Nocne niebo nagle pochmurniało.
Odgłosy leśnych zwierząt umilkły. Zerwał się niespokojny wiatr. Na leśnej
polanie pojawiły się dwa potężne widma. Pierwszym było białe światło, od
którego biła dobroć i miłosierdzie. Drugim był czarny dym, a jego moc
przerażała. Przynosił strach i cierpienie wszędzie tam, gdzie się znajdował.
- Dlaczego manie wezwałeś,
Lucyferze? – Jasne światło odezwało się głębokim tonem głosu.
- Co ty wyprawiasz? Zaburzasz
naszą równowagę.
- Nic nie robię. O co ty mnie
posądzasz?
- Jeden z twoich aniołów wyrwał z
moich szponów już dwie dusze.
- Kogo masz na myśli?
- Anioła imieniem Andrew.
- On już nie jest moim aniołem.
- Co masz na myśli?
- Upadł.
- Więc będziesz tylko patrzył na
to wszystko? Nic z tym nie zrobisz?
- Nie mam na niego wpływu. Stał
się niezależny.
- To oznacza, że mam wolną rękę.
Mylę się?
- Niestety nie.
- Więc mogę śmiało powiedzieć, że
jestem usatysfakcjonowany.
- Ostrzegam cię Lucyferze. W nim
jest coś niezwykłego. Skrywa w sobie tajemnicę, której nawet ja nie jestem w
stanie odkryć.
- Mało mnie to obchodzi. Nikt nie
będzie bezkarnie zabierał moich dusz.
- Jeszcze wspomnisz moje słowa. –
Widma w jednej chwili zniknęły, a przyroda wróciła do swojej równowagi.
***
Czarne widmo pojawiło się w wielkim,
czarnym pałacu, otoczonym z każdej strony ogniem. Z każdej strony słychać było
rozdzierające krzyki potępionych dusz, które były dla Lucyfera najpiękniejszą
muzyką. Dostrzegał jednak, że wśród odgłosów cierpienia brakuje głosów dwóch
dusz. Świadomość, że stracił je na zawsze niebywale go rozwścieczyła. Nie miał
zamiaru dopuścić by odebrano mu kolejną duszę. W sali tronowej pojawiły się
cienie.
- Co rozkażesz panie?
- Wy nic nie zrobicie. Sam się
tym zajmę.
- Wolno spytać co pan zamierza
zrobić?
- Wyślę jednego z opętanych.
- Kogo?
- Jake'a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz