawiedziła księżniczka piekła, a ja spałem jak zabity. - podsumował zirytowany CC, który rzucił porozumiewawcze spojrzenie do Jinxx'a.
- Takie życie. - zaśmiał się Jake.
            W tym momencie rozległ się przerażający krzyk, który odbił się echem po całym lesie. Aniołowie i demon poderwali się ze swoich miejsc.
- Co to było? - zapytał zdezorientowany Jake.
            Gdy krzyk się powtórzył wszyscy czym prędzej wybiegli na zewnątrz. Tam jednak niczego nie zauważyli. CC zamknął oczy i mruknął coś pod nosem.
- Co ty... - odezwał się Ashley, nie rozumiejąc zachowania przyjaciela.
- Ciii... To było zaklęcie. - przerwał mu Christian.
- Ćwiczyłeś z nim?
- Oczywiście. Niebywale szybko się uczy.
- Tędy. - odezwał się nagle CC i ruszył przed siebie. Pozostali bez wahania ruszyli w kierunku, który wskazał anioł.
            Nie minęła chwila, a ich oczom ukazał się pobity, zakrwawiony i ledwo przytomny Ricky, który biegł w ich stronę. Nagle pojawiło się osiem cieni, które go otoczyły i powaliły na ziemię. Zdawały się w ogóle zauważyć stojącej nieco dalej szóstki. Były zbyt pochłonięte atakowaniem bezbronnego i poważnie zranionego Ricky'ego.
            Aniołowie i demon bez chwili wahania wkroczyli do akcji. Zaskoczone zjawy broniły się, ale były za słabe. CC czym prędzej podbiegł do Ricky'ego, w tym czasie podniósł się, ale ledwo trzymał się na nogach. Gdy tylko anioł się zbliżył, oparł się o niego. Szybko oddalili się od pola bitwy i ruszyli z powrotem do dworku. Zaledwie kilka kroków od wejścia cień zachwiał się i gdyby nie to, że CC przez cały czas go trzymał, zapewne runął by na ziemię.
- A-Andy... demon. - szepnął słabo, po czym stracił przytomność.
            CC przytrzymał Rick'ego mocniej i zabrał do domu. Tam położył go na łóżku w jednym z pokoi. Pomimo, że pole bitwy znajdowało się daleko przez cały czas miał wrażenie, że jest obserwowany. Zastygł na chwilę w bezruchu i zaczął nasłuchiwać. W całym domostwie panowała głucha cisza, ale anioł nie dał się jej zwieść. Nagle odwrócił się i złapał jednego z cieni, który właśnie chciał go zaatakować. Jednym ruchem rzucił nim o ścianę, a ręce zacisnął na jego gardle.
- Pan nie da wam spocząć. Zniszczy was. - warknęła zjawa, usiłując wyrwać się z uścisku.
- Jeszcze zobaczymy. - odpowiedział pewnie, po czym zacisnął rękę tak mocno, że cień rozpłynął się w powietrzu. Zaraz po tym w dworku pojawili się pozostali aniołowie i demon.
- Wszystko w porządku? - zapytał zdyszany Jake.
- Ze mną tak, ale Ricky stracił przytomność. Nie wygląda dobrze.
- Andy już wezwał Gabriela. On będzie wiedział co robić.

***

- Co z nim? - spytał Jinxx zaraz po tym jak archanioł wyszedł z pokoju, w którym leżał ranny.
- Ma kilka ran kłutych i jest mocno poobijany, ale to silny cień. Niedługo powinien dojść do siebie. - odpowiedział, odkładając bandaże na pobliski stolik. - Przyjdźcie zaraz do salonu. Mamy kilka spraw do omówienia. - odwrócił się od nich i ruszył przed siebie. - I, że ja pomogłem słudze zła. - mruknął z dezaprobatą i wyszedł. Christian już chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili Jake go powstrzymał.
- Daj spokój. Nie warto. Zostań z Ricky'm, a my pójdziemy porozmawiać z Gabrielem, ok?
- Niech będzie, ale odprawcie go szybko, bo nie ręczę za siebie. - odpowiedział z przekąsem i wszedł do sypialni, w której leżał Ricky.
            Tym czasem upadli aniołowie udali się do salonu, gdzie już oczekiwał na nich archanioł. Do pokoju weszli w milczeniu. Usiedli tylko i wpatrywali się w jasnowłosego anioła.
- Co się wydarzyło? Dlaczego ten cień został tak zraniony? - zaczął w końcu Gabriel, który był wyraźnie zadziwiony całą sytuacją.
- Ricky wypowiedział Lucyferowi posłuszeństwo i został zaatakowany. - odpowiedział spokojnie CC.
- Mówił coś, zanim stracił przytomność?
- Wypowiedział tylko dwa słowa.
- Mianowicie?
- "Andy" i "demon". - Gdy tylko archanioł usłyszał te słowa jego spojrzenie automatycznie powędrowało na Andy'ego.
- Boże, miej nas w opiece. I nikt tego nie zauważył. - szepnął sam do siebie. - O starciu jakie doszło między Lucyferem, a Abaddonem krążą różne pogłoski.
- Piekło, jak widać słynie z tworzenia plotek. - wtrącił Ashley przypominając sobie opowieść o Valerie.
- Nie przerywaj mi. - skarcił go Gabriel. - Jedna z tych plotek mówi, że przed śmiercią władca demonów wypowiedział zaklęcie przeniesienia mocy. Dzięki niemu osoba wypowiadająca te słowa może przekazać swoją moc komuś innemu. Ponoć Abaddon oddał wszystko aniołowi, którego uznał za dość silnego by pokonać Lucyfera. Andy, nie zastanawiało cię dlaczego jako jedyna osoba w całym niebie masz kruczoczarne włosy? - zwrócił się nagle do upadłego anioła, który z każdą chwilą był w coraz większym szoku.
- Nigdy nie zwracałem na to większej uwagi. Nie sądziłem, że to może mieć znaczenie. - wyznał.
- Ale, jak widzisz ma bardzo duże. Sądzę, że przejąłeś moce Abaddona. Jeśli to prawda, jesteś i zawsze byłeś pół aniołem, pół demonem. A jako, że Abaddon był władcą demonów, ty stałeś się jego następcą.
            Andy wstał z fotela i odszedł kawałek dalej, tym samym zwracając na siebie uwagę pozostałych. Nikt jednak nie odezwał się słowem. Patrzyli tylko na anioła i czekali na jakąkolwiek reakcję przyjaciela. Ten nagle odwrócił się, a jego chłodne spojrzenie przeszyło zebranych.
- Nawet jeśli to prawda i jestem prawowitym władcą piekła, nie obchodzi mnie to. Stanę przeciwko Lucyferowi, ale nie przejmę po nim władzy.
- Jak to?! Ktoś musi rządzić piekłem! Równowaga na świecie musi być zachowana! - protestował Gabriel. - Spędziłeś tyle lat w niebie. Na pewno to rozumiesz.
- Zawsze można oddać ten przywilej komuś innemu. - Uśmiechnął się Andy, wprawiając przyjaciół w osłupienie.
- Masz już kogoś konkretnego na myśli? - zapytał Jinxx, który jaki pierwszy otrząsnął się z szoku.
- Można tak powiedzieć, ale dziś nic nie powiem. Na to jednak jeszcze przyjdzie pora.

***

          Christian przez cały ten czas siedział przy Ricky'm. Niestety cień w dalszym ciągu był nieprzytomny, więc znudzony czekaniem demon zaczął rozszyfrować ostatnie linijki opisu zaklęcia z księgi Lucyfera.
- Christian? - Usłyszał nagle znajomy głos. Podniósł głowę znad kartek i zobaczył swojego dawnego przyjaciela, który kierował ku niemu zaskoczone spojrzenie.
- Witam wśród żywych. Jak się czujesz? - spytał z uśmiechem.
- Lepiej jak zachowam to dla siebie.
- Dlaczego?
- Domyślam się, że Gabriel tu jest. Wolę nie kląć w jego obecności. - Na te słowa obydwoje się roześmiali. Archanioł nie pałał sympatią ani do cienia, ani demona, a więc sytuacja jaką opisał Ricky była dla obydwojga bardzo zabawna.
- Skąd wiesz, że tu jest? - zapytał, gdy tylko się opanował
- Wy nie opatrzylibyście mnie tak dobrze. - zauważył. Zapadła chwila niezręcznej ciszy między nimi. Demon miał pytanie, ale nie był pewny czy chce je zadać. W końcu jednak zebrał się na odwagę.
- To prawda, że wypowiedziałeś posłuszeństwo Lucyferowi?
- To chyba oczywiste, że tak. Na pewno ciebie też nieźle pokiereszował gdy to zrobiłeś.
- Prawda. Co się zmieniło od naszego spotkania?
- Andy przejął moce Abaddona. - odpowiedział obojętnie cień, na co w odpowiedzi otrzymał zaskoczony wyraz twarzy Christian'a. - Te plotki są prawdziwe. Z całą pewnością mamy do czynienia z następcą Abaddona. To wyjaśnia dlaczego tak szybko zdobywa zwolenników. Anielska dobroć i kusząca demoniczna siła mu to umożliwiają. - zapewnił go.
- Hmm... Czyli mam nowego władcę. - stwierdził po kolejnej chwili ciszy.
- Przeszkadza ci to? - zapytał z zaciekawieniem. - Tak właściwie to gdyby nie on, ty władałbyś piekłem.
- Jeśli tym władcą ma być Andy, to nie. - Słysząc to, Ricky uśmiechnął się lekko, a wzrok przeniósł na sufit.
- Musi być naprawdę wyjątkowy skoro chcesz się mu przyporządkować. - stwierdził, przymykając oczy. - Wojna nadchodzi. I to szybciej niż się spodziewacie.

sobota, 12 września 2015

Rozdział XXI

                  Christian patrzył jeszcze przez chwilę przed siebie, zastanawiając się nad tym co przed chwilą miało miejsce. Nie wiedział czy postąpił słusznie, pozwalając cieniowi odejść. Jedyną pociechą było to, że Ricky najwidoczniej nie miagłowie.aru wykonywać rozkazu Lucyfera. Przynajmniej nie teraz.
- Christian? - Demon odwrócił się gwałtownie.
- Jake? Co ty tu robisz?
- Wydawało mi się, że ktoś jest w lesie więc poszedłem to sprawdzić. Ale widzę, że to był fałszywy alarm.
- Nie byłbym tego taki pewien. - powiedział spokojnie, przyglądając się uważnie aniołowi.
- O co ci niby... Czekaj. Ktoś tu był, tak?
- Tak. A tą osobą był Ricky.
- Ten potężny cień, o którym nas poinformowaliście?
- Zgadza się.
- Czego chciał?
- Pogadać. - Jake nawet nie próbował ukryć swojego zdziwienia. To co powiedział demon wydawało mu się wręcz absurdalne.
- Tylko tyle? Nie wierzę.
- To uwierz. Dobra. Wracajmy już, bo robi się zimno. - Anioł w odpowiedzi tylko skinął głową i razem z Christian'em ruszył w stronę domu.

***

                      Andy obudził się w środku nocy. Czując czyjeś spojrzenie na sobie, podniósł się i rozejrzał nerwowo po swoim pokoju. Nie zauważył jednak niczego niezwykłego, więc położył z powrotem. Niestety nie był w stanie zasnąć, gdyż nadal wydawało mu się, że ktoś bezczelnie się w niego wpatruje.
- Co ty w sobie takiego masz? - Usłyszał nagle spokojny, męski głos. Był pewien, że to żaden z jego przyjaciół, więc błyskawicznie poderwał się do siadu. Zobaczył, że okno było otwarte na oścież, a zasłona falowała tak jakby ktoś przed sekundą ją poruszył.
                     Chłopak czym prędzej wybiegł z pokoju i poszedł sprawdzić czy wszystko było w porządku z pozostałymi. Najpierw zerknął do pokoju CC'ego. Potem poszedł do Jake'a. Gdy już miał nacisnąć delikatnie klamkę, usłyszał głos w swojej głowie.
- No wejdź. Nie śpię. - Andy wszedł do pokoju i zobaczył, że jego przyjaciel siedział na swoim łóżku i coś czytał. - Coś się stało? - zapytał zaciekawiony.
- Ktoś był w moim pokoju. Gapił się na mnie.
- Jesteś pewien? Może to był tylko sen.
- Nie. Słyszałem go. Ktoś tu... - W tym momencie anioł zobaczył, że słowa w książce trzymanej przez Jake'a nie zostały zapisane w ich języku. Andy przyjrzał się jej uważnie i dopiero teraz zorientował się, że była to księga, którą wykradli z zamczyska Lucyfera.
- Coś nie tak? - zapytał Jake lekkim tonem, przyglądając się uważnie zszokowanemu aniołowi. Andy poderwał się na równe nogi i za pomocą telekinezy rzucił mężczyzną o jedną ze ścian i przybił go do niej tak, że stopy nie dotykały ziemi. - Widzę, że się domyśliłeś. - Głos, który tym razem wydobył się z gardła mężczyzny należał do osoby, która była w pokoju Andy'ego.
- Ricky, jak mniemam.
- Zgadłeś.
- Co zrobiłeś Jake'owi?
- Nie. Nie opętałem go, jeśli o to pytasz. Jest w lesie z Christian'em.
- Co ty...
- Nic im nie jest. Spokojnie.
- Czego chcesz?
- Lucyfer kazał mi was zniszczyć. Jedno po drugim. - mówiąc to, uśmiechnął się szyderczo. - W zamian miałem otrzymać stanowisko Christian'a, które jest najwyższym i najważniejszym w całym piekle. Mnie jednak nie odpowiada wizja "psa łańcuchowego". Chyba rozumiesz. Mógłbyś mnie postawić wreszcie na ziemi? To nie jest najwygodniejsza pozycja do rozmowy. - Andy popatrzył na cienia podejrzliwie, jednakże po chwili namysłu uwolnił go. Ten natomiast otoczył się czarną mgłą by po chwili ukazać swoje prawdziwe oblicze. - Dzięki. - powiedział bardzo cicho.
- A więc? Skoro nie chcesz nas zniszczyć, to co tu robisz? - Anioł powoli tracił cierpliwość.
- Ciekawiło mnie dlaczego ktoś taki jak ty rozpoczął rewolucję i jakim cudem wszystko ci się udaje. Znam Christian'a od wieków. To, że zaoferował pomoc świadczy o tym, że jest w tobie coś niezwykłego. Tylko co?
                    Andy nic nie odpowiedział. Patrzył tylko chłodno na rozmówcę, a jego wyraz twarzy świadczył o tym, że bardzo intensywnie się nad czymś zastanawiał.
- Chcesz do nas dołączyć. - odezwał się po chwili. Cień, słysząc te słowa, zaśmiał się cicho i uśmiechnął się do siebie z politowaniem. - Co cię tak bawi? - oburzył się anioł.
- Znowu to robisz.
- Niby co?
- Przekonujesz kogoś do siebie i swoich racji. Jednym spojrzeniem zdobywasz zaufanie. Jednym zdaniem zyskujesz zwolenników, którzy oddaliby za ciebie życie. - Ricky chciał powiedzieć coś jeszcze, gdy nagle zamarł. - Chwila moment. Od kiedy masz czarne włosy?
- Od zawsze. - odpowiedział obojętnie, nie widząc najmniejszego związku między tematami.
- Nie wierzę. Te plotki... One nie mogą być... A jeśli... - Nagle machnął ręką i rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając zdezorientowanego Andy'ego samego.
                    W tej chwili ktoś nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Anioł odruchowo chciał użyć telekinezy, ale w ostatniej chwili zobaczył, że u progu stali Jake i Christian. Odetchnął z ulgą, gdyż nie był pewny czy cień nie oszukał.
- Andy? Co ty tu robisz? - zapytał zdezorientowany Jake.
- Długa historia.
- Niech zgadnę. Ricky? - zagadnął demon.
- A ty skąd...
- Ja też go spotkałem i prawdę mówiąc mnie też nie chce się teraz wszystkiego wyjaśniać. Opowiemy wszystko jutro, gdy wszyscy będziemy obecni. Ok?
- To dobry pomysł. Oj. Zapomniałbym. - Andy podszedł do łóżka i podniósł księgę. - Pilnuj jej. - odezwał się do Christian'a, wręczając mu wymieniony przedmiot.
- Skąd ona tu się wzięła?
- Sam powiedziałeś, że jutro będziemy wszystko wyjaśniać. - odpowiedział, wychodząc z pokoju.
- Ale Andy...
- Dobranoc. - zaśmiał się i zniknął za drzwiami swojej sypialni.

sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział XX

CC zapukał do sypialni demona. Gdy nikt mu nie odpowiedział, wszedł po cichu do środka. Tam zobaczył, że mężczyzna przysnął oparty o ścianę, a wokół niego porozrzucane były kartki niemal w całości zapisane
- Chris? - szepnął cicho, chcąc go obudzić w miarę delikatny sposób. - Chris - powtórzył nieco pewniej, szturchając śpiącego w ramię, jednak i to nie przyniosło pożądanego efektu. Mężczyzna nie zareagował na poczynania anioła nawet cichym mruknięciem. - No cóż, chciałem po dobroci. Christian! - wrzasnął, chcąc wreszcie obudzić przyjaciela. Wystraszony nagłym krzykiem demon poderwał się na równe nogi i spojrzał zdenerwowany na stojącego obok anioła, który w tym momencie zwijał się ze śmiechu.
- CC? Zabiję! - powiedział wściekły, patrząc na niego morderczym wzrokiem.
- Dobra, dobra. Lepiej powiedz z czym ci pomóc, bo z tego co widzę, to sam w życiu nie skończysz. - Christian na te słowa nieco się uspokoił.
- No dobra. Najpierw trzeba posegregować notatki.
- Ten rytuał jest aż tak skomplikowany?
- Nawet bardzo. To jeden z najstarszych rytuałów. Jest spisany w pradawnym języku. Przypomina na pierwszy rzut oka łacinę, ale nią nie jest. Dodatkowo wszystko musi być odprawione w kolejności, która została zaszyfrowana.
- No to nieźle. W takim razie bierzmy się do roboty.
Anioł zaczął segregować notatki, a Christian usiłował rozszyfrować kolejne linijki tekstu. Siedzieli tak przez trzy godziny. Przygotowanie wszystkiego co było potrzebne do odprawienia rytuału wymagało czasu. Christian jednak nie potrafił się na tym skoncentrować. Cały czas zastanawiał się nad tym gdzie obecnie ukrywał się Ricky. Rozmawiał ze wszystkimi domownikami. Na całe szczęście żaden z nich nie został jeszcze opętany.
- Na dziś wystarczy. Padam na twarz.
- Ja też. Wiesz coś na temat Ricky'ego?
- Tylko tyle, że nie opętał jeszcze nikogo.
- To świetnie! - powiedział uradowany, bowiem za nic w świecie nie chciał, aby którekolwiek z nich znalazło się pod kontrolą cienia. Anioł chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak w tym momencie do pokoju ktoś zapukał.
- Proszę - odezwał się Christian, a w odpowiedzi, w drzwiach pojawił się Andy.
- CC, możemy porozmawiać? - zapytał błękitnooki anioł.
- Jasne - odpowiedział z życzliwym uśmiechem, po czym podszedł do przyjaciela i razem pokierowali się do kuchni.
Andy postanowił powiedzieć o wszystkim co ostatnio miało miejsce. Na początek chciał porozmawiać z CC'm, ponieważ wiedział, że ten na pewno nie został opętany. Nie było co do tego najmniejszej wątpliwości.
- Zgaduję, że chcesz mi powiedzieć o tym cieniu. Andy, ja wiem o wszystkim - uprzedził go CC, zanim ten zdążył chociażby otworzyć usta.
- Skąd ty...? - urwał, nie wiedząc co powiedzieć, za to CC wybuchnął głośnym śmiechem, widząc zdziwioną minę przyjaciela. Zanim się uspokoił, minęła dłuższa chwila.
- Podsłuchałem twoją rozmowę z Gabrielem - wyjaśnił krótko.
- Komuś mówiłeś?
- Christian'owi. On zna te całą "pijawkę". Ponadto powiedział, że nikt z nas nie został opętany - odrzekł spokojnie, na co Andy odetchnął z ulgą. Czuł jak spada z niego ogromny ciężar. - On zajmie się szukaniem Ricky'ego.
- Ricky'ego?
- Tak ma na imię ten cień.
- Aha. 
- Andy?
- Tak?
- Skąd wiedziałeś, że nie jestem opętany?
- Stąd, że nikt nie jest takim optymistą, jak ty - odpowiedział bez większego zastanowienia. Tym razem obydwoje się roześmiali. - Skoro tak, to ja pójdę poinformować resztę.
- Popieram ten pomysł. - Andy jeszcze raz uśmiechnął się do przyjaciela i wyszedł.

***

Demon nie zrezygnował z pomysłu, przeciągnięcia cienia na ich stronę. Taki sojusznik byłby im znaczną przewagę. Christian uśmiechnął się na samą myśl, że gdyby się udało, Lucyfer wpadł by w szał. Utracił już swojego najwierniejszego sługę i najskuteczniejszego zabójcę w jednym. Jeśli sprzeciwi mu się także potężny manipulator, jakim był Ricky, wtedy ich szanse na zwycięstwo znacznie wzrosną.
- Coś taki ucieszony? - zapytał go Jinxx, wyrywając tym samym demona z zamyślenia. Anioł jak gdyby nigdy nic stał oparty o framugę drzwi do pokoju przyjaciela  i wpatrywał się w niego z błyskiem w oku.
- Mam dobry humor.
- To miej go częściej - zaśmiał się pogodnie i najzwyczajniej w świecie odszedł. 
Christian uśmiechnął się sam do siebie. Bardzo lubił Jinxx'a. Odkąd anioł przyszedł do jego pokoju i pocieszył go po szorstkich słowach Gabriela, stali się najlepszymi przyjaciółmi. Najbardziej lubił momenty gdy mógł z nim spokojnie porozmawiać, spacerując po lesie z dala od problemów i niebezpieczeństw, które czyhały niemal na każdym kroku. Wiele lat temu przechadzał się tak z Ricky'm. Cień był jednak bardzo zamknięty w sobie. Nie lubił się wyróżniać i niepotrzebnie odzywać. To niezwykle imponowało demonowi. Niestety ich drogi się rozeszły, a Christian był sam do czasu poznania aniołów.
Demon uwielbiał to wspomnienie. Nigdy nie doceniał towarzystwa Ricky'ego, a teraz oddałby wszystko za stracony czas.
Dzień minął bardzo szybko. Wszyscy po kolacji położyli się do łóżek i zasnęli nie świadomi tego co miało się tej nocy wydarzyć. O północy Christian'a obudziło dziwne uczucie. Wydawało mu się, że ktoś jest w lesie i obserwuje dom. Demon zawsze ufał swoim przeczuciom, więc czym prędzej wyszedł na zewnątrz i rozejrzał dookoła. Nikogo jednak nie zobaczył. Mimo to uczucie bycia śledzonym pozostało. Wolnym krokiem ruszył przed siebie. Po jakiejś godzinie bezustannego marszu chciał zawrócić, ale w tym momencie usłyszał za sobą szmer, na dźwięk którego odwrócił się gwałtownie.
- Kto tam jest?! - zawołał w przestrzeń, na co z cieni drzew wyłonił się młody, czarnowłosy mężczyzna. - Witaj Ricky - rzekł, siląc się na spokój i opanowanie. Tamten nic nie odpowiedział. Stał tylko i wpatrywał się w demona umarznie, z pewną ostrożnością i niemal bezczelnie. - Lucyfer obciął ci język?


- Wyostrzył ci się dowcip, Christian - odezwał się niebywale cichym, jednak nadal dobrze słyszalnym głosem, co tak naprawdę było dla niego charakterystyczne. - Dlaczego to zrobiłeś?
- Niby co?
- Odszedłeś. Co się takiego wydarzyło?
- Dlaczego o to pytasz? - zaciekawił się demon, nie kryjąc swojego zdziwienia, zachowaniem Ricky'ego, który zamiast próbować z nim walczyć, lub przejąć nad nim kontrolę, tylko z nim rozmawiał.
- Chcę zrozumieć. To takie dziwne?
- Wręcz przeciwnie. Opowiem ci, ale mam propozycję.
- Jaką? - zaciekawił się cień.
- Chodźmy na spacer. Tak jak za dawnych lat - zaproponował sentymentalnie. Ricky uśmiechnął się nieznacznie, wspominając ich długie przechadzki. To było jedyne przyjemne wspomnienie, jakie posiadał. Zgodził się.
            Spacerowali przez las kilka godzin. Christian w trakcie tej przechadzki odpowiedział na zadane wcześniej pytanie, a Ricky słuchał z wyraźnym zainteresowaniem. Demon nie wiedział, co kierowało cieniem, ale się tym nie przejmował. Miał nadzieję, że zdoła przekonać swojego dawnego przyjaciela do odejścia od Lucyfera, choć sam nie był pewny, czy to było możliwe.
            Gdy Christian skończył swój monolog, spojrzał na swojego towarzysza, który wydawał się być pogrążonym we władnych myślach.
- Chyba rozumiem - odezwał się smutnym głosem po długiej ciszy.
- Co masz zamiar teraz zrobić?
- Pomyśleć - odpowiedział i w mgnieniu oka rozpłynął się w powietrzu, a Christian tym samym został w lesie zupełnie sam. 
- Ricky? - Rozejrzał się dookoła, jednak nie znalazł już w pobliżu cienia. Westchnął głęboko i spojrzał w rozciągające się nad nim gwiaździste niebo. - Co zrobisz?

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział XIX

- Hej! Christian! Obudź się! - Demon usłyszał nad sobą stłumiony głos CC'ego. Otworzył powoli oczy, jednak nie zdołał w pierwszej chwili zobaczyć twarzy anioła. Nie dość, że wszystko co widział było rozmazane, Christian’owi kręciło się również w głowie. Wszystko wokół dosłownie wirowało, jednakże mimo to demon z niemałym trudem podniósł się do siadu.
- Aj! - wrzasnął, łapiąc się za głowę, po czym spojrzał na siedzącego obok anioła, który podawał mu worek z lodem. - Dzięki - mruknął, przykładając lód do skroni.
- Mocno się uderzyłeś. Masz szczęście, że poszliśmy z tobą - stwierdził, przyglądając się z uwagą poszkodowanemu przyjacielowi.
- Chwila. Jak się wydostaliśmy z piekła? - zapytał nagle, przypominając sobie co miało miejsce zanim stracił przytomność.
- CC otworzył portal - odpowiedział mu Andy, który właśnie wszedł do salonu.
- Jak to? Niemożliwe!
- Pamiętałem zaklęcie. Nic w tym niezwykłego - stwierdził CC i spojrzał na demona ze zdziwieniem. Zupełnie nie rozumiał zachowania Christian’a, gdyż równie dobrze Jinxx mógł zapamiętać treść zaklęcia.
- Nikomu do tej pory nie udało się rzucić jakiegokolwiek zaklęcia za pierwszym razem - wyjaśnił demon. - Chyba właśnie odkryliśmy wielki talent wśród nas - dokończył i poklepał siedzącego obok anioła po plecach.
- Ja i talent do magii? - spytał z niemałym zaskoczeniem. - To chyba jakaś pomyłka.
- Nie sądzę. Ponadto mam propozycję. Chcesz nauczyć się rzucania zaklęć?
- Nie znam łaciny - bronił się anioł.
- To poznasz. - Christian wzruszył ramionami i czekał na decyzję swojego rozmówcy. CC, nie wiedząc co robić, spojrzał pytająco na stojącego obok Andy'ego. Ten jedynie kiwnął głową i uśmiechnął się na znak, że popiera ten pomysł.
- Dobra. Niech będzie - zgodził się w końcu anioł. - Ale teraz zajmijmy się książką - powiedział, podając demonowi wymieniony przedmiot. W tym właśnie momencie z pomiędzy stron wypadła jakaś stara, lekko zniszczona kartka. Andy podniósł ją i dokładnie obejrzał. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy była czerwona pieczęć przedstawiająca pentagram, pośrodku którego znajdowała się pięknie zdobiona litera „L”.
- To chyba jakiś kontrakt. Christian, możesz rzucić na to okiem?       Ja nie znam łaciny - powiedział podając kartkę demonowi. Ten zabrał dokument i zaczął czytać, a z każdym kolejnym odczytanym słowem na jego twarzy widniał coraz większy szok. - Co to jest?
- Cyrograf, który Lucyfer zawarł z demonami. Nie wierzę, że trzymał to przez tyle lat. Ten kawałek papieru daje mi władzę nad cieniami i całym piekłem.
- Musimy to dobrze wykorzystać - stwierdził Andy, uśmiechając się lekko. Fakt, że weszli w posiadanie tego dokumentu dał im ogromną przewagę, a z pomocą dusz, które mieli zamiar uwolnić, mogli nawet pokonać samego Lucyfera. - Christian, co z rytuałem?
- Ach, tak. Zapomniałem. Dajcie mi trochę czasu, to wszystko przygotuję.
- To później - odezwał się CC z charakterystycznym dla niego uśmiechem. - Na razie trochę odpocznij.
- Dzięki - odpowiedział mu Christian, po czym ułożył się wygodnie na sofie i bardzo szybko zapadł w sen.

***

            Gabriel po raz kolejny odwiedził aniołów. Nie była to jednak zwyczajna, przyjacielska wizyta. Archanioł przynosił bardzo złe wieści. Tak naprawdę powinien zachować je dla siebie, ponieważ ten konflikt nie dotyczy, ale ze względu na Andy'ego postanowił o wszystkim opowiedzieć.
            To właśnie jego poprosił na rozmowę w cztery oczy. Gdy byli sami, Gabriel ostrzegł anioła, że Lucyfer planował opętać jednego z upadłych, o ile już tego nie zrobił. Na ich nieszczęście miał tego dokonać nie władca piekła, ale cień zwany przez wszystkich niechlubnie "pijawką". Potrafił on opętać każdego, niezależnie od tego kim była ofiara i jaką mocą dysponuje. Kiedyś Lucyfer wygnał go w obawie użycia tej zdolności na nim. Pomimo tego cień powrócił do piekła i otrzymał to samo zadanie, które wcześniej wykonać miał Christian.
            Archanioł odleciał zostawiając przyjaciela z natłokiem myśli. Andy nie mógł uwierzyć w słowa Gabriela. Nie miał pojęcia jak się zachować. Do domu wrócił w milczeniu. Zastanawiał się nad tym, czy powinien opowiedzieć o wszystkim przyjaciołom, jednakże szybko odrzucił ten pomysł. Przecież jeden z nich już dawno mógł być opętany. Nie wiedział komu może w tej chwili zaufać. To było zdecydowanie za duże ryzyko.
- Coś się stało? - zapytał Aschley, widząc zamyśloną minę Andy'ego, który stał właśnie w salonie.
- Nie. Wszystko gra - powiedział i czym prędzej uciekł do swojego pokoju, unikając tym samym dalszych pytań. - "Co ja mam zrobić?" - pomyślał zrezygnowany. Do końca dnia nie wyszedł z pokoju.

***

- Chris. - Demon, przechodząc przez korytarz na piętrze, usłyszał nagle cichy szept CC'ego. Zdziwiony odwrócił się i zobaczył anioła stojącego w drzwiach swojego pokoju. - Chodź tu - poprosił. Christian oczywiście bez słowa wszedł do sypialni przyjaciela. - Podsłuchałem rozmowę Andy'ego i Gabriela - zaczął, łapiąc się za kark. - Znasz cienia o przydomku "pijawka"?
- O jasny gwint - powiedział przez zęby, łapiąc się za głowę.
- Aha. Czyli jest bardzo źle - stwierdził na podstawie reakcji demona.
- Źle? Tragedia! - krzyknął, tym samym wpadając w panikę. - Ten cień umie opętać każdego. Być może nawet Lucyfera.
- Jest aż tak potężny? Skąd taka zdolność?
- Nikt tego nie wie. Ten cień nie zwierzał się absolutnie nikomu.
- Nie ma jakiegoś sposobu, żeby go powstrzymać? - zapytał z nadzieją.
- Szczerze mówiąc to kiedyś był jedyną osobą, z którą się jakoś dogadywałem. Może uda mi się do niego dotrzeć.
- Chcesz go przekonać, żeby do nas dołączył?
- A co mamy do stracenia? - odpowiedział, wzruszając ramionami. Uważał, że skoro on sam dołączył do aniołów, istnieje szansa, że „pijawka” także to zrobi.
- No dobrze. Spróbuj - zgodził się niechętnie anioł. - Ale jeżeli ten cień już kogoś dopadł, uprzedź mnie zanim cokolwiek zrobisz.
- Dobrze. Jeśli cokolwiek się stanie, natychmiast cię powiadomię.
- A jak on w ogóle ma na imię?
- Ricky - odpowiedział, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju. Musiał jak najszybciej znaleźć cienia. Nie wiedział jednak, że przez cały czas był przez niego obserwowany.

sobota, 23 maja 2015

Rozdział XVIII

Dedykacja dla Ikar Hipis Anarchista i Raven.

Śmiertelnie znudzeni w niebie
I  w piekle.
A tylko chcemy być sobą.

Krzyczmy, wrzeszczmy:
Jesteśmy Upadłymi Aniołami.
Krzyczmy, wrzeszczmy
Whoa, whoa oh oh oh...
                                                ( Black Veil Brides - "Fallen Angels" )

________________________________________________________________________________


            Oprócz Jinxx'a i Christian'a do realizacji planu przystąpił także CC. Każdy z nich założył szykowny, czarny garnitur oraz ozdobną maskę, która ukrywała ich tożsamość. Gotowi na wszystko co mogło ich spotkać w piekielnej twierdzy wyszli na zewnątrz, po czym przeszli przez, otworzone przez demona, portal. Znaleźli się w miejscu, gdzie nikt nie mógł ich zauważyć. Spokojnie przeszli przez piekło i dzięki fałszywym zaproszeniom, przygotowanym przez Ashley’a. weszli do twierdzy. Zaraz po tym wmieszali się w tłum gości podążający na bal, dzięki czemu strażnicy nawet ich nie zauważyli.
            W pewnym momencie Christian zniknął wśród panującego wokół zgiełku, więc Jinxx i CC sami udali się na salę balową. Goście bawili się już w najlepsze. Wampiry różnych klas, wilkołaki, strzygi, czarnoksiężnicy, a nawet elfy. Na przyjęcie zaproszono przedstawicieli wszystkich gatunków nadprzyrodzonych istot, będących, dla wojny między niebem, a piekłem, stronami neutralnymi. Niektórzy z nich spokojnie rozmawiali na najróżniejsze tematy, podczas gdy pozostali oddawali się beztrosko piekielnym odmianom gier hazardowych. Jednakże jeden szczegół pozostał dla wszystkich identyczny. Każdy z nich trzymał w ręce kieliszek wytrawnego, czerwonego wina, które co chwila ktoś popijał.
- Jakoś nie dziwi mnie dobór trunku - szepnął Jinxx do CC'ego, który od razu zrozumiał swojego przyjaciela. Obydwojgu ten kolor kojarzył się ze szkarłatną krwią ofiar Lucyfera, których życie odebrane zostało z niezwykłym i charakterystycznym dla tego miejsca okrucieństwem.
            Aniołowie przechadzali się po pięknie przystrojonej sali, co jakiś czas zapraszani do wzięcia udziału w rozmaitych rozrywkach. Na szczęście staranne przygotowanie Christiana umożliwiło im unikanie wszelkich zabaw, nie zwracając na siebie uwagi. Musieli się bardzo pilnować, ponieważ jeden niewłaściwy ruch może ich zdradzić.
            Nagle dostrzegli w tłumie Christian'a. Chcieli do niego podejść, ale zobaczyli, że ten skinął delikatnie głową i odszedł. Aniołowie wymienili porozumiewawczo spojrzenia. Przekaz tego gestu był dla nich jasny. Natychmiast wyszli niepostrzeżenie z sali balowej.
            Gdy tylko Jinxx i CC oddalili się na znaczną odległość, w drzwiach głównych pojawiła się córka Lucyfera - księżniczka Valerie. Włosy miała czarno-różowe, a uśmiech wręcz urzekający. Ubrana była w długą suknię i zdobioną pozłacanymi wzorami maskę. Nawet nie widząc jej twarzy można było z łatwością stwierdzić, że cechuje ją nieprzeciętna uroda, której wiele kobiet mogło pozazdrościć.
            Dziewczyna wkroczyła na salę pewnym krokiem, po czym przywitała się z kilkoma osobami. Kontynuowałaby to gdyby nie fakt, że jej uwagę przyciągnął Christian. Valerie nie wiedziała kim był, ponieważ jego twarz skrywała maska. Nie przeszkadzało jej to w uwodzeniu mężczyzny. Posłała mu zalotne i nieco figlarne spojrzenie, odchodząc od niego. Po kilku krokach ponownie się odwróciła w stronę nieznajomego, dając tym samym sygnał, aby ten ruszył za nią w wyznaczonym przez nią kierunku.
            Demon bez chwili wahania podążył w jej ślady. Miał plan. Bardzo ryzykowny, ale mający dużą szansę powodzenia. Podszedł pewnie do księżniczki, nieprzerwanie patrząc w jej oczy. Ta natomiast przyglądała mu się z wyraźnym zainteresowaniem. Pomyślała, że nieznany jej mężczyzna w masce był niezwykle intrygujący. Zaczęła powoli mu uciekać, cały czas uwodząc go wzrokiem. Oczywiście Christian był niezwykle zadowolony z takiego obrotu spraw. Sądził, że sam będzie musiał zwrócić na siebie uwagę Valerie, jednak ta zrobiła to bez jego najmniejszej interwencji.
- "Zgodnie z planem" - powiedział sobie w myślach, podążając za nią krok w krok.
            W pewnym momencie dziewczyna wymknęła się na pusty korytarz, nadal uwodząc nieznajomego. Szła jeszcze chwilę, po czym się zatrzymała. Chciała obejrzeć się za siebie, aby sprawdzić czy tajemniczy mężczyzna nadal za nią podąża, jednak nie zdążyła tego zrobić. Christian w jednej chwili znalazł się przy niej i jednym, zwinnym ruchem podał jej, za pomocą strzykawki, środki nasenne. Valerie niemal natychmiast straciła przytomność i opadła bezwładnie w ramiona napastnika.
            Christian czym prędzej zabrał księżniczkę do jednej z sali tortur, znajdujących się w najdalszym zakątku podziemi. Zostały one umieszczone tam  po to, aby nikt nie mógł usłyszeć nawet najdrobniejszego szmeru.  Gdy był już na miejscu, posadził nadal nieprzytomną Valerie na krześle i przywiązał ją do niego tak, aby na pewno nie uciekła.
            Gdy skończył, rozejrzał się po pomieszczeniu. Od brudnych, wilgotnych ścian biło chłodem, a wiszące pod sufitem zardzewiałe łańcuchy kołysały się lekko, nadając sali upiornego charakteru. Pomimo sentymentu do tego miejsca demon czuł wstyd na myśl, że to właśnie tu dopuścił się najgorszego. Niestety los zmusił go, aby powtórzył swoje czyny jeszcze jeden raz.
            Księżniczka po chwili obudziła się. W pierwszym odruchu chciała wstać, ale więzy skutecznie jej to uniemożliwiły. Zdziwiona przeniosła wzrok na stojącego przed nią mężczyznę.
- Kim jesteś? - zapytała z wyraźną pogardą w głosie. - Czego ode mnie chcesz? - Nieznajomy jedynie uśmiechnął się kpiąco, ściągając maskę i ukazując dziewczynie swoją twarz. - Christian?! - wrzasnęła zszokowana, na co demon uderzył ją twarz tak mocno, że ta splunęła krwią.
- Bez urazy. Mnie to zaboli bardziej - powiedział bezproblemowo, po czym podszedł do niej i jednym ruchem wyrwał jej serce gołymi rękami. Valerie nie zdążyła nawet krzyknąć. Jej oddech w jednej chwili się urwał, ciało stało się bezwładne.
            Christian, widząc coraz większą kałużę krwi, założył szybko maskę, po czym uciekł z pokoju. Wiedział co się za chwilę wydarzy i nie miał zamiaru na to patrzeć.
            Gdy tylko demon znalazł się na głównym korytarzu, dziewczyna podniosła głowę. Jej zupełnie czarne oczy wyrażały niewyobrażalną wściekłość. Jednym ruchem zerwała więzy i cała we krwi pobiegła do sali balowej. Gdy goście ją zobaczyli, przerazili się. Wszyscy byli świadomi tego, że jeśli cokolwiek rozwścieczy Valerie, budziła się w niej rządza mordu. Tak też się stało i tym razem. Z niezwykłą siłą zaczęła niszczyć wszystko co stało jej na drodze. Po całej twierdzy rozniosły się wrzaski zaatakowanych gości. Oczywiście dotarły one do uszu upadłych aniołów, którzy mimo chęci sprawdzenia co się dzieje, nie ruszyli się nawet o krok. Doskonale pamiętali o przestrodze Christian'a i nie zamierzali jej ignorować. Nie wrócili na salę.
            W tym czasie demon pobiegł do biblioteki Lucyfera, gdzie znajdowały się miliony starych książek i zwojów ze wszystkich stron świata. Aby odnaleźć odpowiednią księgę, Christian potrzebował naprawdę dużo czasu. To właśnie dlatego to zrobił. Wiedział, że dziewczyna nie umrze, a jej gniew i destrukcyjna siła skutecznie odwrócą uwagę strażników. Zaczął szukać. Starannie przeglądał półkę za półką, jednak nie zdołał odnaleźć tego po co przyszedł. Christian, mimo wściekłości, zachował trzeźwy umysł. Nie mógł dłużej tam zostać. Czas się kończył. Zrezygnowany opuścił bibliotekę i poszedł poszukać aniołów, Musieli jak najszybciej uciekać.

***

- CC, dokąd idziesz? Mieliśmy pilnować sytuacji. Chris potrzebuje czasu.
- Muszę coś sprawdzić.
- Zgłupiałeś do reszty - skarcił go anioł.
- Zaufaj mi trochę - odpowiedział z figlarnym uśmiechem i zniknął za zakrętem. Jinxx nie mógł za nim pobiec. Ktoś musiał zostać, aby w nagłym przypadku ostrzec Christian'a, który obecnie przebywał w zamkowej bibliotece. Nie pozostało mu nic innego jak biernie czekać i mieć nadzieję, że ani anioł, ani demon nie wpadną w poważne tarapaty.
            CC'ego ogarnęło dziwne uczucie. Nie potrafił określić czym było spowodowane, ale czuł nieodpartą chęć sprawdzenia jednego z ciemniejszych korytarzy zamczyska. Po dość krótkim namyśle postanowił oddalić się od Jinxx'a i przeszukać nieznane mu terytorium.
           Anioł szedł przed siebie, nie wiedząc po co i dokąd. Ufał jednak swojemu przeczuciu, więc nie zawrócił. W pewnym momencie stanął przed wielkimi, ciemnymi wrotami. Nasłuchiwał chwilę, chcąc sprawdzić czy nikogo nie ma w środku. Gdy uznał, że jest bezpiecznie, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Wszędzie wokół królowały czerń i złoto, które dzięki blaskowi świec nadawało komnacie szczególnego charakteru. Uwagę anioła przyciągnęło kilka dzienników leżących na starym, zakurzonym i bardzo kontrastującym z eleganckim pomieszczeniem biurku. CC podszedł do niego i chwycił jedną z książek, leżących na wierzchu. Bez większego zastanowienia ocenił, że był to dziennik, po czym otworzył go. Oniemiał gdy zobaczył słowo "Lucyfer" widniejące na pierwszej stronie.
- "Nawet on się podpisuje?” - pomyślał, odkładając znalezisko na miejsce.
            Nagle usłyszał kroki, które niezwykle go przeraziły. Pomyślał, że ktoś zaraz może wejść do komnaty, więc nie mając wielkiego wyboru, ukrył się pod łóżkiem w nadziei, że nikt nie odkryje jego obecności. Po krótkiej chwili ktoś nacisną klamkę i wszedł do środka. Jedyne co CC zobaczył to para czarnych, ciężkich butów przemierzająca powoli pokój. Serce niemal wyskoczyło mu z piersi.
- "Lucyfer! To na pewno on!" - krzyczał w myślach, biernie patrząc jak Lucyfer rozpala ogień w kominku i coś do niego wrzuca. Potem wyszedł, nie zauważając obecności anioła.
            CC odetchnął z ulgą. Odczekał jeszcze chwilę, po czym wyszedł spod łóżka. Podszedł do kominka i sprawdził co takiego Lucyfer chciał spalić. Okazało się, że była to jakaś książka oprawiona w brązową skórę. Na szczęście ogień nie zdążyły jej ruszyć, więc anioł wyciągnął ją i wytrzepał z popiołu. Zaciekawiony otworzył ją na przypadkowej stronie, jednak nie mógł nic przeczytać, ponieważ słowa zostały spisane w języku łacińskim, którego nie znał. Pomimo tego zabrał książę. Stwierdził, że skoro Lucyfer chciał ją spalić, im mogła się bardzo przydać. Natychmiast schował książkę, po czym wymknął się cicho na korytarz i wrócił do miejsca, w którym zostawił Jinxx'a.
- Gdzieś ty był? - zapytał zdenerwowany anioł. - Na łeb upadłeś? A co gdybyś…
- Zamknij się - przerwał mu zirytowany. - Potem ci to wyjaśnię - dodał, widząc Christian'a idącego w ich kierunku. Niemal natychmiast wyczuł, że coś jest nie tak.
- Książka zniknęła - powiedział zestresowany demon. - Przekopałem wszystko chyba trzy razy. Lucyfer musiał ją zabrać. Innego wyjaśnienia nie ma.
- Jak ona wyglądała? - zapytał CC, domyślając się co udało mu się zabrać z komnaty.
- Dlaczego pytasz? - W tym momencie anioł wyciągnął zza marynarki książkę i pokazał Christian’owi. - Skąd to masz? - wydusił z siebie zszokowany.
- Byłem w komnacie Lucyfera. Chciał ją spalić, ale…
- Hej! Kim jesteście?! - Usłyszeli nagle za sobą czyjeś wołanie.
            Podczas gdy Christian'a i CC'ego od razu sparaliżowało, Jinxx zachował  całkowity spokój. Anioł odwrócił się zirytowany w kierunku dwóch strażników i przeszył ich lodowatym wzrokiem.
- My zostaliśmy zaproszeni na bal z okazji urodzin księżniczki. A wy kim jesteście? - odezwał się do nich stanowczym głosem, krzyżując ręce na piersi i wyczekując odpowiedzi od tracących na pewności siebie cieni.
- Proszę wybaczyć. To się nie powtórzy - powiedział jeden z nich, po czym obydwoje po prostu odeszli.
- Jinxx, nie spodziewałem się tego po tobie - odezwał się CC, gdy już otrząsnął się z pierwszego szoku.
- Chyba nie myślałeś, że nie umiem się postawić? - zaśmiał się. - Uciekajmy stąd zanim te głupi domyślną się, że nie mamy prawdziwych zaproszeń.
            Cała trójka ruszyła spokojnym krokiem w stronę wyjścia. Księżniczka nadal wszystko demolowała, więc z łatwością opuścili twierdzę. Niestety gdy przemierzali piekło jeden z cieni zwrócił na nich uwagę. Rozpoznał Christian'a i wzniósł alarm. Aniołowie i demon rzucili się do ucieczki. Biegli ile sił w nogach, ale strażnicy zdołali ich dogonić.
            Podczas gdy większość cieni pochłonięta była walką z aniołami, jeden z nich zdołał powalić Christian’a na ziemię, po czym wskoczył na niego i zaczął dusić. Demon jednak zdołał się wyszarpać z uścisku i podnieść. Ponownie przystąpił do zażartej i bardzo wyrównanej walki. Bronił się zaciekle, używając wszystkich możliwych atutów, choć strażników z każdą chwilą przybywało, a on powoli opadał z sił.
            Nagle demon ponownie upadł, jednak tym razem uderzył się w głowę i stracił przytomność. CC, widząc to, odepchnął atak cieni, podbiegł do nieprzytomnego Christian'a, po czym złapał go za ubranie, rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze. Jinxx także się uniósł, dzięki czemu cała trójka przez krótką chwilę była poza zasięgiem strażników.
- Jest cały? - zapytał Jinxx, przyglądając się uważnie demonowi.
- Tak. Stracił tylko nieprzytomność.
- Musimy się gdzieś schować. Bez Chrisa nie wydostaniemy się stąd. - CC nic nie odpowiedział. Wyglądał jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał. - Słuchasz mnie w ogóle?
- A… Apert… Aperto loco!- krzyknął nagle anioł. W tym momencie tuż przed nimi otworzył się portal, przez który natychmiast przelecieli. - Iuxta illud - powiedział CC, zamykając tym samym przejście. Aniołowie odetchnęli z ulgą. Znajdowali się w lesie nieopodal ich domu. Byli bezpieczni.

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział XVII

            Christian prawie nie spał tej nocy. Cały czas obawiał się powrotu do twierdzy Lucyfera, w której o mało nie stracił życia. Poprzednim razem miał naprawdę dużo szczęścia, że udało mu się uciec. Nie wiedział skąd wzięły się głosy, podpowiadające nieznane mu zaklęcie, ale nie to teraz zaprzątało jego myśli.
            Od kilku godzin zastanawiał się czy powinien się ze wszystkiego wycofać. Rozważał przy tym wszystkie możliwe argumenty, jednakże nie był w stanie podjąć ostatecznej decyzji. Z całego serca chciał pomóc pokonać Lucyfera, jednakże obawa o utratę własnego życia skutecznie zasiała w jego umyśle strach i zwątpienie.
- Co mnie opętało? Przecież nie mogę ich zawieść. Wierzą we mnie - powtarzał sobie uporczywie w myślach, lecz to też zawodziło.
            Nie mając pojęcie co ze sobą zrobić, wstał leniwie z łóżka i wyszedł na korytarz. Czuł, że świeże powietrze może mu pomóc opanować burzę myśli, która coraz bardziej nie dawała mu spokoju. Gdy już miał zejść po schodach, usłyszał, że na dole rozmawiali Andy i Ashley. W pierwszej chwili demon chciał cicho wycofać się do swojego pokoju, ale jego ciekawość nie pozwalała mu na to. Zastanawiało go o czym aniołowie dyskutowali o tak późnej porze, więc przysunął się nieco bliżej i zaczął nasłuchiwać.
            Treść tej rozmowy wprawiła go w osłupienie. Nigdy nie podejrzewał  jaką rozterkę przechodził Andy. Myślał, że to pewny siebie i swoich możliwości mężczyzna, który zawsze ma na wszystko odpowiedź. Tymczasem okazało się, że to właśnie anioł ma prawdziwe powody do niepokoju. Ponadto on nie miał możliwości wycofania się, tak jak pozostali.
            Christian poczuł się strasznie. Niemal natychmiast skarcił się w myślach za to, że przez cały czas przejmował się tylko sobą i nie zauważył strachu jedynej osoby, która bez namysłu dała mu szansę na zmienienie swojego dotychczasowego życia. Podczas pełnienia służby w piekle dla demona nie liczyło się nic poza wypełnianiem rozkazów swojego pana. Teraz wreszcie mógł decydować za siebie. Zdał sobie sprawę, że gdyby teraz się poddał, równie dobrze mógłby nigdy nie opuszczać boku Lucyfera, a to co do tej pory przeszedł stałoby się tylko bezsensowną farsą, o której nikt nie będzie pamiętać.
- Niczym się już nie martw i wracaj na górę.
            Wypowiedź Ashley'a wyrwała go z transu. Christian natychmiast wrócił do pokoju, a kiedy usłyszał kroki na korytarzu, stał nieruchomo, nie chcąc aby ktoś dowiedział się, że podsłuchał całą rozmowę aniołów.

            Odczekał jeszcze kilka minut, a kiedy upewnił się, że już go nie usłyszy, położył się na łóżku, jednocześnie przysięgając sobie samemu, że zrobi wszystko, aby ochronić aniołów, gdyż poza nimi nie miał już nikogo.

***
            Następnego ranka cała szóstka spotkała się w jadalni na wspólnym śniadaniu. Jako ostatni przy stole pojawił się Christian, ściągając tym samym na siebie spojrzenia pozostałych. Oczywiście nikomu nie uszło uwadze widoczne na twarzy demona zmęczenie.
- Co ci jest? - zapytał go Jake. - Ciężka noc?
- Tak jakby - odparł ledwo przytomny, po czym ziewnął przeciągle.
- Jeśli nie czujesz się na siłach, to wymyślimy coś innego.
- Nie. Absolutnie. Zrobię to - odpowiedział przy czym niemal natychmiast się ożywił.
- Skąd ta pewność siebie? - zaciekawił się CC. Zadane przez niego pytanie nasunęło się też pozostałym aniołom. Każdy z nich wyczuł, że Christian przeszedł tej nocy jakąś wewnętrzną przemianę, ale nie mieli pojęcia czym była spowodowana.
- W nocy miałem dość czasu na przemyślenie pewnych rzeczy. - odpowiedział, odgarniając niesforny kosmyk czarnych włosów z twarzy. - Wniosek był z tego jeden. Mianowicie nadal jestem ślepym i zapatrzonym w siebie egoistą. Muszę jeszcze wiele się od was nauczyć.
- Nie rozumiem - odezwał się skołowany Andy.
- Przyjaźni, poświęcenia, odwagi.
- Przecież znasz to wszystko - powiedział Jinxx, który również był zdezorientowany słowami demona.
- Nawet nie wiecie jak bardzo się mylicie - powiedział z niezwykle wyczuwalną drwiną w głosie. - To co znam, jest tylko marnym ułamkiem tego, co wy posiadacie. Zapewne nigdy nie zdołam w pełni zrozumieć tych cech. W zasadzie trudno się dziwić. - Ostatnie zdanie wypowiedział ironicznie uśmiechając się sam do siebie. Był niemal pewny prawdziwości swoich słów, zwarzywszy na przeszłość, która do tej pory nawiedzała jego myśli i przypominała tym samym o niemożności zapomnienia bądź odkupienia dawnych win.
- Nie bądź dla siebie taki surowy - powiedział Andy, jednak brzmiało to tak, jakby chciał pouczyć nie Christian’a, lecz samego siebie. Demon, który jako jedyny to wyczuł, spojrzał na niego znacząco, ale zrobiło tak, by tylko Andy to zauważył. Anioł na początku nie zrozumiał co to miało oznaczać. Dopiero po dłuższej chwili domyślił się, że Christian dowiedział się o wszystkim co miało miejsce poprzedniej nocy.
- Zaraz wrócę - powiedział, spokojnie wstając od stołu i wychodząc z pomieszczenia.
           Demon, widząc to, odczekał kilka chwil, po których udał się w tym samym kierunku co Andy. Kierując się intuicją ruszył do sypialni anioła, gdzie spodziewał się go znaleźć. Gdy miał właśnie zapukać do drzwi, usłyszał ze środka głos przyjaciela.
- Wejdź. Wiem, że to ty - powiedział.
- Skąd wiesz? - zapytał obojętnie, przyglądając się uważnie demonowi, chcąc odczytać z jego gestów i mimiki twarzy jakąkolwiek emocję. Niestety nie zauważył niczego, co mogłoby go na to naprowadzić, więc mógł jedynie czekać na to co powie Christian.
- Przypadkiem podsłuchałem twoją wczorajszą rozmowę z Ash’em - odpowiedział bezproblemowo.
- Pewnie wiesz już, że jestem...
- Aniołem w pełnym tego słowa znaczeniu  - przerwał mu niemal natychmiast Christian. Andy uśmiechnął się nieznacznie na te słowa, jednak po chwili na jego twarzy znów zagościły smutek i rezygnacja. - To nie ty jesteś tchórzem, ale ja - dodał po chwili milczenia.
- Co takiego? - zapytał zdezorientowany anioł.
- W przeciwieństwie do mnie, jesteś szlachetny i dobry. Przez cały czas myślałeś tylko o naszym bezpieczeństwie. Nie miałem takich rozterek. Powinienem zdechnąć, jak pies, którym nadal jestem.
- Bardzo surowo się oceniasz - stwierdził Andy.
- Uwierz mi. Jest za co. Ale nie to jest teraz ważne. W nocy wpadłem na pomysł, który pozwoli nam się włamać do twierdzy Lucyfera.
- Naprawdę? - zapytał z niedowierzaniem w oczach. - Chodź do reszty. Opowiesz nam o nim - powiedział podekscytowany, po czym złapał Christian'a za ramie i poprowadził z powrotem do jadalni. Ich nagły powrót oczywiście nie umknął uwadze pozostałych aniołów.
- Coś się stało? Masz o niebo lepszy humor, Andy - zauważył Jake.
            Christian westchnął i opowiedział wszystkim o swoim pomyśle. Plan był dość ryzykowny, ale miał bardzo duże szanse na powodzenie. Demon niczego w nim nie pominął. Uwzględnił nawet czas potrzebny im na odnalezienie księgi, która była ich celem. Po ustaleniu wszystkich szczegółów natychmiast rozpoczęli przygotowania. Mieli wiele pracy. Christian musiał w niezwykle krótkim czasie nauczyć aniołów zasad i zwyczajów jakie obowiązywały w twierdzy.
            Wszystko miało stać się na balu organizowanym na cześć najstarszej córki Lucyfera. Dziewczyna posiadała zachwycającą urodę i wszystkie moce ojca. Na co dzień była łagodniejsza od niego, ale wszyscy, którzy kiedykolwiek ją spotkali,  wiedzieli, że lepiej jej nie denerwować.



            Christian wiedział o pewnym szczególe dotyczącym przyjęcia. Goście, na życzenie dziewczyny mieli założyć maski, co umożliwiło im zrealizowanie planu. Musieli tylko odwrócić w jakiś sposób uwagę gości na czas kiedy będą szukać księgi. Tym miał zająć się demon. Nikomu jednak nie powiedział w jaki sposób chciał tego dokonać. Jedynie ostrzegł ich, że pod żadnym pozorem nie mogą wrócić na salę balową. Ten jeden warunek mógł zaważyć nie tylko na akcji, ale i na życiu aniołów. Christian miał zamiar zbudzić potężne zło, które od niepamiętnych czasów czaiło się w twierdzy, jednak sam nie był do końca pewien, czy nie popełni tym samym tragicznego w skutkach błędu.

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział XVI

            Lucyfer chodził wściekły po sali. Nie mógł uwierzyć, że dopuścił się tak karygodnych błędów i niedopatrzeń. Nigdy nie podejrzewałby, że Christian kiedykolwiek pozna zaklęcie, które było w stanie przemienić każdą, nawet martwą istotę w potężnego demona. Przez to wydarzenie powróciła przeszłość. Władca piekła doskonale pamiętał o swojej przysiędze złożonej przed laty. Był także w pełni świadom tego, że jego były sługa posiadł pełne prawo ubiegania się o jego tron. Teraz władza i autorytet Lucyfera były zagrożone, a on sam mógł utracić dosłownie wszystko, włącznie z życiem.
- Cholera! - wrzasnął, łapiąc za ogromny stół i rozbijając nim kilka okien. - Gdyby nie Andrew i ten jego groteskowy zastęp aniołów... Za kogo on się uważa?! Myśli, że pięknymi słówkami coś zdziała?! Ha! Głupiec z niego. Mnie się nie da pokonać. -  mówił już znacznie spokojniej. Jego wzrok mimowolnie skierował się w stronę jednego z rozbitych okien. Z lekkim, ironicznym uśmiechem podszedł do niego i spojrzał na panoramę swojego przerażającego królestwa. - Miałeś szczęście, Andrew. Ale ono nie trwa wiecznie. Dopadnę cię... nawet jeśli przypłacę to życiem.
            Nagle po sali tronowej rozniosło się dość głośne pukanie do drzwi. Lucyfer przewrócił tylko oczami i machnął od niechcenia ręką, co sprawiło, że wielkie wrota otworzyły się, wpuszczając tym samym jednego ze strażników.
- O co chodzi? - zapytał oschle, przyglądając się swojemu słudze
- Panie. - Ukłonił się tak nisko, jak tylko mógł, aby nie ściągnąć na siebie gniewu władcy. - On znowu chce rozmawiać. Oczekuje cię Panie w tym samym miejscu co poprzednio.
- Nie dość, że mam na głowie te cholerne anioły to jeszcze on zawraca mi głowę - burknął pod nosem, po czym zniknął otoczony czarnym dymem.

***

            Władca piekła pojawił się na leśnej polanie, gdzie już czekało na niego jasne widmo.
- Po co mnie tu ściągnąłeś? - zapytał naprawdę mocno zirytowany całą sytuacją.
- Chciałem poznać twoją opinię.
- Jaką znowu opinię?
- Christian stał się demonem. Pamiętasz chyba swoją przysięgę, prawda?
- Nie mam zamiaru wywiązywać się z niej. Przysięgę zawierałem z Abaddon'em, a on już nie istnieje.
- To nie znaczy, że to zwalnia cię z obowiązku. Obiecałeś oddać swój tron demonom, a skoro...
- Nie mam zamiaru tego robić! - wrzasnął oburzony. - Nigdy nie pokłonię się tym zapchlonym kundlom! Chcieli wojny?! W takim razie będą ją mieli! -  wykrzyczał najgłośniej jak tylko potrafi i zniknął tak samo niespodziewanie jak się pojawił.
- Ach... Czyli już do tego doszło – westchnęło jasne widmo, po czym i ono rozpłynęło się w powietrzu.

***

            Tego wieczoru willę aniołów po raz kolejny odwiedził Gabriel. Nie zostawał on jednak długo, gdyż nie chciał znów spotkać się z Christian’em. Przekazał tylko  przyniesioną przez siebie informację  CC'emu i odleciał, zostawiając przerażonego przyjaciela samego.
- Co jest? -  Anioł niemal podskoczył w miejscu, słysząc głos Jake’a. - Widziałem Gabriela. O czym rozmawialiście? - anioł nie był w stanie wydobyć z siebie nawet pół słowa. Jedynie odwrócił się w stronę swojego rozmówcy i spojrzał na niego przerażonym wzrokiem. - Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Lucyfer wypowiedział nam wojnę - powiedział przez zaciśnięte gardło.
- Błagam. Powiedzcie, że się przesłyszałem - odezwał się nagle Andy, który nie wiadomo kiedy pojawił się na schodach. W jego oczach można było dostrzec  jedynie strach, który znacznie przybrał na sile, gdy nie padła żadna odpowiedź ze strony przyjaciół. - Boże. Czyli teraz będzie zbierał armię - szepnął sam do siebie i zamyślił się na  parę chwil. - Muszę odejść - odezwał się w końcu. - To wszystko jest moją winą. Poza tym Lucyfer chce dopaść tylko mnie. Nie mogę was dłużej
- Słaby żart - skomentował Ashley, który razem z Christian'em i Jinxx'em wszedł do salonu. - Myślisz, że ci na to pozwolimy? Chyba już dawno omówiliśmy, że nie damy ci od tak odejść.
- Ash ma rację – wtrącił się Jinxx. - Nawet gdyby całe piekło miało się na nas zwalić, będziemy się trzymać razem.
- Ale...
- Nie masz tu nic do gadania - przerwał Andy'emu, Christian. - W pojedynkę nie damy rady. Znam doskonale Lucyfera i jego sposób działania. Stanięcie na czele piekielnej armii to dla niego za duże ryzyko. On wie, że jeśli przegra, jego żołnierze zbuntują się. Na pewno j będzie chciał wykończyć nas jakimś podstępem, więc teraz musimy się zastanowić co robić.
- No to ja zrobię wszystkim kawy - powiedział Jake, który już kierował się do kuchni. - Zanosi się na długą noc.
- Pomóc ci? - zapytał Ashley.
- A mógłbyś?
- Jasne! - powiedział, podchodząc z uśmiechem do przyjaciela i razem z nim poszedł do kuchni.
            Wrócili po kilkunastu minutach, niosąc dwie tacki z kubkami. Po uprzednim rozdaniu napojów, spoczęli na kanapie, na której siedział już Andy. CC i Christian zajęli fotele, stojące naprzeciw siebie, a Jinxx przycupnął na prawym podłokietniku demon.
- Chyba mam pewien pomysł - odezwał się jako pierwszy Jeremy. - Gdybyśmy cię nie spotkali Andy, trafilibyśmy do piekła, prawda?
- Tak, a co?
- Może dałoby się uwolnić inne dusze z piekła. Na pewno jest ich wiele. Może nawet więcej niż cieni. Sam powiedziałeś, że Lucyfer szykuje armię. W otwartej walce nie damy rady. Powinniśmy powiększyć nasze szeregi.
-  Pomysł dobry, ale jak my mamy tego dokonać? - zapytał Jake.
- Cóż, prawdę mówiąc to... - Christian zawiesił na chwilę głos.
- O co chodzi? - zainteresował się Ashley.
- W księgach Lucyfera jest opisany pewien rytuał, dzięki któremu można uwolnić te dusze, które się chce. Niestety instrukcja jest zaszyfrowana.
- A pamiętasz chociaż, w której księdze była?
- Tak, ale sam musiałbym ją zabrać, bo tylko ja wiem gdzie szukać.
- Sam na pewno nie pójdziesz - zaczął Andy. - A więc...
- Ja mogę iść - przerwał mu Jinxx. - Nie mam zamiaru cię tam puszczać, Andy. To dla ciebie za duże ryzyko. Lepiej jeśli zostaniesz tutaj. - Anioł nic nie odpowiedział. Skinął tylko nieznacznie głową na znak tego, że zgadza się na wszystko. To jednak było kłamstwo, o którym nikt nie wiedział... A przynajmniej on tak myślał.
 

***

            Andy delikatnie nacisną klamkę i cicho wyszedł ze swojej sypialni. Poprzednia rozmowa nic nie dała. Chłopak nie chciał nikogo narażać i uważał, że jego zniknięcie było jedynym, rozsądnym wyjściem. Liczył na to, że jeśli zniknie, odciągnie uwagę Lucyfera, a pozostałym da jakąkolwiek szansę na przeżycie.
            Przemknął przez korytarz i zszedł ostrożnie po schodach, uważając przy tym na skrzypiące deski, które mogłyby go zdradzić. Niestety jedna z nich skrzypnęła pod jego ciężarem. Anioł natychmiast znieruchomiał, a w myślach zaczął błagać, aby nikt się przez to nie obudził. Na szczęście nic się nie wydarzyło, więc anioł odetchnął z ulgą i ruszył dalej.
            Gdy już prawie był przy drzwiach i niemal dotykał klamki, w salonie zapaliło się światło, które go oślepiło. Chłopak odruchowo zasłonił się rękami. Dopiero po kilku minutach przyzwyczaił się do nagłego blasku i mógł spojrzeć na postać stojącą tuż przed nim.
- A-Ashley? Co ty tu...
- Mogę zapytać o to samo. Czy ty naprawdę myślisz, że jestem taki głupi i nie domyślę się, że będziesz próbował uciec? – zapytał, uważnie przyglądając się przyjacielowi. - Dlaczego chcesz nas zostawić?
- Ja wcale tego nie chcę, ale tak będzie lepiej. Nie mogę was narażać.
To na mnie poluje Lucyfer.
- Czy ty nie rozumiesz, że on poluje na nas wszystkich? Jeśli będziesz sam staniesz się dla niego łatwym celem. My też sobie bez ciebie nie poradzimy.
- Mówisz to tylko dlatego, że nie chcesz żebym odszedł - powiedział, przewracając oczami.
- Oj, Andy. Ty jeszcze wiele o mnie nie wiesz.
- Mianowicie? - zapytał zdziwiony słowami Ashley’a.
- Pamiętasz dzień, w którym mnie ocaliłeś? - Andy skinął nieznacznie głową. - Kiedy stałem tam, błagałem aby ktoś przyszedł i mnie stamtąd zabrał. Po tym jak straciłem wszystko, włącznie z ukochaną, potrzebowałem kogoś kto byłby dla mnie podporą. Moja ostatnia modlitwa została wysłuchana. Zjawiłeś się tam. Uratowałeś przed piekłem i zaopiekowałeś się mną. Dałeś mi drugie życie. Jestem pewny, że pozostali powiedzieliby to samo. Nawet Christian. Proszę cię w imieniu nas wszystkich. Nie odchodź. Jeśli ty zwątpisz, kto nam da nadzieję? - Andy nie mógł nic odpowiedzieć. Był w szoku. W myślach powtarzał każde sobie słowo wypowiedziane przez Ashley'a. Nigdy nie zdawał sobie sprawy, że aż tyle znaczy dla swoich przyjaciół. Pojął, że gdyby odszedł, zaprzepaściłby wszystko na czym mu zależało. - Andy? Wszystko w porządku? - zapytał Ashley, zaniepokojony milczeniem chłopaka.
- Powiedziałeś coś naprawdę... - zamilkł na chwilę, szukając odpowiedniego słowa. - ...niezwykłego. Masz rację. Sam nie wierzę, że byłem aż tak ślepy. Przepraszam.
- Nie masz za co. Przecież wiem, że chciałeś dobrze.
- Dzięki, Ash. - powiedział, drapiąc się nerwowo po głowie. - Mógłbym mieć do ciebie prośbę?
- Pewnie. O co chodzi?
- Nie mów reszcie o tym, że chciałem uciec. Tak chyba będzie lepiej.
- Da się zrobić. Niczym się już nie martw i wracaj na górę - odpowiedział mu z uśmiechem.
- Ok. Jeszcze raz ci dziękuję.
- Od czego ma się przyjaciół.
            Andy tylko skinął głową, po czym wrócił do swojego pokoju. Niemal natychmiast położył się na łóżku i zamknął oczy, nie przejmując się nawet swoją kurtką, którą nadal miał na sobie. Jedyne co w tej chwili czuł to wszechogarniające go szczęście, spowodowane świadomością, że ma tak wspaniałych przyjaciół. Nigdy przez całe swoje życie nie zasnął tak spokojnie jak tej nocy.


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozmowa

Dziś rozpoczynam dział Short Stories. Będą to krótkie opowiadania o naszych chłopakach.
Jako pierwszy będzie parodia na temat początków zespołu. Mam nadzieję, że się wam spodoba.

PS.

Następny rozdział Fallen Angels niebawem.


__________________________________________________________________________________________


- Jake?
- Słucham.
- Jak ci się powodzi w twoim zespole?
- Jest dobrze, ale wiem, że mogłoby być lepiej?
- Nie jesteś zadowolony?
- Nie.
- Dlaczego?
- Chciałbym znowu grać z tobą. Z zespołem łączą mnie tylko relacje zawodowe. Nic więcej. Koncerty też mnie nie zadowalają. Powiedzieć ci czemu?
- Jasne.
- Chciałbym w pełni rozwinąć skrzydła. Wiesz dobrze jak gram w tym zespole.
- Fakt, stać się na więcej.
- Sam widzisz. Dobrze mi się z nimi współpracuję, ale czuję, że to nie jest to.
- Chciałbyś zmiany?
- Nie wiem Jinxx. Naprawdę nie wiem.
- Skoro jesteś niezadowolony, to w czym rzecz?
- Tak jak mówiłem, dobrze mi się z nimi współpracuję. Poza tym nikt nie szuka gitarzysty, a już na pewno nie rockowego.
- Może jakbyś poszukał to byś coś znalazł.
- Nie. To nie ma sensu.
- Jesteś pewien?
- Absolutnie.
- No to szkoda.
- Co?
- Skoro nie chcesz zmian to po co się pytasz?
- Jinxx, nie baw się ze mną. Po coś tu jednak przyszedłeś, nie?
- Tak. Miałem pewną sprawę.
- No to słucham.
- Po co?
- Bo jestem ciekawy.
- Nie będziesz zainteresowany.
- Nie bądź taki pewny. No powiedz w końcu.
- Na pewno?
- No. Zaskocz mnie.
- Jak chcesz. Pamiętasz może naszego gitarzystę?
- Tak, a co?
- On już nim nie jest.
- Jak to?
- Odszedł z zespołu i nie mamy gitarzysty. Pomyślałem sobie czy byś nie zechciał go zastąpić.
- I po co były te całe podchody?
- A zgadzasz się?
- To chyba oczywiste. Teraz odpowiedz na moje pytanie.
- Chciałem cię podejść, byś się zgodził.
- Udało ci się.
- Wiem o tym. Witamy w zespole.
- Nie przedyskutujemy tego z pozostałymi członkami?
- Po co? Wszystko jest już ustalone. Tylko ty musiałeś się zgodzić.
- Jesteś okropny.
- Dzięki. Polecam się na przyszłość. Idziemy na twoją pierwszą próbę?
- Brzmi kusząco. Chodźmy.

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział XV

            Andy zamknął oczy. Usłyszał strzał z pistoletu, jednakże nie poczuł bólu. Nawet niewielkiego draśnięcia. Nie wiedząc czego się spodziewać otworzył ostrożnie oczy i zobaczył stojącego przed sobą Christian’a. Anioł nie mógł w to uwierzyć. Jeszcze przed chwilą cień leżał na ziemi w kałuży krwi, a teraz stał z uniesioną na wysokości twarzy pięścią. Chris nie odezwał się ani jednym słowem. Spojrzał jedynie na władcę piekła z triumfalnym uśmiechem i otworzył dłoń, w której jak się okazało, skrywał kulę przeznaczoną dla Andy'ego.
­­- Jak to możliwe?! - wrzasnął wściekły Lucyfer. Nie mógł znieść świadomości, że odniósł kolejną porażkę. Nie zdążył jednak niczego zrobić, ponieważ Christian  odwrócił się i jednym szybkim ruchem wyważył drzwi i razem z Andy'm wybiegł na korytarz.
            Aniołowie, zobaczywszy cienia, doznali niemałego szoku, jednak to nie był moment na zadawanie pytań. Musieli się jak najszybciej wydostać z twierdzy. Nie mogli zmarnować ani chwili. Wszyscy pobiegli schodami na górę. Niestety gdy tylko przedostali się do głównego korytarza, zostali otoczeni przez strażników. Każdy z nich trzymał ostry, jak brzytwa miecz, przeznaczony tylko i wyłącznie do zabijania. Nawet niewielkie skaleczenie mogło w jednej chwili znacznie osłabić przeciwnika i tym samym ułatwić jego zgładzenie.
            Mimo tak fatalnej sytuacji Christian pozostał niewzruszony. Jedynie machną obojętnie ręką, co spowodowało, że po całym korytarzu rozeszła się potężna fala, która swoją ogromną siłą powaliła wszystkich strażników na ziemię.
            Jinxx, korzystając z okazji, wyszeptał cicho podane przez Gabriela zaklęcie, które otworzyło przed nimi przejście prowadzące prosto do świata ludzi. Mógł być otwarty tylko przez krótką chwilę, więc aniołowie i Christian bez wahania przez niego przeszli. Gdy tylko znaleźli się po drugiej stronie, portal się zamknął, uniemożliwiając w ten sposób jakikolwiek pościg.
- Udało się - szepnął sam do siebie Ashley.
- Wszyscy cali? - zapytał CC, przyglądając się uważnie każdemu z osobna. Na szczęście nie zauważył u nikogo żadnych oznak, że coś się stało. Jedynym co go zaniepokoiło była coraz bardziej widoczna na twarzy Andy’ego wściekłość, oraz mordercze spojrzenie skierowane prosto na cienia.
- Chyba jesteś mi winien wyjaśnienia, Christian - powiedział z niemałą pretensją Andy, krzyżując ręce na piersi.
- Mianowicie - odparł cień, jakby nie zrozumiał co anioł miał na myśli.
- Jeszcze się pytasz?! - wrzasnął oburzony. - Byłeś martwy! Strzelili ci w głowę! Jakim cudem żyjesz?! Żaden cień by nie przeżył takiego strzału! A już na pewno nie z takiej broni jak tamta! - krzyczał jak jeszcze nigdy dotąd. Był całkowicie pewny swoich słów, gdyż wiedział, że pistolet, z którego postrzelono cienia, był o wiele bardziej niebezpieczny niż miecze strażników.
- Ach, o to chodzi. Tyle, że nie wiem jak to powiedzieć.
- Najlepiej wprost.
- No dobrze. Pamiętasz te głosy, o których ci mówiłem? - Andy skinął nieznacznie głową, dając tym samym znak aby ten kontynuował swoją wypowiedź. - Znalazłem się w takiej sytuacji jak ty. Nie miałem jak uciec. Głosy w mojej głowie krzyczały w kółko to samo zaklęcie. Nie miałem wyjścia. Musiałem je rzucić, choć nie wiedziałem czemu ono miało służyć. Tylko tyle mogłem zrobić.
- I co się stało? - dopytywał się Ashley.
- Nie jestem już cieniem. Stałem się dżentelmenem kroczącym w mroku. Ciemnością i strachem. Potężny i niezależny od Lucyfera.
- Wyrażaj się jaśniej - zirytował się Andy.
- Jestem demonem - odpowiedział jakby była to coś zupełnie normalnego. Aniołowie zaś patrzyli zaskoczeni na Christian’a, analizując dokładnie to co przed chwilą usłyszeli.
- Jak to demonem? Jak to się stało? - zapytał Jake, który jako pierwszy odzyskał zdolność mówienia.
- Sam do końca nie wiem - wyznał nieco zakłopotany. - To zaklęcie towarzyszyło mi od dłuższego czasu. Nie wiedziałem do czego ma służyć. Aż do dzisiaj. Ale nie bójcie się. To kim teraz jestem nie zmienia mojego stosunku do was. Dalej chcę wam pomagać i się od was uczyć. - powiedział ze zmartwieniem i charakterystyczną dla niego klasą.
- Nie boimy się, tylko... - urwał na chwilę Andy. Sam zastanawiał się nad tym co chciał powiedzieć. - Nie wiemy ani jakie masz moce, ani czy nad nimi panujesz. Chyba rozumiesz o co mi chodzi. - Christian westchnął. Wiedział, że jego przyjaciel miał rację. Mógł stanowić dla wszystkich zagrożenie, nawet nie będąc tego świadomym. Aby móc dalej współpracować z aniołami musiał od nowa nauczyć się kontrolować swoje moce.
- Czy wy serio musicie się o to teraz rozmawiać? - odezwał się nagle Ashley. - Lepiej wróćmy do domu i cieszmy się, że w ogóle żyjemy. Później będziemy się martwić. Teraz wracajmy do domu.

***

- Demonem?! - wykrzyczał przerażony Gabriel, który przyleciał sprawdzić czy akcja ratunkowa przebiegła pomyślnie. Upadli aniołowie niezwykle cieszyli się, że Christian nie uczestniczył w tej rozmowie. Nowo narodzony demon udał się w jakieś samotne miejsce, aby w spokoju zapanować nad swoimi nowymi umiejętnościami. To że użył ich w twierdzy Lucyfera nie było do końca rozważne.
- Siła nieczysta! Wyklęty!
- Uspokój się! - skarcił go Jinxx, który miał już serdecznie dość uprzedzeń archanioła względem Christian’a.
- Uspokoić?! Jak mogę być spokojny?! Trzymacie pod swoim dachem jedynego istniejącego demona, a ja mam być spokojny?! Sami nie wiecie co robicie?!
- Czekaj chwilkę. Jedynego demona? - zaciekawił się Ashley.
- Tak. Christian jest teraz jedynym istniejącym demonem. Ma pełne prawo do tronu Lucyfera.
- Jak to?
- Zacznę od początku. Kiedyś było wiele demonów. Przewodził im Abaddon. Jego poddanymi były istoty, które sam wybrał. Przemieniał w demony aniołów, cienie, a nawet ludzi, choć rzadko to się zdarzało. Byli całkowicie neutralni w sporze między niebem, a piekłem do czasu przysięgi. Lucyfer obiecał im królestwo piekła w zamian za stanięcie po jego stronie w wojnie. Abbadon zgodzili się, choć zrobił to niechętnie. Po porażce Lucyfer nie miał zamiaru dotrzymać danego słowa. Podstępem zniszczył demony, a zaklęcie przepadło. Pokonał nawet Abbadona, co wcale nie było takie proste. Ich nieprzerwana niczym walka trwała prawie rok, aż do zwycięstwa Lucyfera.
- Więc jakim cudem Chris znał to zaklęcie? - zapytał Jake.
- Tego nie wiem i jest to według mnie bardzo podejrzane. Teraz, zgodnie z przysięgą, piekłem powinien władać Christian. Nie sądzę jednak, że to dobrze. On jest o wiele okrutniejszy od Lucyfera. Jeśli jeszcze do tego zostanie władcą to...
- To co? - zapytał z zainteresowaniem demon, który nie wiadomo kiedy pojawił się w drzwiach salonu. Gabriel na jego widok skamieniał, jednak starał się nie okazywać żadnych emocji. - A więc? Jestem niebezpieczny? To chciałeś powiedzieć?
- Oczywiście, że tak. Nie ufam ci i nie licz na to, że od tak zmienię zdanie. - odpowiedział oschle. - Wiem wszystko o twojej przeszłości. Nawet więcej niż powinienem. Czy ty naprawdę myślisz, że zdołasz odkupić swoje winy? Jesteś żałosny!
- Nie rozumiesz, że to koniec?! Zerwałem z tym! - krzyknął z niemałą pretensją w głosie.
- Takie bestie jak ty się nie zmieniają - prychnął z pogardą Gabriel, patrząc na demona z obrzydzeniem.
            Ku zaskoczeniu wszystkich Christian nic nie odpowiedział. Widocznie zabolały go te słowa. Tak naprawdę demon przez cały czas obawiał się, że archanioł mógł mieć w tej sprawie rację. Sam wielokrotnie zastanawiał się, czy porzucenie przeszłości jest w ogóle możliwe. W końcu to co kiedyś zrobił zostanie z nim już na zawsze. Nigdy nie zapomni twarzy swych ofiar. Dopuścił się torturowania, gwałtów i morderstw we wszystkich trzech światach. Nie były to tylko zbrodnie zlecone przez Lucyfera. To była dla Christan’a rozrywka. Bawiły go krzyki cierpienia i błagania o litość, której nigdy nie miał. Nie poznał tego uczucia nawet gdy stał przy łóżku Andy’ego i mierzył do niego z broni. Anioł miał w sobie coś co powstrzymało go wtedy od pociągnięcia za spust. I nie chodziło tu o czystą, anielską siłę, której Andy nie stracił mimo swojego upadku. To było coś innego. O wiele potężniejszego, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Tajemnicza, mroczna siła, umożliwiająca doszczętne zniszczenie wszystkiego co stanęłoby jej na drodze. Była ona uśpiona w aniele, ale i tak na tyle mocna, aby uniemożliwić Christian’owi wykonanie zadania. Kusząca i przerażająca, co niezwykle kontrastowało z charakterem Andy’ego. Gdyby nie ona, Christian zapewne nadal byłby pozbawioną uczuć maszyną do zabijania. Czy więc zmiana naprawdę była możliwa? A może to tylko złudne kłamstwo, które go w końcu zniszczy?
            Demon jeszcze przez chwilę analizował swoje przemyślenia, po czym odwrócił się i wyszedł bez słowa.
- Nie powinieneś mówić tego nawet w żartach - skarcił archanioła CC. - On nie zasłużył sobie na takie traktowanie.
- Powiedziałem prawdę. Gdybyście wiedzieli chociaż odrobinę tego co ja, też byście tak uważali - odparł niewzruszony na uwagę anioła.
- Gabriel, z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że już czas na ciebie  - powiedział spokojnie, ale stanowczo Andy. Archanioł skinął jedynie głową i nieco urażony opuścił mieszkanie.
            W tym czasie Jinxx poszedł do sypialni Christian'a. Gdy wszedł do środka zobaczył, że ten siedział zamyślony na łóżku z opuszczoną głową.
- Czego chcesz, Jeremy? - zapytał obojętnie, nie patrząc na stojącego u progu anioła.
- Od dawna nikt nie zwrócił się do mnie po imieniu - zaśmiał się cicho sam do siebie. - Chciałem tylko z tobą pogadać.
- Nie ma o czym.
- Z tym nie mogę się zgodzić - powiedział, siadając tuż obok Chris'a. - Zabolało cię to?
- Nie.
- Przecież widzę, że tak.
- Więc czemu pytasz, skoro znasz odpowiedź?
- Jestem po prostu ciekawy - odparł, przyglądając się uważnie demonowi. -  Powiedz o co chodzi.
- Co cię to obchodzi? Jestem bestią. Gabriel ma rację. Powinieneś traktować mnie tak samo jak on.
- Przecież wiesz, że jestem twoim przyjacielem.
- I ty naprawdę chcesz mieć za przyjaciela kogoś takiego jak ja? Chyba zwariowałeś.
- Być może, ale jestem przynajmniej szczery. A ty w to chociaż wierzysz?
- Wierzę, ale wiem też, że jestem niebezpieczny. - Jinxx uśmiechnął się sam do siebie.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - zagadnął nieco rozbawiony tym wspomnieniem.
- Jakbym mógł zapomnieć. Strasznie się trząsłeś. Bałeś się mnie.
- A teraz się nie boję. Gabriel ma rację. Bestie się nie zmieniają, ale ty możesz to zrobić, bo nie jesteś i nigdy nią nie byłeś. Nie pozwól by twoja przeszłość cię ograniczała. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i zawsze będziemy cię wspierać.
- Tak uważasz? - zapytał, nie do końca wierząc w słowa anioła.
- Oczywiście. Wiem, że to dla ciebie dziwna sytuacja. Możesz przez jakiś czas jeszcze mieć takie rozterki, ale nie będzie to trwać wiecznie. W pewnym momencie po prostu poczujesz się wolny. - Christian westchnął i spojrzał na Jinxx'a. Spodziewał się, że ujrzy przed sobą osobę, która próbuje go jedynie pocieszyć. Zamiast tego dostrzegł, że anioł nie wypowiedział, ani jednego słowa bezmyślnie.
- Przeżyłeś coś podobnego? - Wypowiedziane przez niego słowa brzmiały bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie.
- Tak. W pierwszych dniach po przemianie. Sądziłem, że powinienem umrzeć i nie rozumiałem dlaczego to właśnie ja zostałem ocalony. Andy jednak sprawił, że szybko się uporałem z tymi myślami. Nie zrobił niczego niezwykłego. Wystarczyło tylko to, że był. Jest w nim coś…
- Dziwnego? - dokończył za anioła.
- Czyli nie tylko ja to wyczuwam - stwierdził, spoglądając na sufit. - Nie mam pojęcia co to jest, ale mogę się założyć, że reszta też to wyczuwa.
- Może kiedyś się dowiemy. - Christian ponownie spuścił głowę, jednakże na jego twarzy pojawił się delikatny, prawie nic nie znaczący uśmiech. - Dziękuję Jinxx. Chyba naprawdę potrzebowałem tej rozmowy. Myślę, że masz rację. Najwyższa pora przełamać cykl przeszłości.


Żadnych kompromisów, jak walczę, aby przerwać cykl
Przynieś koniec cierpieniu
Byłem zasłonięty lub zaciemniony
Szturmując tło
Szept jednego człowieka to krzyk innego.
Więc wejdź pomiędzy linie.


Opuszczony, idę wzdłuż liny sam, bez sanktuarium.
Nie ma miejsca które mógłbym nazwać domem.
Ale czas już przełamać ten cykl.

(Motionless in White - "Break the Cycle")