piątek, 27 marca 2015

Rozdział XIV

            Upadli aniołowie dostali się do piekła za pomocą instrukcji, które podał im Gabriel. Przelecieli niezauważeni przez nikogo na dach jednej z wież i cicho weszli się do środka przez otwarte okno. Na przedzie szedł Andy, chcąc sprawdzić czy było bezpiecznie i ochronić w ten sposób przyjaciół. Wiedział, że ktoś może w każdej chwili ich zaatakować. W takim wypadku dałby pozostałym aniołom czas na ucieczkę, a sam zatrzymałby przez chwilę cienie.
            Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło i po chwili aniołowie znaleźli się w głównym korytarzu. Niemal natychmiast schowali się za marmurowymi kolumnami. Wszędzie z niewiadomego powodu biegali strażnicy, wyglądający jakby kogoś szukali. Dwóch rozmawiało między sobą, więc aniołowie skorzystali z okazji i ich podsłuchali.
- Przeszukaliście południową wieżę? - zapytał pierwszy.
- Tak. Nigdzie go nie ma.
- Musimy znaleźć tego zdrajcę - warknął. - Nie mógł uciec daleko.
- Chyba go nie doceniasz. To, że wydostał się z lochów daje do myślenia. Po nim można się wszystkiego spodziewać. - pouczył go drugi ze strażników.
            Po krótkiej chwili cienie odeszły. Aniołowie, dzięki tej rozmowie, wiedzieli już, że Christian'a nie ma w lochu. Teraz musieli dokładnie zastanowić się gdzie szukać. Zamek był ogromny, a w każdym zakamarku roiło się od cieni.
            Jake, nie mając innego pomysłu, zamknął oczy i użył telepatii. Nie sądził, że ta sztuczka przyniesie jakieś efekty, ale na szczęście się mylił. Bardzo szybko zlokalizował Christian'a, przez co na jego ustach mimowolnie zagościł szeroki uśmiech.
- Jest po drugiej stronie twierdzy. W podziemiach - szepnął cicho z satysfakcją.
            Jego towarzysze trochę się zdziwili, słysząc stwierdzenie przyjaciela, ale zamiast zadać jakiekolwiek pytanie, ruszyli we wskazanym przez Jake'a kierunku, uważając jednocześnie na to aby nikt nie wykrył ich obecności.

***

            Chris stał tuż przed czerwonymi drzwiami. Chwilę zastanawiał się czy przejście przez nie jest dobrym pomysłem, jednak pomimo wahania, przekręcił klamkę i wszedł do środka. W pokoju było ciemno, ale cień i tak dostrzegł to co widział w swoich wizjach. Ogromne, oprawione w ozdobną ramę lustro wisiało na ścianie naprzeciw drzwi. Na pierwszy rzut oka wyglądało całkowicie zwyczajnie, ale Christian czuł, że coś jest w nim nie tak. Podszedł do niego i spojrzał badawczo na swoje odbicie. Pochylił się nieco, przybliżając twarz do szklanej tafli i uważnie obserwując każdy, nawet najdrobniejszy szczegół.
            Nagle odbicie uśmiechnęło się szyderczo i poruszyło brwiami. Christian odskoczył przerażony. Skarcił się natychmiast w myślach za to, że nie domyślił się czym jest lustro. Ono sprawiało, że postać w zwierciadle ożywała, a skoro znajdowało się w piekle, sobowtór na pewno był na usługach Lucyfera. Demon chciał uciec, ale drzwi nagle się zatrzasnęły z głośnym hukiem. Nie dało się ich otworzyć. To była pułapka.
            W tym czasie postać z lustra spokojnie się wyprostowała. Chris od razu domyślił się, że w lustrze ukazał się "on". Ta demoniczna i okrutna postać, którą tak bardzo nie chciał już być. Dawny Christian. Głosy w jego głowie już nie szeptały. One krzyczały. Miał wrażenie, że lada moment rozerwą mu głowę. Jego sobowtór patrzył na niego z chorą satysfakcją w oczach i śmiał się donośnie. Chris walnął pięściami w lustro. Chciał je rozbić, ale nie wiedział jak. Takie zwierciadła chroniło zaklęcie, przez co ich zniszczenie było prawie niemożliwe.


            Sobowtór nagle spoważniał. Christian zamarł, ponieważ to zachowanie było dla niego charakterystyczne gdy miał zabić jedną ze swoich ofiar. Postać ze zwierciadła wyciągnęła z płaszcza pistolet i wycelowała w głowę cienia. Nie było dokąd uciec. Nie było innego wyjścia.
- The pact ligatur libertas amissa! - wykrzyczał zaklęcie, które podpowiadały mu głosy. Nie zastanawiał się nad tym co oznacza i jakie konsekwencje ze sobą niesie. Nie miał czasu. Sobowtór pociągnął za spust, a srebrny nabój przeszył cienia na wylot.
            Christian upadł na ziemię. Leżał teraz w bezruchu, a na czole miał ranę po kuli. Nie oddychał. Był martwy. Sobowtór na ten widok uśmiechnął się lekko i niemal natychmiast wyszedł przez odbijające się w zwierciadle drzwi, a po pokoju rozniósł się szatański i przerażający śmiech samego Lucyfera.

***

            Aniołowie przedostali się niezauważeni do drzwi, przez które najprawdopodobniej przeszedł Christian. Nagle usłyszeli strzał. Zamarli w jednej chwili, nasłuchując dokładnie otoczenie. Gdy stwierdzili, że nic im nie grozi, otworzyli drzwi i zeszli po schodach do podziemi. Na dole zobaczyli ciemny korytarz, a na samym końcu czerwone drzwi. Andy przeraził się gdy uświadomił sobie, że widzi dokładnie to co opisywał mu cień. Anioł podszedł do klamki i natychmiast nacisnął. Drzwi ustąpiły ze złowrogim skrzypnięciem, a Andy zobaczył leżącego na ziemi Christian'a.
- Chris! Chris! - wrzeszczał do niego. Padł przed nim na kolana i zaczął szarpać go za ramiona. Nie mógł uwierzyć w to co przed sobą widział. Zawiódł. Prawda było niewyobrażalnie bolesna. Największy koszmar stał się rzeczywistością. Przez jego bunt zginęła niewinna osoba.
            Pozostali aniołowie stali na korytarzu w milczeniu. Oni również nie mogli przyjąć do wiadomości tego, że Christian nie żyje. Musieli się jednak opamiętać i jak najszybciej uciekać i zamczyska. Gdy już chcieli zabrać przyjaciela z pokoju, drzwi nagle się zatrzasnęły.
- Andy! - Aniołowie walili w drzwi i próbowali je otworzyć. Na marne. Andy nie mógł wyjść. Został w pokoju sam z martwym przyjacielem. Nie wiedział jak ma się wydostać, ale musiał jak najszybciej coś wymyślić.
- Jaka szkoda. - Usłyszał za sobą znajomy głos. Andy odwrócił się powoli i spojrzał na lustro. Obok jego podbicia stał Lucyfer. Śmiał się. - Zawiodłeś Andrew, a teraz zginiesz. - wysyczał z pogardą i skinął głową. Na ten sygnał sobowtór Andy'ego wyciągnął pistolet i wycelował w głowę chłopaka. Anioł nie zdążył nic zrobić. Usłyszał jedynie dźwięk wystrzału i śmiech Lucyfera, który nareszcie pozbędzie się zbuntowanego anioła.     

środa, 18 marca 2015

Rozdział XIII

            Ironią losu było to, że kiedy Chris siedział w ciemnej celi, upadłych aniołów odwiedził Gabriel. Ashley od razu opowiedział mu co się stało i w imieniu wszystkich poprosił o pomoc.
- I wy na prawdę chcecie po niego iść? To niebezpieczne.
- Nie obchodzi nas to - odpowiedział Jake nieco wyniosłym głosem. – On jest teraz jednym z nas. Nie zostawimy go na pastwę Lucyfera.
- To na pewno jest pułapka. Wy nawet nie wiecie gdzie szukać. Nie znacie zamku.
- Ale ty znasz - odezwał się Andy, spoglądając na archanioła. Gabriel skamieniał.
- Nie pójdę tam z wami – zastrzegł szybko.
- Wiem o tym, ale chyba możesz nam objaśnić plan twierdzy. - Gabriel popatrzył zrezygnowany. Nie chciał mieć nic wspólnego z zamczyskiem Lucyfera, jednak wiedział, że jego towarzysze rozmowy rozmowy nie dadzą za wygraną.
- No dobrze. Powiem wam gdzie jest Christian. Dajcie mi jakąś kartkę i długopis. - Po chwili Jinxx wręczył archaniołowi wymienione przedmioty. Gabriel narysował i opisał szczegółowo rozmieszczenie poszczególnych sal w zamku, a gdy wszystko było jasne odszedł. Upadli aniołowie byli zadowoleni, ponieważ ta wiedza ułatwi im uwolnić przyjaciela z rąk Lucyfera.

***

            Christian siedział w ciemnym lochu, pogrążony we własnych myślach. Pragnął się zmienić i porzucić przeszłość. Za to właśnie został uwięziony. Sam już się gubił. Gdy chciał czynić dobro nie był w zgodzie ze światem, a gdy zło - z samym sobą. Wierzył w przeznaczenie, ale nie umiał odnaleźć własnej ścieżki. Momentami nawet myślał, że jest zbędny, a jedyne co mu pozostało to śmierć. Szybko jednak odganiał te myśli. Nie chciał się z tym pogodzić. Był potężny, a teraz siedział bezczynnie w zamknięciu. Wściekł się na samego siebie. Nie mógł przecież tak łatwo się poddać. Był Christian'em. Cieniem, z którym każdy się liczył. Tym, który nie przebiera w środkach i nie zważa na konsekwencje.
            Podniósł się z ziemi i podszedł do kraty. Chwilę zastanawiał się nad zaklęciem, które mogłoby  mu pomóc się wydostać. Gdy już je sobie przypomniał, wymówił je, a krata się wygięła na tyle, że Chris mógł bez problemu wyjść z celi. Teraz nie było odwrotu. Wiedział, że jego zniknięcie zostanie szybko zauważone, a strażnicy będą go wszędzie szukać. To była twierdza Lucyfera. Fakt ten sprawi, że prędzej czy później go znajdą i najprawdopodobniej uśmiercą. Nikt jeszcze się stamtąd nie wydostał, ale Christian chciał być tym pierwszym.
            Wyszedł cicho schodami na górę, przez co znalazł się teraz w głównym korytarzu. Nagle usłyszał, że ktoś biegnie w jego kierunku. Cień schował się za jedną z kolumn. Strażnicy pędzili co sił w nogach do lochów. Po chwili zniknęli. Christian wiedział, że lada moment rozlegnie się alarm, więc musiał jak najszybciej uciekać. Przemykał przez mniejsze korytarze, co z każdą chwilą było to coraz trudniejsze, ponieważ alarm został ogłoszony i wszyscy już wiedzieli o jego ucieczce. Wszędzie roiło się już od cieni. Kolejny korytarz. Kolejna kolumna, za którą się ukrył. Wychylił się, aby sprawdzić czy jest bezpiecznie.
- Stać! - Usłyszał nagle za sobą czyjś głos.
            Od razu domyślił się, że to strażnik. Rzucił się do ucieczki. Przez zamek goniło go siedmiu strażników. Christian nie miał gdzie się ukryć. Pobiegł do nieznanej mu części zamku. Tam udało mu się na chwilę zgubić ścigające go cienie. Wiedział jednak, że i tak zaraz ktoś znowu go zobaczy. Po krótkiej chwili ponownie usłyszał kroki. Cień błyskawicznie podbiegł do jakichś drzwi i otworzył je. Za nimi znajdowały się kręte schody prowadzące do nieznanych mu podziemi zamczyska. Christian wziął świecznik, by rozświetlić sobie drogę i zszedł na dół. Tam napotkał kolejne drzwi, przez które przeszedł bez chwili wahania. Zobaczył przed sobą ciemny korytarz. Na czarnych jak noc ścianach wisiały puste ramy obrazów, a cień stąpał po czerwonym dywanie.


            Christian szedł powoli przed siebie. Gdy przeszedł przez kolejne wrota, skamieniał. Na końcu korytarza zobaczył czerwone drzwi, które były częścią jego wizji. Głosy w jego głowie znowu się odezwały. Szeptały nieznane mu zaklęcie. Christian już wiedział, że nadszedł ten czas, w którym stanie oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

Jaki będzie wynik?

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział XII

            Wieczorem Christian położył się do łóżka. Miał już dość tego dnia. Głosy się nasiliły, przez co głowa niesamowicie go bolała. Znajdował jednak ukojenie w tym, że jego... przyjaciele są bezpieczni. Nie mógł w dalszym ciągu uwierzyć, że miał przyjaciół. Przez wiele lat był zupełnie sam i nigdy mu to nie przeszkadzało. Dla niego liczyło się tylko wykonywanie zadań Lucyfera. Dopiero teraz zrozumiał jaki był głupi. Kiedyś nie doceniał w życiu niczego. Był despotyczny i okrutny. Teraz dostrzegł prawdziwe wartości. Po raz pierwszy poczuł co to szczęście.
            Nagle poczuł w powietrzu dziwną, złą aurę. Podniósł się do siadu i rozejrzał dookoła. Nic nie zobaczył, więc podniósł się z łóżka. Wiedział jednak, że coś jest nie tak. W pewnym momencie usłyszał szmer w kącie pokoju. Nie zdążył jednak niczego zrobić. Ostatnie co poczuł to mocne uderzenie w głowę. Upadł i stracił przytomność.
            Rano wszystkich zdziwił fakt, że Chris'a nie zszedł na śniadanie, więc posłali CC'ego aby sprawdził czy wszystko było w porządku. Nagle aniołowie usłyszeli krzyk przyjaciela.
- Chris zniknął! Porwali go!
            Wszyscy pobiegli na górę. Na dywanie zobaczyli podłużny nadpalony ślad, będący zapewne pozostałością portalu prowadzącego do piekła. Wszyscy domyślali się już co się wydarzyło, a najbardziej wściekły był Andy.
- Lucyfer... - Uderzył pięścią w ścianę. - Uwolnimy Christian’a nawet jeśli będę musiał poświęcić swoje życie. Nie zostawię go na łasce tego potwora. - Reszta milczała. Słowa Andy'ego ich przeraziły ale wiedzieli, że ich przyjaciel jest pewny tego co mówi.

***

            Lucyfer chodził po sali tronowej w tą i z powrotem. Czekał na wyniki swoich rozkazów. Miał już serdecznie dość niepowodzeń, więc tym bardziej liczył na to, że tym razem mu się uda. Do sali tronowej wszedł jeden z cieni.
- Jakie są wieści? – zapytał zniecierpliwiony.
- Pomyślne. Christian został uprowadzony i wtrącony do lochu. - Lucyfer uśmiechnął się na te słowa.
- W takim razie jestem usatysfakcjonowany. Chodźmy zobaczyć naszego zdrajcę – powiedział wyniośle i ruszył do podziemi.

***

            Chris obudził się w jakimś ciemnym i ponurym pomieszczeniu. Nie miał siły się podnieść. Oparł się o ścianę i czekał, aż zawroty głowy ustąpią. Gdy poczuł się nieco lepiej, rozejrzał się dookoła. Zobaczył kraty i znikome światło dochodzące z głębi korytarza. Stamtąd dochodziły przerażające krzyki rozdzierały serce mężczyzny. Niemal natychmiast rozpoznał to miejsce. Sam wtrącił tu wiele istnień. Piekło.
            Nagle w korytarzu pojawiła się wysoka postać o nienaturalnie szerokim uśmiechu. Stanęła przed celą i spojrzała na Chris'a z wyższością.
- I po co ci to było, Christian? Mogłeś być kimś wielkim, a teraz siedzisz tu jak zwykłe ścierwo.
- Przymknij się – powiedział mu przez zaciśnięte zęby.
- Pewny siebie jak zawsze – zaśmiał się donośnie.
- Nie bardziej niż ty.
- Ha! Ciesz się póki możesz. Mógłbym cię zabić Tu i teraz, ale to o wiele za proste. Sprawię, że będziesz cierpieć tak długo, że będziesz mnie błagać na kolanach o śmierć.
- Moi przyjaciele...
- Nie znajdą cię. Nie myśl sobie. Zgnijesz tu.
- Nie znasz ich.
- Nie muszę. Dopadnę i zniszczę ich, a ty będziesz na to patrzył. Mnie się nie zdradza Christian. Sprawię, że zapamiętasz to raz na zawsze – powiedział, po czym zamilkł i odszedł.
            Chris znów został w lochach zupełnie sam. Nie mógł uwierzyć w to, że tak łatwo dał się podejść. Był na siebie wściekły. Czuł się wszystkiemu winny. Jakby tego było mało, bał się o aniołów. Wiedział, że Lucyfer zrobi wszystko aby spełnić wszystkie swoje groźby. Cień nie mógł nic zrobić. Siedział sam, a jego jedynym towarzyszem była wszechogarniająca go ciemność.

wtorek, 10 marca 2015

Rozdział XI

            Kolejne dni mijały spokojnie. Upadłe Anioły powoli przekonywały się do Christian'a. Cień również przyzwyczaił się do nowego otoczenia. Jego rana szybko się zagoiła. Życie na jakiś czas wróciło do normy. Czas spędzali w swoim towarzystwie. Okazało się, że wbrew pozorom mieli ze sobą dużo wspólnego. Łączyły ich zarówno poglądy jak i zainteresowania. Tajemniczy Christian niezwykle się otworzył. Było to spowodowane tym, że po raz pierwszy miał kogoś przy swoim boku. Nigdy tego nie doceniał, a teraz nie wyobrażał sobie życia bez ich przyjaźni.
            Powodziło im się bardzo dobrze. Każdy z nich pracował dorywczo, ale z racji tego, że mieszkali w sześciu, pieniądze jakie zarobili w zupełności im wystarczały. Niedawno zakupili samochód, dzięki któremu mogli swobodnie się przemieszczać i nie używać przy tym magii czy skrzydeł. Wiedzieli, że gdyby normalny człowiek ich zauważył, skutki byłyby bardzo niekorzystne. Woleli nie ryzykować.
            Tego dnia Ashley pojechał do miasta po zakupy. Wszystko było w jak najlepszym porządku gdy nagle auto przestało działać i zatrzymało się w samym środku lasu. Anioł był zupełnie sam. Wysiadł i próbował naprawić pojazd, co po chwili mu się udało. Gdy już miał wysiąść do auta, poczuł w powietrzu coś niepokojącego. Miał wrażenie, że nie jest w lesie sam. Rozejrzał się dookoła, ale nie dostrzegł niczego niepokojącego.
- "Chyba mam jakąś paranoję" - pomyślał.
            Zawiał wiatr. Przez ciało chłopaka przeszedł lodowaty dreszcz. Spojrzał za siebie i zobaczył czarny cień, który zmierzał w jego stronę. Ashley w jednej chwili oprzytomniał i czym prędzej rzucił się do ucieczki. Widmo jednak był dużo szybszy. Złapało anioła za nogę, przez co ten stracił równowagę i upadł. Cień zaczął ciągnąć go po ziemi, która w jednej chwili rozstąpiła się i ukazało się przejście do piekła. Chłopak krzyczał i z całej siły próbował się wyrwać z uścisku. Rozłożył w tym celu skrzydła i usiłował wzbić się w powietrze, lecz to nie przyniosło zamierzonych efektów. Cień nagle szarpnął mocniej, przez co Ashley znowu upadł na ziemię. Anioł powoli tracił siły. Wiedział, że nikt go nie usłyszy w środku lasu. W duszy już pogodził się z myślą, że zostanie uwięziony w piekle. Miał tylko nadzieję, że jego przyjaciele nie podzielą tego losu. Nie liczył na to, że przyjdą go ocalić. Wolał się poświęcić i nie narażać ich na niebezpieczeństwo.
            Gdy już byli u progu, ktoś nagle złapał Ashley'a za rękę i zaczął ciągnąć w przeciwnym kierunku. Zdezorientowany chłopak spojrzał na twarz zbawiciela. Jego zdziwienie przybrało na sile gdy zobaczył stojącego przed nim Christian’a
- Wyciągnij mnie! – zawołał i znowu usiłował wyszarpać się zjawie.
            Cień nie dawał za wygraną, ale to Chris posiadał większe moce. Wymówił pod nosem jakieś zaklęcie, które przeczytał w jednej z ksiąg Lucyfera. Gdy wypowiedział ostatnie słowo wrota powoli zaczęły się zamykać. Christian ciągnął ze zdwojoną siłą. Cień wiedział już, że nie podoła, więc puścił Ashley'a i w ostatniej chwili sam przeszedł przez wrota. Zaraz po tym wszystko wróciło do normy. Zarówno Ashley jak i jego wybawca padli na ziemię, nie mogąc uspokoić oddechu.
- Ch...Chris...dzię...dziękuję - wysapał z trudem anioł. Tamten nic nie odpowiedział. Posłał mu jedynie uśmiech. Ashley zdziwił się, ponieważ nie był to uśmiech tajemniczy i nieco szyderczy, ale przyjazny i życzliwy.
- Cały jesteś? - odezwał się cień dopiero po jakichś dziesięciu minutach. Spojrzał na spore zadrapanie na ramieniu chłopaka.
- Tak. To nic. – powiedział, widząc, że mężczyzna przyglądał się jego ranie. W tym momencie Christian zbliżył się do niego. Jego twarz nie miała żadnego wyrazu. Ashley’a zdziwiło to zachowanie, ale pozostał na swoim miejscu.
- Nie ruszaj się - powiedział, kładąc dłoń na ranie. Chłopak zasyczał z bólu, a Christian wymówił cicho jedno z zaklęć. Po chwili się odsunął, a anioł spojrzał na swoje ramie. Okazało się, że po ranie nie było śladu.
- Jak ty to zrobiłeś? - zapytał, gdyż jego ciekawość wzięła górę.
- Studiowałem wiele ksiąg. Między innymi Lucyfera. Znam parę sztuczek.
- Dlaczego nie zaleczyłeś własnej rany w ten sposób?
- Jestem cieniem. Widmem. Wiatrem. Na mnie to nie działa, ale na anioły owszem.
- Chyba rozumiem. Lepiej wróćmy do domu.
- Dobra, ale ja prowadzę. - Obydwoje się zaśmiali. Wsiedli do auta i ruszyli. Po kilkunastu minutach byli na miejscu.
- Ashley, co ci się stało? - zapytał ze zdziwieniem Jinxx, patrząc na brudne ubranie przyjaciela. Resztę tym czasem zastanawiał fakt, że samochód był prowadzony przez Chris'a.
- Auto się zepsuło. Wysiadłem i napadł mnie cień. To pewnie była zasadzka na jednego z nas. Gdyby nie Christian... Chwilkę. Właściwie to co ty tam robiłeś? – zwrócił się nagle do cienia. Pozostali również skupili na nim swoją uwagę.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Jak to o co? Napada na mnie cień, a ty pojawiasz się znikąd. Ciekawy zbieg okoliczności, co nie?
- Andy, wspominałeś im o moich wizjach? – odezwał się do anioła.
- Nie – odpowiedział obojętnie.
- A więc mam od jakiegoś czasu pewne wizje. Poza tym słyszę głosy. Zazwyczaj mówiły coś co przypomina jakieś zaklęcie. Teraz szeptały, że Ashley jest w niebezpieczeństwie. Nie miałem zamiaru czekać. Co by było gdybym to zignorował? – wyjaśnił., a aniołowie popatrzyli po sobie, Nikt nie spodziewał się takiej odpowiedzi. W oczach Chris'a była jednak pewność siebie i szczerość. Uwierzyli.
- Chyba jesteśmy ci winni przeprosiny - odezwał się Jake.
- Nic się nie stało. Też bym sobie nie uwierzył. Wracajmy do środka. W obecnej sytuacji lepiej nie rozmawiać na widoku.

***

- Panie. Nie udało się uprowadzić Upadłego Anioła. - Lucyfer spojrzał ze wściekłością na swojego sługę.
- Co?! Jak to się stało?!
- Christian go ocalił.
- A dawałem ci szansę na powrót. Ty jednak wybrałeś śmierć - szepnął sam do siebie, po czym uśmiechnął się szyderczo. – Twój koniec nadchodzi.

piątek, 6 marca 2015

Rozdział X

Christian długo nie był w stanie się uspokoić. Wiedział, że zemsta Lucyfera prędzej czy później go dosięgnie. Władca piekieł stracił swoją prawą rękę. Zaufaną osobę, która bez cienia wahania wypełniała każdy rozkaz. W dodatku nie wiadomo dlaczego. Cień nagle poczuł coś czego nie potrafił wyjaśnić. Jakąś niezwykle potężną siłę, która cofnęła jego rękę, gdy ten miał już pociągnąć za spust.
Andy opatrzył starannie rękę cienia, czemu pozostali aniołowie bacznie się przyglądali. Mimo niepewności, która nadal nie opuściła buntowników, każdy z nich zaczął wierzyć, że cień przeszedł na ich stronę. Podstęp nie był w stylu Lucyfera. Preferował działanie szybkie i skuteczne. W swoich działaniach nie kierował się chłodną kalkulacją i to dawało aniołom przewagę.
Kiedy Andy skończył swoją pracę, wszyscy zeszli na dół w milczeniu. Przy stole nikt nie poruszył tematu napaści na cienia. Po śniadaniu Jinxx i CC zabrali się za zmywanie naczyń, zaś reszta zajęła się w tym czasie sobą.
- Andy chyba ma rację - zagadnął niespodziewanie CC, wycierając jeden z talerzy.
- W czym? - zapytał odruchowo Jinxx, nie rozumiejąc co jego rozmówca ma na myśli.
- Chodzi mi o Christian'a. Po co niby Lucyfer miałby się na nim mścić, jeśli ten by mu się nie sprzeciwił? - wyjaśnił.
- Prawda. Widziałeś jaki był przerażony? Tego nie można udawać - przytaknął pewnie drugi anioł. - Ej, zobacz - powiedział, gdy zauważył za oknem jasnowłosą postać, o śnieżnobiałych skrzydłach i  ujmującym uśmiechu. CC spojrzał w tym samym kierunku.
- Gabriel? Chłopaki! Gabriel nas odwiedził! - zawołał. Na wieść o przybyciu sprzymierzeńca z raju wszyscy poza Christian'em wyszli archaniołowi na przeciw.
- Witajcie moi drodzy - przywitał się boski posłaniec, podchodząc bliżej.
- Miło cię widzieć - odpowiedział Andy z lekkim zdenerwowaniem w głosie. Nie miał pojęcia jak Gabriel zareaguje na wieść, że przyjęli ofertę pomocy od najbardziej bezwzględnego i okrutnego cienia, jakim był Christian.
- Coś się stało? - zapytał zmartwiony. Od razu zauważył dziwne zachowanie byłego Anioła Stróża.
- Nie. Niby czemu? - zaprzeczył szybko, nie chcąc mówić archaniołowi o tym co wydarzyło się zeszłej nocy.
- Andrew, nie oszukasz mnie. Przecież widzę, że kłamiesz. Powiedz o co chodzi - naciskał nieugięcie jasnowłosy.
- Chyba sam musisz to zobaczyć - westchnął upadły.
Zdziwiony Gabriel skinął nieznacznie głową, po czym wszyscy weszli do środka, prowadzeni przez przywódcę buntowników. Poszli do salonu, gdzie na fotelu siedział cień. Gabriel zamarł w progu gdy tylko zobaczył Christian'a.
- Witaj Gabriel - odezwał się pierwszy były sługa Lucyfera z cynicznym uśmiechem, bacznie obserwując gościa.
- Witaj- odpowiedział oschle. - Wolno spytać co się stało w rękę?
- Trochę wkurzyłem Lucyfera. To wszystko. - Szyderczy uśmiech Christian'a nie schodził mu z twarzy. Patrzył na archanioła z wyższością i pewną dozą rozbawienia, widząc jego oburzenie wymieszane ze zdezorientowaniem.
- Andrew, mogę cię prosić na słówko - zapytał niebieskookiego z niemałą wściekłością w oczach. Chłopak kiwnął głową. Wyszli, zostawiając rozbawionego cienia i milczących aniołów w salonie. - Możesz mi to wyjaśnić? - zapytał podirytowany archanioł, gromiąc rozmówcę wzrokiem. Nie miał pojęcia jak mogło dojść do czegoś takiego. Osobiście ostrzegał przed bezwzględnym cieniem, a teraz był świadkiem tego, jak piekielny sługa siedział beztrosko w salonie.
- W skrócie? Christian postanowił do nas dołączyć - odpowiedział Andy, ani trochę nie przejmując się zachowaniem Gabriela.
- Tak po prostu zmienił front? - dopytywał, nie wierząc w nagłe nawrócenie Christian’a.
- Można tak powiedzieć - powiedział wzruszając ramionami. Był pewien swojej decyzji, a ta rozmowa coraz mniej mu się podobała.
- Przecież on jest niebezpieczny! Jak możesz mu ufać?!
- Jak widać mogę - odparł, patrząc z pewnością siebie na jasnowłosego. Gabriel chciał go zganić, jednak w porę się powstrzymał.
- Nie przekonam cię - stwierdził, widząc, że dalsza rozmowa nie ma sensu. - W takim razie nie będę się wtrącał. Ale ostrzegam cię. Nie ufaj mu. Osoby takie jak on nie zmieniają się. Może was w każdej chwili zdradzić i zniszczyć. Uważam, że trzymanie go tu nie jest mądre.
- Bądź spokojny. Wiem co robię - powiedział pewnie Andy, zadowolony z tego, że archanioł odpuścił.
- Mam nadzieję - westchnął zrezygnowany. - Dobrze. Nie będę już się wtrącał. Obyś się nie przeliczył, Andrew. I lepiej znajdź szybko jakiś sposób na zwycięstwo z Lucyferem. I to szybko - przestrzegł go, po czym wyszedł szybko bez słowa pożegnania. Andy zaś wrócił niemal natychmiast do przyjaciół.
- Czego chciał? - zapytał z zainteresowaniem Christian, gdy tylko upadły przekroczył próg pokoju.
- Ostrzegał mnie przed tobą - odpowiedział obojętnie niebieskooki. - Mówił, abym ci nie ufał.
- Anioły zawsze tak na mnie reagują - zaśmiał się pod nosem. - Ciekawi mnie jednak twoje zdanie na mój temat.
- Znasz je. Słowa Gabriela go nie zmieniły - odparł spokojnie. Christian odetchną z ulgą, co bardzo zdziwiło aniołów. Jednakże nikt w żaden sposób tego nie skomentował. Nie wracali już więcej do tego tematu.

środa, 4 marca 2015

Rozdział IX

            Andy nie mógł zasnąć. Świadomość, że do ich domu przyszedł Christian nie dawała mu spokoju. Wiedział dobrze, że dostojny i szarmancki mężczyzna skrywa w sobie prawdziwą bestię. Zastanawiał go też fakt, że Christian nic im nie zrobił. Co więcej zaoferował pomoc. Andy tego nie rozumiał, zaś motywacja cienia nadal pozostawała nieznaną. Było to dla niego niemożliwym, by najwierniejszy sługa Lucyfera, który otrzymał od niego wielką swobodę, odszedł bez żadnego powodu.
            Zrezygnowany anioł westchnął ciężko, po czym wstał z łóżka i zszedł do kuchni. Chciał napić się wody. Czuł, że głowa mu pęka z nadmiaru pytań i niepewności, tworzących ostatecznie jeden wielki chaos w jego umyśle. Gdy tylko zszedł na dół, zobaczył, że w salonie siedział Christian, wyglądający tak jakby się nad czymś zastanawiał. Chłopak w pierwszej chwili chciał wrócić cicho do swojego pokoju, ale nie mógł oprzeć się pokusie. Z premedytacją postawił głośniejszy krok, wyrywając tym samym cienia z zamyślenia. Christian niemal podskoczył, słysząc za sobą kogoś i odwrócił się. Nieco zaskoczony zobaczył we framudze niebieskookiego upadłego.
- Dlaczego to robisz? - odezwał się pierwszy anioł.
- Nie rozumiem.
- Dlaczego odszedłeś od Lucyfera? - wyjaśnił, czyniąc kilka kroków naprzód.
- Nie tylko ty masz wątpliwości.
- Mianowicie?
- Mianowicie coś się ostatnio wydarzyło. Coś co pozwoliło mi spojrzeć prawdzie w oczy.
- Możesz mi opowiedzieć? - Christian wskazał na miejsce obok niego. Andy zrozumiał sugestię. Usiadł.
- Po twoim upadku zacząłem się zastanawiać nad powodem dla jakiego to zrobiłeś. Sam się sobie dziwiłem gdy dochodziłem do wniosku, że miałeś rację. Zacząłem się zastanawiać nad tym czy to co robiłem do tej pory było słuszne. Potem otrzymałem od Lucyfera zadanie. Miałem cię zgładzić, ale gdy cię zobaczyłem nie mogłem tego zrobić. Nie byłem w stanie. Pierwszy raz nie wykonałem zadania. Poczułem jakąś siłę, która mi na to nie pozwoliła. Nie mam pojęcia co to było. Co więcej sprawiła, że zapragnąłem zerwać z przeszłością. Aczkolwiek nie wiem czy dobrze robię - ostatnie zdanie wymówił przez zaciśnięte gardło, cały czas patrząc Andy'emu w oczy. Widać było, że przeżywał wewnętrzną rozterkę, co zaskoczyło anioła. Zastanawiał się jakim cudem osoba okrutna i bezwzględna, nagle może odczuwać takie rozdarcie.
- Dobrze. Postaram się pomóc.
- Jest jeszcze coś o czym powinieneś wiedzieć. - Andy popatrzył na niego ze zdziwieniem. Nic nie powiedział. - Równo z moim zwątpieniem, zaczęła mnie męczyć pewna wizja. Widzę ciemny korytarz i czerwone drzwi. Gdy przez nie przechodzę, widzę lustro. Potem oślepia mnie błysk, a wizja się kończy. Nie umiem tego wyjaśnić.
- Jest coś jeszcze? - dopytywał się zainteresowany zjawiskiem.
- Słyszę głosy. Szepczą w kółko jakieś zaklęcie. Bezskutecznie szukałem go we wszystkich możliwych książkach. Mam przeczucie, że ma to związek z wizją, ale nie wiem jaki.
- Chyba rozumiem. Znajdziemy jakieś wyjście - zapewnił i na potwierdzenie swoich słów uśmiechnął się lekko.
- W takim razie dobrze. Jeśli pozwolisz to się położę. Tobie też to zalecam. - Andy zaśmiał się pod nosem. Christian już miał wyjść z salonu, kiedy stanął w drzwiach. - Andy? - powiedział, stojąc dalej tyłem do upadłego. - Dziękuję. - Anioł nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ Christian wyszedł, zostawiając swojego rozmówcę samego.

***

- Dzień dobry - przywitał się Jake i zasiadł do stołu. - Christian nie schodzi na śniadanie? - zapytał, nie widząc wśród zebranych cienia.
- Chyba nie. Śpi - odpowiedział mu CC.
- Ja go na pewno nie obudzę. Nawet nie proście. Nie ufam mu - odezwał się nagle Jinxx. - Nie jestem pewien czy to dobry pomysł żeby tu był.
- A ja sądzę, że możemy mu zaufać - powiedział obojętnie Andy. Na jego słowa wszyscy doznali niemałego szoku.
- Przecież jeszcze wczoraj podzielałeś nasze zdanie. Co ci się stało? - dopatrywał się Ashley.
- Nic. Rozmawiałem z nim w nocy. On chce się zmienić i poprosił mnie o pomoc. W jego oczach było coś co nie pozwala mi go zignorować.
- Aaa! - usłyszeli nagle przerażający krzyk Christian'a. Poderwali się z miejsc i pobiegli do jego sypialni.
- Christian?! - zawołał Andy. W momencie gdy jako pierwszy wbiegł do pokoju mężczyzny zobaczył, że ten pogrążony we śnie miotał się na łóżku, jakby usiłował wyrwać się z czyjegoś uścisku, zaś na jego ręce nie wiadomo skąd pojawiła się ogromna, obficie krwawiąca rana. Nagle krzyk się urwał, a cień niespodziewanie się obudził. Będąc w szoku łapał powietrze haustami rozglądał się po pokoju, szukając zagrożenia, które widział w swoim koszmarze. Jednocześnie złapał za swoją rękę, czując tam
- Ashley, idź po apteczkę! - polecił Andy, po czym zwrócił się do rannego. - Co się stało? - zapytał ze spokojem, podchodząc niepewnie bliżej.
- On już wie. Lucyfer...Wie, że mu się sprzeciwiłem - starał się wyjaśnić między gwałtownymi wdechami.
- Spokojnie. Już po wszystkim - starał się go uspokoić, widząc jak bardzo ten był przerażony i zdezorientowany.
            W tym momencie pojawił się Ashley, trzymający w rękach apteczkę. Andy zabrał ją od przyjaciela i zaczął opatrywać olbrzymią ranę na ramieniu Christian’a. Zastanawiał się przy tym w jaki sposób Lucyfer zdołał zaatakować cienia przez sen i dlaczego nie zrobił nic więcej. Ostatecznie anioł doszedł do wniosku, że to miało być jedynie ostrzeżenie. Władca piekła nie spocznie dopóki ich nie zniszczy, a oni musieli jak najszybciej znaleźć sposób na pokonanie go. W przeciwnym razie czekała ich zguba.

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział VIII

Po odbytej z Gabrielem rozmowie anioł wolnym krokiem wrócił do mieszkania. Do towarzyszy nie odezwał się ani jednym słowem. Najzwyczajniej w świecie wrócił do swojego pokoju i nie wychodził z niego kilka godzin. Pozostała czwórka zauważyła jego dziwne zachowanie, jednak żaden z nich nie chciał wchodzić do pokoju Andy’ego. Woleli poczekać aż sam do nich wyjdzie.
Stało się tak niecałą godzinę później. Anioł nadal zachowywał się tak, jakby był oderwany od rzeczywistości.
- Andy, nie wytrzymam! Co się dzieje? - zapytał zdenerwowany Jake, wyrywając tym samym drugiego upadłego z zamyślenia.
- Co? Nie, nic - odpowiedział szybko.
- Masz powiedzieć! - rozkazał CC, któremu również nie podobało się zachowanie przyjaciela. Andy westchnął zrezygnowany, gdy uświadomił sobie, że próba uniknięcia wyjaśnień byłaby całkowicie zbyteczna i bezcelowa.
- Dobrze - skapitulował. - Chodzi o Gabriela. Powiedział, że Lucyfer może kogoś wysłać aby mnie zniszczyć. Obawiam się pewnej osoby.
- Możesz wyrażać się jaśniej? - skarcił go Jinxx.
- Zwie się Christian. Jest najpotężniejszym cieniem i najwierniejszym sługą. Nigdy nie zawiódł. Zawsze wypełnia swoje zadanie nie patrząc na nic. Używa wszystkich możliwych technik, aby tego dokonać i nikt nie wątpi w jego okrucieństwo. Tak naprawdę to nic o nim nie wiadomo, poza jego dokonaniami. Lucyfer nagrodził go i dopuścił jako jedynego do swoich ksiąg. Nie wiem co robić, bo jest od nas dużo silniejszy, zwłaszcza, że jest też niesamowicie zdolnym magiem, posiadającym ogrom wiedzy, zawartej w zwojach i księgach, które posiada Lucyfer - zakończył swoją wypowiedź, spoglądając kolejno na wszystkich swoich towarzyszy w poszukiwaniu jakiejkolwiek pretensji, niepokoju, czy gniewu. - Musicie na siebie uważać. Nie jestem w stanie przewidzieć co zrobi Lucyfer.
- Spokojnie. Przecież nie damy się pokonać jednemu cieniowi - próbował pocieszyć go Ashley.
- Mam nadzieję, że masz rację, Ash - odpowiedział mu nieprzekonany anioł i upadł na pobliski fotel w akcie bezsilności.

***
            Dla bezpieczeństwa upadli postanowili, że na zmianę będą trzymać w nocy wartę. Od dwudziestej drugiej, po dwie godziny każdy. Jako pierwszy obowiązek pełnił Ashley. W ten czas nie wydarzyło się nic niepokojącego i podejrzanego. Następnie stanowisko objął Jake. Przed długi czas siedział w całkowitej ciszy i ciemności. Do czasu, aż niespodziewanie poczuł nagły, oraz zdecydowanie nienaturalny przypływ senności. Zanim się zorientował, zasnął twardym snem, wywołanym przez czyjeś zaklęcie.
Z cieni drzew wyłonił się wysoki, przystojny mężczyzna. Miał kruczoczarne włosy i brązowe oczy. Każdy kto go zobaczył, od razu stwierdzał, że mężczyzna był szarmancki i dostojny. Ubrany był w garnitur i długi czarny płaszcz. Spojrzał na dworek i uśmiechnął się tajemniczo.

Chris ''Motionless'' Cerulli

- "A więc to tu mieszka ten cały Andrew. Nieźle." - pomyślał, ruszając wolnym krokiem w stronę mieszkania. 
Wszedł cicho do środka, rozglądając się we wszystkich kierunkach. Przekradł się na piętro i wszedł do jednego z pokoi. Była to sypialnia pierwszego buntownika. Andy spał. Był zupełnie bezbronny. Tajemniczy mężczyzna sięgnął po ukryty w płaszczu pistolet, pokryty w całości różnymi pradawnymi symbolami i wycelował w swoją ofiarę. Już miał strzelić, gdy spojrzał na spokojny wyraz twarzy Andy'ego. Patrzył tak przez dłuższą chwilę, po czym opuścił rękę. Nie potrafił tego zrobić. Nie wiedział co się z nim dzieje. Zawsze wykonywał swoje zadanie, a teraz nie był w stanie. 
            Cofnął się w kierunku drzwi. Wyszedł na korytarz i oparł się plecami o ścianę. Twarz ukrył w dłoniach. Stał tak dość długo, gdy nagle zrozumiał, że po raz pierwszy ruszyło go sumienie. Ten fakt go przeraził. Nigdy nie zwątpił, a teraz nie wiedział co myśleć. Czuł jakby jakaś obca siła zmusiła go, aby się cofnął. Nie potrafił określić czym była, jednak wiedział, że pojawiła się w momencie konfrontacji ze zbuntowanym aniołem.
            Nagle jedne z drzwi się otworzyły. Mężczyzna szybko się schował. Z pokoju wyszedł Jinxx. Już miał zejść po schodach, gdy poczuł czyjąś obecność. Nie zdążył nic zrobić, ponieważ mężczyzna w ułamku sekundy znalazł się za nim i zakrył mu usta dłonią, tym samym tłumiąc krzyk anioła. Mężczyzna pchnął go na ścianę.
- Shhh… Nie krzycz to zabiorę rękę. W porządku? - szepnął cień, W odpowiedzi Jinxx pokiwał twierdząco głową, zaś nieznajomy wypełnił swoją obietnicę.
- Kim jesteś? Czego chcesz? - zapytał twardo upadły, patrząc hardo na napastnika.
- Niczego i właśnie w tym problem - odezwał się głębokim tonem głosu. Mówił spokojnie i cicho, czym zaskoczył anioła. Spodziewał się raczej próby morderstwa, bądź walkę. Tym czasem nie zanosiło się na żadną z tych opcji. - Powinienem wypełnić swoje zadanie, ale nie potrafię.
- A więc to ty jesteś tym cieniem, przed którym ostrzegał nas Gabriel?
- We własnej osobie. - Uśmiechnął się szyderczo. - A ty jesteś Jinxx. Drugi buntownik. Mylę się?
- Nie  - odpowiedział, czując drżenie własnego ciała. Nie wiedział czy było spowodowane wściekłością, czy strachem. Może jednym i drugim.
- Nie zabiję was - powiedział niespodziewanie cień, puszczając jednocześnie buntownika i odsuwając się od niego kilka kroków.
- Dlaczego? - zapytał zdziwiony anioł.
- Nie wiem. Byłem w pokoju waszego zbawcy, ale nie potrafiłem go zabić. Coś mi nie pozwoliło. - Jinxx patrzył na Christian'a z niezrozumieniem w oczach. - Chciałbym porozmawiać z waszą piątką. Obudzisz ich?
- Teraz?
- Dlaczego nie? Zaplanujemy co dalej. Lucyfer nie będzie zadowolony z tego, że w tym momencie wypowiadam mu posłuszeństwo. - Jinxx w tej właśnie chwili doznał szoku. Osoba, która miała na rozkaz władcy piekieł ich zamordować, oświadczyła właśnie, że postanowiła odwrócić się od swojego pana. 
Anioł nic nie odpowiedział Skinął tylko głową i czym prędzej pobiegł po swoich przyjaciół. Ostatnim, którego obudził, był Andy, który początkowo nie chciał wstać. Kiedy jednak usłyszał imię nieproszonego gościa, natychmiast poszedł z Jinxx’em. Po chwili wszyscy zasiedli w salonie. Andy cały czas nie spuszczał oczu z Christian'a.
- A więc Christian... - zaczął CC. - Dlaczego nas nie zabiłeś?
- Miałem ostatnio pewne wątpliwości. Nie wiedziałem dlaczego. To zaczęło się po twoim upadku, Andy. Jednakże dopiero dziś, gdy już miałem cię zabić, Andy… - mówiąc to spojrzał na swoją niedoszłą ofiarę. -  Nie potrafiłem cię zabić. Co więcej czuję, że to dobrze. Sam nie wiem dlaczego. Postanowiłem więc, że odejdę od Lucyfera. Mam do was jedno pytanie i chciałbym abyście się dobrze zastanowili nad odpowiedzią. Czy chcecie, abym do was dołączył i przyjmiecie moją pomoc? - Wszyscy aniołowie spojrzeli pytająco na Andy'ego, który do tej pory się nie odzywał. Ku zdziwieniu buntowników wstał i spojrzał pewnie na ciemnowłosego cienia.
- Zgadzam się. Nie znaczy to jednak, że ci ufam - zastrzegł niebieskooki anioł. Christian również podniósł się, po czym pokłonił się nisko z tajemniczym uśmiechem.
- Na pewno się nie zawiedziesz - powiedział, obiecując sobie w duchu, że kiedyś odkryje dlaczego nie zgładził buntowników.