Kolejne dni
mijały spokojnie. Upadłe Anioły powoli przekonywały się do Christian'a. Cień
również przyzwyczaił się do nowego otoczenia. Jego rana szybko się zagoiła.
Życie na jakiś czas wróciło do normy. Czas spędzali w swoim towarzystwie. Okazało
się, że wbrew pozorom mieli ze sobą dużo wspólnego. Łączyły ich zarówno poglądy
jak i zainteresowania. Tajemniczy Christian niezwykle się otworzył. Było to
spowodowane tym, że po raz pierwszy miał kogoś przy swoim boku. Nigdy tego nie
doceniał, a teraz nie wyobrażał sobie życia bez ich przyjaźni.
Powodziło
im się bardzo dobrze. Każdy z nich pracował dorywczo, ale z racji tego, że
mieszkali w sześciu, pieniądze jakie zarobili w zupełności im wystarczały.
Niedawno zakupili samochód, dzięki któremu mogli swobodnie się przemieszczać i
nie używać przy tym magii czy skrzydeł. Wiedzieli, że gdyby normalny człowiek
ich zauważył, skutki byłyby bardzo niekorzystne. Woleli nie ryzykować.
Tego dnia
Ashley pojechał do miasta po zakupy. Wszystko było w jak najlepszym porządku
gdy nagle auto przestało działać i zatrzymało się w samym środku lasu. Anioł
był zupełnie sam. Wysiadł i próbował naprawić pojazd, co po chwili mu się udało.
Gdy już miał wysiąść do auta, poczuł w powietrzu coś niepokojącego. Miał
wrażenie, że nie jest w lesie sam. Rozejrzał się dookoła, ale nie dostrzegł
niczego niepokojącego.
- "Chyba mam jakąś paranoję" - pomyślał.
Zawiał wiatr.
Przez ciało chłopaka przeszedł lodowaty dreszcz. Spojrzał za siebie i zobaczył
czarny cień, który zmierzał w jego stronę. Ashley w jednej chwili oprzytomniał
i czym prędzej rzucił się do ucieczki. Widmo jednak był dużo szybszy. Złapało
anioła za nogę, przez co ten stracił równowagę i upadł. Cień zaczął ciągnąć go
po ziemi, która w jednej chwili rozstąpiła się i ukazało się przejście do
piekła. Chłopak krzyczał i z całej siły próbował się wyrwać z uścisku. Rozłożył
w tym celu skrzydła i usiłował wzbić się w powietrze, lecz to nie przyniosło
zamierzonych efektów. Cień nagle szarpnął mocniej, przez co Ashley znowu upadł
na ziemię. Anioł powoli tracił siły. Wiedział, że nikt go nie usłyszy w środku
lasu. W duszy już pogodził się z myślą, że zostanie uwięziony w piekle. Miał
tylko nadzieję, że jego przyjaciele nie podzielą tego losu. Nie liczył na to,
że przyjdą go ocalić. Wolał się poświęcić i nie narażać ich na
niebezpieczeństwo.
Gdy już
byli u progu, ktoś nagle złapał Ashley'a za rękę i zaczął ciągnąć w przeciwnym
kierunku. Zdezorientowany chłopak spojrzał na twarz zbawiciela. Jego zdziwienie
przybrało na sile gdy zobaczył stojącego przed nim Christian’a
- Wyciągnij mnie! – zawołał i znowu usiłował wyszarpać się
zjawie.
Cień nie
dawał za wygraną, ale to Chris posiadał większe moce. Wymówił pod nosem jakieś
zaklęcie, które przeczytał w jednej z ksiąg Lucyfera. Gdy wypowiedział ostatnie
słowo wrota powoli zaczęły się zamykać. Christian ciągnął ze zdwojoną siłą. Cień
wiedział już, że nie podoła, więc puścił Ashley'a i w ostatniej chwili sam
przeszedł przez wrota. Zaraz po tym wszystko wróciło do normy. Zarówno Ashley
jak i jego wybawca padli na ziemię, nie mogąc uspokoić oddechu.
- Ch...Chris...dzię...dziękuję - wysapał z trudem anioł.
Tamten nic nie odpowiedział. Posłał mu jedynie uśmiech. Ashley zdziwił
się, ponieważ nie był to uśmiech tajemniczy i nieco szyderczy, ale przyjazny i
życzliwy.
- Cały jesteś? - odezwał się cień dopiero po jakichś
dziesięciu minutach. Spojrzał na spore zadrapanie na ramieniu chłopaka.
- Tak. To nic. – powiedział, widząc, że mężczyzna
przyglądał się jego ranie. W tym momencie Christian zbliżył się do niego. Jego
twarz nie miała żadnego wyrazu. Ashley’a zdziwiło to zachowanie, ale pozostał
na swoim miejscu.
- Nie ruszaj się - powiedział, kładąc dłoń na ranie.
Chłopak zasyczał z bólu, a Christian wymówił cicho jedno z zaklęć. Po chwili
się odsunął, a anioł spojrzał na swoje ramie. Okazało się, że po ranie nie było
śladu.
- Jak ty to zrobiłeś? - zapytał, gdyż jego ciekawość wzięła
górę.
- Studiowałem wiele ksiąg. Między innymi Lucyfera. Znam
parę sztuczek.
- Dlaczego nie zaleczyłeś własnej rany w ten sposób?
- Jestem cieniem. Widmem. Wiatrem. Na mnie to nie działa,
ale na anioły owszem.
- Chyba rozumiem. Lepiej wróćmy do domu.
- Dobra, ale ja prowadzę. - Obydwoje się zaśmiali. Wsiedli
do auta i ruszyli. Po kilkunastu minutach byli na miejscu.
- Ashley, co ci się stało? - zapytał ze zdziwieniem Jinxx,
patrząc na brudne ubranie przyjaciela. Resztę tym czasem zastanawiał fakt, że
samochód był prowadzony przez Chris'a.
- Auto się zepsuło. Wysiadłem i napadł mnie cień. To pewnie
była zasadzka na jednego z nas. Gdyby nie Christian... Chwilkę. Właściwie to co
ty tam robiłeś? – zwrócił się nagle do cienia. Pozostali również skupili na nim
swoją uwagę.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Jak to o co? Napada na mnie cień, a ty pojawiasz się znikąd.
Ciekawy zbieg okoliczności, co nie?
- Andy, wspominałeś im o moich wizjach? – odezwał się do
anioła.
- Nie – odpowiedział obojętnie.
- A więc mam od jakiegoś czasu pewne wizje. Poza tym słyszę
głosy. Zazwyczaj mówiły coś co przypomina jakieś zaklęcie. Teraz szeptały, że
Ashley jest w niebezpieczeństwie. Nie miałem zamiaru czekać. Co by było gdybym
to zignorował? – wyjaśnił., a aniołowie popatrzyli po sobie, Nikt nie
spodziewał się takiej odpowiedzi. W oczach Chris'a była jednak pewność siebie i
szczerość. Uwierzyli.
- Chyba jesteśmy ci winni przeprosiny - odezwał się Jake.
- Nic się nie stało. Też bym sobie nie uwierzył. Wracajmy
do środka. W obecnej sytuacji lepiej nie rozmawiać na widoku.
***
- Panie. Nie udało się uprowadzić Upadłego Anioła. -
Lucyfer spojrzał ze wściekłością na swojego sługę.
- Co?! Jak to się stało?!
- Christian go ocalił.
- A dawałem ci
szansę na powrót. Ty jednak wybrałeś śmierć - szepnął sam do siebie, po czym
uśmiechnął się szyderczo. – Twój koniec nadchodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz