sobota, 28 lutego 2015

Rozdział VII

Dedykacja dla Agnieszki D.

Dziękuję Ci za twoją przyjaźń,

pomimo dzielących nas kilometrów.


"Nigdy nie zmienię swojego zdania
 Możemy zostawić to wszystko za sobą
 Nic nie zdoła nas zatrzymać
 Nie, nie tym razem!"

                                       ( Black Veil Brides - 'Rebel Love Song" )



_______________________________________________________________________________

            Upadli aniołowie wprowadzili się do dworku. Rozpakowali się już wszyscy poza Ashley'em, który gdzieś się zawieruszył.
- Jak ci się tu podoba Andy? Nie to co niebo, co? - zagadnął go CC.
- Prawda. Jest tu dużo przytulniej. W raju mi tego brakowało.
- Serio?
- Oczywiście. Wszystko jest piękne, idealne i wieczne. W takich warunkach docenia się kruchość i ulotność każdej chwili.
- Hmm… Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób.
- Powiem ci jedno. Z każdą kolejną minutą utwierdzam się w przekonaniu, że było warto upaść. Chcesz poznać najważniejszy argument?
- Jasne.
- Wy. - CC spojrzał na przyjaciela ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. - No co? Jesteście moimi przyjaciółmi. Gdybym nie upadł, dalej byłbym sam, a teraz mam czterech najwspanialszych ludzi u swojego boku.
- Miło mi to słyszeć. - Usłyszeli za sobą głos Ashley'a. Ten stał uśmiechnięty na korytarzu
- Podsłuchiwałeś? - zapytał Andy, rozbawiony zaistniałą sytuacją.
- Nie on jedyny. - W tym momencie pokazali się Jake i Jinxx, którzy cały czas nasłuchiwali ze schodów.
- Zero prywatności! - zawołał CC, udając niemałe oburzenie.
- Przyzwyczaj się - odpowiedział Jake, który już nie był w stanie panować nad śmiechem.
- Chyba będę musiał.

***

            To popołudnie należało do niezwykle spokojnych. Chłopaki nareszcie mieli swój własny kąt. Postanowili spędzić miło czas w nowym domu. Piękny plan pokrzyżował im niespodziewany gość. Andy siedział na dworze i czytał jakąś książkę, gdy nagle poczuł, że ktoś na niego patrzy. Podniósł głowę do góry i ujrzał znajomą, jasnowłosą postać ze śnieżnobiałymi skrzydłami.
- Gabriel?
- Witaj Andrew - odezwał się miłym, delikatnym głosem.
- Witaj. Co cię tu sprowadza?
- Chciałem cię odwiedzić i poznać twoje anioły.
- Bardzo mi miło. Zapraszam - Weszli do środka. - Chłopaki! Mamy gościa! - Pierwszy pojawił się CC, który staną jak wryty.
- Gabriel. Miło mi. - Archanioł podał zaskoczonemu chłopakowi rękę.
- Chris. Przyjemność po mojej stronie. - W tym momencie do salonu weszła pozostała trójka. Po przedstawieniu się zasiedli na kanapie. Gabriel rozejrzał się dookoła.
- Miło się tu urządziliście. Trzeba przyznać.
- Dzięki. Jak się mają sprawy w niebie?
- Trochę nam ciebie brakuje Andrew. Mogłeś być jednym z najważniejszych aniołów. Dlaczego upadłeś?
- Musiałem postąpić zgodnie z własnym sumieniem.
- To ma związek z twoim ostatnim podopiecznym?
- Tak.
- Rozumiem. Być może masz rację, ale nie mi to osądzać. Obowiązują nas zasady. Lucyfer się odzywał?
- Tak. Za pomocą Jake'a.
- Nie rozumiem. Jakim cudem żyjesz?
- Jake był silniejszy – wyjaśnił.
- A więc moje gratulacje – zwrócił się do Jake'a. - Niestety Lucyfer nie da za wygraną. Chyba wiedziałeś jakie są konsekwencje Andrew.
- Zdawałem sobie z nich sprawę.
- Podziwiam odwagę. Ostrzegam cię jednak. Wszędzie mogą czaić się cienie. Nie lekceważ tego.
- Oczywiście. Nie musisz się martwić.
- Dobrze. Powinienem się zbierać. Obowiązki. Miło mi było was poznać - pożegnali się po czym Andy odprowadził Gabriela. - Andrew, uważaj na siebie. Lucyfer ma zamiar wysłać do was kogoś. Nie mam pojęcia kogo, ale wiem, że to osoba z wielką mocą.
- Myślisz, że to...
- Nie wiem, ale to całkiem możliwe. Miejmy nadzieję, że to nie o niego chodzi, bo to byłby wasz koniec z racji tego, że jesteś upadłym aniołem od niedawna, - Andy westchnął.
- Dziękuję za ostrzeżenie.
- Nie ma problemu. Jeszcze kiedyś wpadnę. Do zobaczenia Andrew.
- Do zobaczenia. - Gabriel wzniósł się ku niebu. Zniknął. Andy stał teraz zupełnie sam, a w jego głowie pozostały słowa anioła.
- Boże. Niech to nie będzie Christian - mruknął sam do siebie, po czym wrócił do mieszkania.

środa, 25 lutego 2015

Rozdział VI

           Aniołowie szybko się ze sobą zaprzyjaźnili. Cały czas spędzali na rozmowach i żartach, przy których dobrze się poznali. Odkąd ocalił Jake'a, zachowywał się dziwnie. Chodził przygnębiony i zamyślony.
- Andy, co się dzieje? - Nie wytrzymał Ashley.
- Nic - odpowiedział obojętnie. 
- Nie rób sobie żartów. Widać, że coś jest nie tak odkąd pojawił się Jake. - Andy westchnął i spojrzał na przyjaciół ze zrezygnowaniem.
- No dobrze. Chodzi o to, że Lucyfer chciał się mnie pozbyć, posługując się Jake'iem. On na pewno nie odpuści. Rozważam odejście. - Wszyscy oniemieli.
- Co...? Dlaczego? - wydusił z siebie CC.
- Nie chcę was narażać. Wy nic mu nie zrobiliście.
- A ty niby co zrobiłeś? - dopytywał Jinxx.
- Ocaliłem was. Wyrwałem mu z jego szpon dusze, a teraz on chce zemsty za mój bunt.
- Nie pozwolimy ci odejść. Nie zostawimy cię samego - odezwał się Jake, który do tej pory milczał.
- Nie macie pojęcia jaką mocą dysponuje Lucyfer.
- Nic nas to nie obchodzi. Jesteś naszym wybawcą i przyjacielem. Pozwól sobie pomóc - nalegał Ashley.
            Andy zmierzył każdego z nich wzrokiem. Nie spodziewał się takiej postawy przyjaciół. Dostrzegł w nich cechy, z którymi nigdy się nie spotkał, czyli oddanie i bezgraniczną przyjaźń. Westchnął. Wiedział, że z nimi nie wygra. Oni zostaną pomimo wszystko.
- Dobrze. Zostanę. Dziękuję wam. - Posłał przyjaciołom niewielki uśmiech.
- Może opowiesz nam o tym całym Lucyferze? - zaproponował CC.
- Lucyfer to anioł, który zbuntował się i stworzył swój własny świat. Świat, w którym króluje ból i cierpienie. Rozpętała się wojna. Po wielu latach światy dobra i zła zawarły rozejm. Ustalone zostały pewne zasady, które obowiązują każdą ze stron. Ja je złamałem i dlatego upadłem. Lucyfer zbiera dusze i skazuje je na wieczne cierpienie. Uwielbia to. Potrafi rozróżnić poszczególne głosy. On słyszy, że brakuje czterech dusz i chce się na mnie zemścić. On nie odpuści. Opętał Jake'a, aby tego dokonać. Na szczęście nasz przyjaciel jest niezwykle silny. Mało kto może się temu oprzeć, a ciebie... - zwrócił się do Jake'a. - ...opętał sam Lucyfer, a to się zdarza niezwykle rzadko. Możesz czuć się wyróżniony.
- Co możemy zrobić? - zapytał się Jake.
- Nie wiem. Na razie możemy tylko czekać - powiedział z bezsilnością w głosie.
- Nie da nam rady. Nie martw się na zapas - odezwał się Ashley.
- Obyś miał rację.
- Wątpisz? - Andy mimowolnie się roześmiał. Doszedł do wniosku, że jego przyjaciele mają rację i nie ma sensu ciągle się bać. Przecież to właśnie był jego zamiar: walka ze strachem. - Więc co teraz zrobimy?
- Proponuję znaleźć dla nas jakiś kąt. Nie możemy ciągle tłuc się po hotelach - powiedział z lekkim rozbawieniem CC.
- Zabawne, że o tym wspomniałeś - odezwał się Jinxx, który w tym momencie wyciągnął z kieszeni kartkę i rozłożył ją na stoliku. - Pomyślałem już o tym i znalazłem to ogłoszenie. Co wy na to? - Wszyscy spojrzeli na opis. Był to duży przytulny dworek na obrzeżach miasta, w którym z łatwością można znaleźć miejsce dla każdego z nich.
- Podoba mi się. - Uśmiechnął się Jake.
- Mnie też. Bierzemy! - zaśmiał się CC. Wszyscy się na niego popatrzyli z uśmiechem. - Andy?
- Zgoda.
- No to jutro dzwonię do właściciela. - Jinxx widocznie się rozpromienił. Bardzo się ucieszył z pozytywnej reakcji przyjaciół.

***

            Stali przed dworkiem, o którym dowiedzieli się z ogłoszenia. Właściciel przekazał Jinxx'owi klucze.
- Interesy z panem to przyjemność. - Podał rękę, po czym odszedł.
- To co? Wprowadzamy się - powiedział do przyjaciół Jinxx.
- Ja biorę największy! - zawołał Ashley, który już był w drzwiach.
- O nie! Nie ma tak łatwo! - krzyknął CC. Wszyscy na raz wbiegli do swojego nowego domu.



niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział V

            Andy postanowił zabrać swoich towarzyszy do lasu, by tam w spokoju nauczyć ich panować nad nowymi umiejętnościami. Pierwsza lekcja dotyczyła czytania w myślach i telekinezy. Początki były bardzo ciężkie, ale nowi aniołowie niezwykle szybko się uczyli. Andy bardzo cieszył się z ich każdego postępu.
            Następne było latanie. Wszyscy od razu zauważyli, że Ashley ma do tego prawdziwy talent. Pozostałej dwójce szło nieco gorzej. Jinxx miał duży problem z utrzymaniem równowagi. Kiedy już wszyscy myśleli, że załapał o co chodzi, zachwiał się i spadł. Zniknął między drzewami.
- Jinxx! - zawołali za nim przerażeni i od razu zaczęli go szukać. 
            Jinxx nie stracił przytomności. Słyszał przyjaciół, ale im nie odpowiedział. Po dość bolesnym upadku zauważył, że ktoś ukrywa się w krzakach. Po chwili z zarośli wyszedł wysoki chłopak z długimi, czarnymi włosami.
- Nic ci nie jest? - zapytał, podając mu rękę i pomagając mu wstać.
- Nie. Jestem cały. Mam na imię Jeremy, a ty? - spytał z zaciekawieniem. Od razu zauważył, że chłopak jest zestresowany.
- Chris. Mogę cię o coś zapytać? - Jeremy otworzył szerzej oczy.
- "Boże! Widział mnie!" - pomyślał. Nie wiedział co zrobić. Ustalił z chłopakami, że będą utrzymywać w tajemnicy to, że są aniołami. Nie mógł uwierzyć, że przez głupi wypadek znalazł się w tak beznadziejnej sytuacji. - A o co?
- Nie weźmiesz mnie za wariata?
- Oczywiście, że nie.
- Jesteś aniołem? - Jinxx chwilę wahał się chwilę nad tym, co powinien odpowiedzieć. Ostatecznie uznał jednak, że zatajenie prawdy niema w tym wypadku najmniejszego sensu.
- W pewnym sensie. Jestem Upadłym Aniołem. Dlaczego pytasz?
- No... bo... ja...
- Ej, spokojnie. Weź głęboki oddech. - Chris wykonał polecenie.
- Mógłbyś mi pomóc?
- W czym? - zdziwił się anioł.
- Bo...no wiesz... - zaciął się na chwilę. - Dziwnie mi o tym mówić, ale ja... Chcę odejść z tego świata. - Jinxx doznał szoku. Spodziewał się wszystkiego poza tym.
- Dlaczego?
- Nie wytrzymam już dłużej. Nie dość, że w szkole byłem prześladowany to jeszcze moja matka zapiła się na śmierć. Zostałem sam. Trafiłem do domu dziecka, ale i tam nie byłem dobrze traktowany. Uciekłem i od lat żyję jako wyrzutek. Próbowałem każdej możliwej pomocy, ale nic to nie dało. Została mi tylko...
- Nie kończ. Daj mi chwilę.- Jinxx odwrócił się do Chris'a plecami. Musiał wszystko na spokojnie przemyśleć. - A gdybym... - zaczął niepewnie. - ... przemienił cię w upadłego anioła?
- Zrób co chcesz, ale pomóż mi. Ja już nie dam rady dłużej żyć w ten sposób. - Jinxx podszedł do Chrisa. 
- Nigdy tego nie robiłem, więc to może trochę boleć - ostrzegł go.
- Wytrzymam. 
            W tym momencie Chris poczuł nieprzyjemny ucisk na sercu, który po chwili rozszedł się po całym jego ciele. Poczuł jak traci władzę w nogach i gdyby nie Jinxx, runął by na ziemię jak kłoda. Zamiast tego poczuł jak Jeremy kładzie go na trawie. Zamknął oczy.
- Jinxx! Tu jesteś! Dlaczego się nie odzywałeś?! - zawołał Jake z oddali. Po chwili trójka  aniołów znalazła się przy Jinxx'ie.
- Kto to jest? - zapytał ze zdziwieniem Andy, pochylając się nad nieprzytomnym chłopakiem.
- Ma na imię Chris. Zauważył, że jestem aniołem i prosił mnie o pomoc. Chciał się zabić.
- Rozumiem. Przemieniłeś go, tak? - W odpowiedzi otrzymał niepewne skinięcie głową. - Dobrze zrobiłeś – powiedział ze spokojem w głosie. Tego Jinxx się nie spodziewał. Był mile zaskoczony reakcją przyjaciela. W tej chwili Chris odzyskał przytomność. - Witaj. Jestem Andy - odezwał się pierwszy, pomagając chłopakowi wstać. Chris czuł się trochę niepewnie w związku z nagłym pojawieniem się trzech osób.
- Mam na imię Chris, ale mówcie mi CC.
- My też jesteśmy upadłymi aniołami. Możemy ci pomóc. Pytanie brzmi: Czy pójdziesz z nami?
- Oczywiście, że tak - odpowiedział bez chwili namysłu. Andy mimowolnie się uśmiechnął. Od razu zauważył, że w Chris'ie drzemie ogromny potencjał. Był bardzo zadowolony z decyzji Jinxx'a.

Christian ''CC'' Coma

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział IV

            Od ocalenia Ashley'a minęły cztery dni. W tym czasie cała trójka dobrze się poznała i zaprzyjaźniła. Szybko znaleźli wspólny język. Andy długimi godzinami opowiadał o życiu anioła stróża, a jego towarzysze słuchali go z niezwykłym zaciekawieniem. Było to dla nich czymś niezwykłym. Nie podejrzewali nigdy, że anioły istnieją, a teraz rozmawiali z jednym z nich twarzą w twarz.
             Andy postanowił wyjść na chwilę na spacer. Chciał w spokoju zastanowić się nad tym co powinien teraz zrobić. Skręcił w jedną z niewielkich uliczek między wieżowcami. Nagle poczuł za sobą czyjąś nagle obcy, męsku obecność. Nie zdążył się nawet odwrócić, ponieważ został uderzony w głowę i stracił przytomność.

***
            Ciemnowłosy chłopak o brązowych oczach wszedł do swojego mieszkania, taszcząc za sobą nieprzytomnego anioła. Gdy znaleźli się w salonie nieznajomy puścił Andy'ego i podszedł do stołu, na którym leżał złoty sztylet przyozdobiony runami. Obrócił go kilka razy w rękach, uważnie mu się przyglądając. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po chwili przeniósł wzrok z powrotem na anioła.- Podejdź do niego. - Usłyszał głos. Chłopak bez wahania wykonał polecenie. W jego oczach była tylko pustka. Musiał słuchać tego głosu, choć sam nie wiedział dlaczego. Nie potrafił mu się sprzeciwić. - Zabij go. On musi umrzeć. Zabij go. Zabij.
            Chłopak uniósł w górę sztylet. Już miał wbić go w jego serce gdy nagle spojrzał na twarz swojej ofiary. Ręka momentalnie mu zadrżała.
- Nie mogę - szepną cicho, odzyskując kontrolę nad sobą.
- Zabij go! - odezwał się głos, a obca siła próbowała go do tego zmusić
- Nie!
            Ciemnowłosy wypuścił sztylet z rąk i czym prędzej odsunął się od anioła. Oparł się plecami o pobliską ścianę, usiłując uspokoić nierówny oddech. W jego oczach było ogromne przerażenie. Nie miał pojęcia co się z nim dzieje. W jednej chwili traci nad sobą kontrolę i robił rzeczy, do których nigdy by się nie dopuścił. Zupełnie jakby ktoś poddał go hipnozie i kierował nim jak marionetką.  
            Po chwili, która dla niego trwała wieczność, zbliżył się do Andy'ego i zabrał do swojej sypialni. Tam położył go na łóżku, a on sam wyszedł, obawiając się, że coś znowu zmusi go do zaakceptowania nieprzytomnego chłopaka. Wrócił do salonu. Usiadł na fotelu, a twarz ukrył w dłoniach. Nic już nie rozumiał Miał dość. Chciał z tym skończyć. Już zdecydował.
            Poderwał się na równe nogi, podniósł z ziemi sztylet i czym prędzej zamknął się w łazience. Usiadł na podłodze, a ostrze przybliżył do nadgarstka. Chciał to zrobić. Uwolnić się. Nie mógł pozwolić na to by znowu kogoś skrzywdzi. Wolał rozstać się z życiem. Wiedział, że tak trzeba.
            Nagle odsunął sztylet od ręki.
- Nie mogę. Po prostu nie mogę.

***

            Andy bał się otworzyć oczy, po przebudzeniu. Przez głowę przechodziły mu najczarniejsze scenariusze. Zorientował się jednak, że leżał na czymś wygodnym i miękkim. Otworzył oczy i zobaczył, że znajduję się w ciemnym, ale przytulnym pokoju. Jedynym źródłem światła była zapalona na stoliku lampka nocna. Andy podniósł się z łóżka i podszedł do drzwi. Ku jego zdziwieniu były otwarte. Wyszedł na korytarz, rozglądając się we wszystkich kierunkach.
            W pewnym momencie usłyszał, że za jednymi z drzwi ktoś płacze. W pierwszej chwili chciał to zignorować i uciec stamtąd, ale sumienie mu na to nie pozwoliło. Nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia, które okazało się być łazienką. Na podłodze siedział młody chłopak, który podniósł głowę i spojrzał na stojącego nad nim anioła.
- Idź stąd! Uciekaj! - Andy popatrzył na nieznajomego tak jakby nie dosłyszał jego słów.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - zapytał ze spokojem. Tamten nic nie odpowiedział. - Jak masz na imię?
- Jake. Naprawdę lepiej jak będziesz się trzymał ode mnie z daleka.
- Z jakiego powodu?
- Ja... Nie potrafię tego wyjaśnić. W jednej chwili tracę nad sobą panowanie. Robię rzeczy, do których nigdy bym się nie posunął. To jest jak koszmar. Chcę przestać, ale nie mogę. Wiesz co jest w tym najgorsze...? - zamilkł. Nie miał pojęcie jakie imię nosi jego rozmówca.
- Jestem Andy. A więc, co jest najgorsze?
- Ja miałem cię zabić - powiedział drżącym głosem, wyciągając zza pleców sztylet z wyrytymi na rękojeści dziwnymi symbolami. - Zrobiłbym to gdybym się w porę nie opamiętał. - Andy nic nie odpowiedział. Klęknął przy Jake'u i złapał go za podbródek, umożliwiając sobie spojrzenie w oczy chłopaka. Anioł podejrzewał już co dzieję się z chłopakiem. Oczy są zwierciadłem duszy, więc kiedy w
nie spojrzał, miał już pewność, że się nie pomylił.
- Lucyfer - szepnął cicho sam do siebie. - Jake, mogę ci pomóc jeśli chcesz.
- Naprawdę? Zrobię wszystko.
- Mogę cię uwolnić, przemieniając cię w upadłego anioła. - W tym momencie Andy ujawnił swoje skrzydła. - Muszę cię jednak ostrzec, że... - urwał na chwilę, aby zastanowić się nad tym co właściwie chciał powiedzieć. - Niestety opętał cię sam Lucyfer, dlatego to co zrobię może być dla ciebie bardzo bolesne.
- Zniosę wszystko.
- Jesteś pewien?
- Tak.
            W tej chwili Jake poczuł nieprzyjemny dreszcz, który po chwili przerodził się w niewyobrażalny ból. Chłopak czuł się jakby ktoś powoli wyrywał mu z piersi serce. Nagle usłyszał krzyk cierpienia. Nie należał on jednak, ani do niego, ani do anioła. Chłopak w jednej chwili zrozumiał, że wrzask należał do Lucyfera. Jake’owi wydawało mu się, że męka trwa wieki, ale tak na
prawdę niemal natychmiast stracił przytomność.
            Odzyskał przytomność dopiero po 3 godzinach. Pierwsze co zobaczył po przebudzeniu to uśmiechnięta twarz Andy'ego, a pierwsze co poczuł to niesamowitą ulgę i spokój. Wydawało mu się, że ktoś zrzucił z jego pleców ogromny ciężar. Nareszcie był wolny.
- Dzień dobry śpiąca królewno.
- Dzień dobry i nie nazywaj mnie tak. - Andy na te słowa zaśmiał się życzliwie.
- Jak się czujesz?
- Nieźle, pomijając fakt, że głowa mi zaraz pęknie.
- Nie marudź. I tak zniosłeś to niebywale dobrze.
- Uznam to za komplement.
- Czekaj. Przyniosę ci aspirynę.
- Dzięki. - Zachowanie Andy'ego niezwykle go dziwiło. Był bardzo ciepły i wyrozumiały. Jake nigdy nie spotkał takiej osoby. Po chwili anioł wrócił ze szklanką wody i tabletką.
- Proszę.
- Dzięki. Andy, mogę cię o coś spytać?
- Jasne.
- Dlaczego jesteś dla mnie tak bardzo miły. Przecież ja... No wiesz.
- To przecież nie ty chciałeś to zrobić, tylko Lucyfer. Dlaczego miałbym być zły na ciebie, skoro to on ponosi winę. - Jake nie krył swojego zdziwienia. Po tych słowach poczuł jednak swego rodzaju ulgę. - Mam dwóch towarzyszy. Na pewno się niepokoją, bo zniknąłem nie wiadomo gdzie. Chciałbyś do nas dołączyć?
- Będę zaszczycony.

***

- Andy, ja cię zabiję! Gdzie byłeś?! - zawołał Ashley, widząc przyjaciela całego i zdrowego.
- Wypadło mi coś.
- A konkretnej.
- Długa historia.
- O nie. Tak łatwo się nie wykręcisz - zirytował się Jinxx. - A tak na marginesie jestem Jeremy. Dla
przyjaciół Jinxx - zwrócił się do nieznajomego.
- A ja Ashley.
- Jestem Jake.
- Niech zgadnę. Andy cię uratował, tak? - zapytał Jinxx.
- I to jest właśnie ta długa historia - zaśmiał się Andy i opowiedział co wcześniej zaszło. Ku zaskoczeniu Jake'a, zarówno Jinxx jak i Ashley, byli tak samo życzliwi jak jego wybawca i niedoszła ofiara w jednym. Tak ich wciągnęła dyskusja, że nie zauważyli, kiedy pokój rozświetliły pierwsze promienie porannego słońca. Przegadali całą noc.

Jake Pitts

środa, 18 lutego 2015

Rozdział III

            Nocne niebo nagle pochmurniało. Odgłosy leśnych zwierząt umilkły. Zerwał się niespokojny wiatr. Na leśnej polanie pojawiły się dwa potężne widma. Pierwszym było białe światło, od którego biła dobroć i miłosierdzie. Drugim był czarny dym, a jego moc przerażała. Przynosił strach i cierpienie wszędzie tam, gdzie się znajdował.
- Dlaczego manie wezwałeś, Lucyferze? – Jasne światło odezwało się głębokim tonem głosu.
- Co ty wyprawiasz? Zaburzasz naszą równowagę.
- Nic nie robię. O co ty mnie posądzasz?
- Jeden z twoich aniołów wyrwał z moich szponów już dwie dusze.
- Kogo masz na myśli?
- Anioła imieniem Andrew.
- On już nie jest moim aniołem.
- Co masz na myśli?
- Upadł.
- Więc będziesz tylko patrzył na to wszystko? Nic z tym nie zrobisz?
- Nie mam na niego wpływu. Stał się niezależny.
- To oznacza, że mam wolną rękę. Mylę się?
- Niestety nie.
- Więc mogę śmiało powiedzieć, że jestem usatysfakcjonowany.
- Ostrzegam cię Lucyferze. W nim jest coś niezwykłego. Skrywa w sobie tajemnicę, której nawet ja nie jestem w stanie odkryć.
- Mało mnie to obchodzi. Nikt nie będzie bezkarnie zabierał moich dusz.
- Jeszcze wspomnisz moje słowa. – Widma w jednej chwili zniknęły, a przyroda wróciła do swojej równowagi.

***

            Czarne widmo pojawiło się w wielkim, czarnym pałacu, otoczonym z każdej strony ogniem. Z każdej strony słychać było rozdzierające krzyki potępionych dusz, które były dla Lucyfera najpiękniejszą muzyką. Dostrzegał jednak, że wśród odgłosów cierpienia brakuje głosów dwóch dusz. Świadomość, że stracił je na zawsze niebywale go rozwścieczyła. Nie miał zamiaru dopuścić by odebrano mu kolejną duszę. W sali tronowej pojawiły się cienie.
- Co rozkażesz panie?
- Wy nic nie zrobicie. Sam się tym zajmę.
- Wolno spytać co pan zamierza zrobić?
- Wyślę jednego z opętanych.
- Kogo?
- Jake'a.

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział II

            Andy spędził w mieszkaniu Jinxx'a jeszcze dwa dni. W tym czasie Jeremy musiał podjąć decyzję, czy chce zostać, czy odejść z Andy'm od dotychczasowego życia. Ostatecznie wybrał drugą opcję. Spakowali niezbędne rzeczy i ruszyli piechotą przed siebie, nie mając konkretnego planu ani celu. Lot był wykluczony ze względu na to, że nowo narodzony anioł nie potrafił jeszcze korzystać z czarnych skrzydeł.
            Szli tak przed siebie, gdy zobaczyli na dachu jednego z wieżowców chłopaka. Na ulicy było kilka wozów policyjnych, karetka i wóz strażacki. Wszędzie roiło się od gapiów. Andy westchnął i pokręcił przecząco głową.
- Zaczekaj tu. Zaraz wrócę - zwrócił się do Jinxx'a, po czym rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze. Nie zauważony przez nikogo wylądował na dachu. Spokojnym krokiem zbliżył się do chłopaka, stojącego na barierce.
- Kim jesteś? - Anioł milczał. Poczynił jeszcze kilka kroków na przód. - Nie podchodź!
- Spokojnie. Będę sobie tylko tutaj stać. Nic więcej. - Chłopak popatrzył na niego zdziwiony.
- Na prawdę?
- Oczywiście. Mam na imię Andy, a ty?
- Ashley. Co tu robisz?
- Chciałem z tobą porozmawiać.
- Niby o czym?
- O tobie. Dlaczego chcesz to zrobić?
- Co cię to obchodzi? – zapytał podejrzliwie. W tym momencie Andy rozwinął skrzydła i przyjrzał się dokładnie zszokowanemu rozmówcy. - Jesteś aniołem?
- Upadłym - poprawił chłopaka. - Nie wiesz co cię czeka po śmierci – stwierdził. Ashley popatrzył na niego z niezrozumieniem. - Taki czyn zamyka drogę do raju i skazuje na wieczne cierpienie.
- Więc co ja mam zrobić?                                                                                                              
- Może zejdziesz i pogadamy? - Ashley popatrzył na Andy'ego zrezygnowany. Zeskoczył z barierki i podszedł powoli do anioła. Usiedli razem na ziemi.
- Miałem kiedyś wszystko czego mi było potrzeba: pieniądze, mieszkanie, piękną dziewczynę. Ale stało się coś... - zaciął się. Widać było, że było mu ciężko o tym mówić.
- Mów dalej - powiedział spokojnie anioł.
- Ktoś zakochał się w niej. To był szaleniec. Uznał mnie za swojego rywala. Zrobił wszystko co mógł, by mnie zniszczyć. Udało mu się. Straciłem wszystko, ale ona mnie nie zostawiła. Ten wariat nie mógł się z tym pogodzić. Zaczaił się na nią gdy wychodziła do pracy. Zabił ją, a potem siebie. Nie mogłem tego wytrzymać. Ja ... ja...
- Ciii. Spokojnie. Mogę ci pomóc, jeśli chcesz. - Ashley spojrzał na swojego towarzysza z nadzieją wypisaną na twarzy. - Zamknij oczy - szepnął spokojnie Andy.
- Co chcesz zrobić?
- Już mówiłem. Pomóc ci – odpowiedział. Ash zastanowił się chwilę poczym wykonał polecenie anioła. Poczuł ból przeplatany z dziwnym przypływem energii, a potem senność, która niemal natychmiast go zmogła.

***

Ashley otworzył oczy i zobaczył nad sobą Andy'ego oraz jakiegoś innego chłopaka.
- Cześć. Jestem Jinxx. - Uśmiechnął się promiennie nieznajomy.
- A ja Ashley. Andy, co się stało? - zapytał, podnosząc się z ziemi. Od razu zauważył, że znajdował się na dachu zupełnie innego budynku.
- Przekazałem ci swoją moc. Straciłeś przytomność, a lada chwila mieli się zjawić strażacy, więc cię przeniosłem.
- Czyli jestem teraz upadłym aniołem?
- Dokładnie - odezwał się Jinxx. - Andy mnie też przemienił.
- Ash, mam pytanie. Czy chcesz zostawić wszystko to co było i pójść z nami? - zapytał go Andy, mimo tego, że domyślał się jaka będzie odpowiedź.
- Tak.


Ashley Purdy

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział I

            Upadły Anioł szedł ulicami miasta. Skrzydła ukrył. Był zadowolony ze swojej decyzji. Wierzył, że w postaci anioła mroku, będzie mógł dokonać czegoś wielkiego.
- Cześć. Jak masz na imię? - Zaczepiła go nagle jakaś dziewczyna.
- Andy.    
- Jestem Sara. Widziałeś może takiego rockmana z wymalowanym rombem na oku? - zapytała z nadzieją.
- Niestety nie. Coś się stało?
- Mieliśmy się tu dziś spotkać, ale nigdzie go nie ma. Bardzo się o niego martwię.
- A dlaczego się martwisz? – dopytywał się z zaciekawieniem. Miał przeczucie,
- Długa historia.
- Mam czas. - Dziewczyna westchnęła.
- No dobra. On ma ciężką depresję po tym jak ktoś włamał się do jego domu i zabił jego rodziców i siostrę. Sam uratował się cudem. Po tym zdarzeniu jego krewni go odrzucili. Nie ma znikąd pomocy. Umawiałam go na różne terapie, ale nie pomagają. Nie wiem co z tym zrobić. Boję się o niego.
- A jak on ma na imię?
- Jeremy, ale wołamy na niego Jinxx.
- Dobrze. Jak go spotkam to mu powiem, że na niego czekasz.
- Dzięki. Nie przeszkadzam już. Do widzenia.
- Do widzenia. - Dziewczyna oddaliła się. Andy ruszył przed siebie. Domyślał się co niedługo nadejdzie. Skręcił w ślepą uliczkę, rozwinął skrzydła i wzniósł się w powietrze.

***

            Wylądował przed jednym z bloków stojących w jednej z ubogich dzielnic. Rozejrzał się dookoła. Uważał za coś strasznego to, że ktoś musi mieszkać w takim miejscu. Wszedł do budynku. Zatrzymał się przed drzwiami z numerem 11. Nie pukając, wszedł do mieszkania. Zobaczył, że w kuchni na podłodze siedzi młody chłopak z rombem wymalowanym na twarzy. W ręku trzymał puste opakowanie po jakichś tabletkach. Chłopak podniósł głowę czując, że ktoś na niego patrzy.
- Kim jesteś? – zapytał zaskoczonym i nieco przestraszonym głosem.
- Jestem Andy. Nie bój się Jeremy. Teraz wszystko będzie dobrze.
- Skąd znasz moje imię? - Andy nie odpowiedział. Podszedł do chłopaka i usiadł przy nim. - Zostaw mnie – powiedział chłopak powoli tracąc kontakt z rzeczywistością. Anioł dalej nic nie mówił. Spokojnie i delikatnie objął przerażonego chłopaka. Ten ufnie oparł się w ciało nieznajomego. Po raz pierwszy czuł się bezpiecznie. Nie czuł już bólu ani strachu. Jego oczy powoli się zamknęły.
            Andy siedział z nim tak jeszcze pół godziny. Wiedział, że lada chwila po chłopaka przyjdą cienie, które wciągną go do piekła. Upadłe Anioły mają jednak zdolność przekazywania swojej mocy innym i tworzenia kolejnych aniołów. Tak też Andy postąpił. Jinxx powoli odzyskiwał przytomność. Otworzył oczy i niepewnie spojrzał na nieznajomego. Dopiero teraz zobaczył czarne skrzydła za jego plecami.
- Czy ja umarłem? - spytał cicho.
- Tak, ale przekazałem ci swoją moc. Jesteś teraz Upadłym Aniołem, tak samo jak ja.
- Nie rozumiem.
- Pamiętasz przykazanie V: Nie zabijaj. - Chłopak skinął nieznacznie głową. - Samobójstwo w to też się wlicza. Zamyka drogę do raju i strąca w piekło. Jedyną furtką jest stanie się Upadłym Aniołem. Te istoty są nieśmiertelne i mają niezwykłe zdolności, ale mogą żyć wśród ludzi i prowadzić zwykłe życie.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Uważam, że nie ponosisz winy za swoją śmierć i nie zasługujesz na cierpienie w piekle. - Jinxx westchnął ociężale. - Wszystko będzie dobrze. Pomogę ci.
- Dziękuję - odpowiedział szeptem, lekko się uśmiechając. Wstali z podłogi i udali się do salonu. Rozmawiali tam długie godziny. Jinxx był zafascynowany Andy'm. Poczuł, że ktoś go nareszcie rozumie.
            Około godziny 21:00 Jinxx, zmęczony silnymi emocjami położył się do łóżka. Andy natomiast nie spał. Patrząc na śpiącego chłopaka, rozmyślał nad swoimi czynami. Doszedł do wniosku, że nigdy nie podjął lepszej decyzji.

Jeremy ''Jinxx' Ferguson

czwartek, 12 lutego 2015

Prolog

            Stał na skraju jednej z chmur i obserwował z góry zwykłych ludzi będących w ciągłym pośpiechu. Miał kruczoczarne włosy kontrastujące z jego białymi skrzydłami. Był aniołem w czystej postaci. Piękny i nieskazitelny, ale jego niebieskie oczy pogrążone były w smutku. Wiedział dobrze, że to co mogłoby się wydawać idealne, wcale takie nie było. Od jakiegoś czasu męczyła go pewna myśl, która raz na zawsze zmieniła jego światopogląd.
            To stało się pewnego jesiennego wieczoru. Był aniołem stróżem pewnego nastolatka. Chłopak był nękany przez swoich rówieśników, a jego rodzice ciągle na niego krzyczeli i bili go. Nie miał znikąd pomocy, choć szukał jej gdzie się tylko dało. Nie mógł już dłużej znieść tego cierpienia, dlatego postanowił skrócić swoją mękę. Gdy ojciec był w pracy, a matka poszła na zakupy, chłopak zamknął się w łazience i podciął sobie żyły. Anioł na to wszystko patrzył i cierpiał razem z chłopakiem. Nie mógł nic zrobić, choć bardzo chciał. Nastolatek umarł. Anioł sądził, że jego podopieczny pójdzie do nieba, gdyż przez całe swoje życie był dobry. Stało się jednak inaczej. Chłopak poszedł do piekła tylko dlatego, że odebrał sobie samemu życie. Anioł tego nie rozumiał.
- "To przecież otoczenie było złe, a nie ten chłopak. Dlaczego ma cierpieć za to, że nie mógł wytrzymać cierpienia jakie go spotkało? Jego śmierć to była wina znęcających się nad nim ludzi."
            To wydarzenie zmieniło anioła na zawsze. Pragnął to zmienić. Przywrócić sprawiedliwość, która została przez wszystkie inne anioły zapomniana. Nie mógł zapobiec śmierci, ale mógł uratować przed piekłem. Był na to tylko jeden sposób.

            Stał na skraju jednej z chmur i obserwował z góry zwykłych ludzi będących w ciągłym pośpiechu. Spojrzał jeszcze raz na raj znajdujący się za nim. Wziął głęboki oddech i skoczył. Wrócił do świata ludzi. Nie był jednak ani człowiekiem, ani aniołem. Jego skrzydła stały się czarne jak noc. Stał się upadłym aniołem.

Andrew Biersack

Autor

Witam. Jestem Margarita Black-Red.
Niektórzy pewnie znają mojego bloga: Legion of the Black.
http://legionoftheblack13.blogspot.com/
Postanowiłam stworzyć bliźniaczy blog, na którym będę zamieszczać opowiadanie Fallen Angels.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Pozdrawiam BVB Army.