środa, 18 lutego 2015

Rozdział III

            Nocne niebo nagle pochmurniało. Odgłosy leśnych zwierząt umilkły. Zerwał się niespokojny wiatr. Na leśnej polanie pojawiły się dwa potężne widma. Pierwszym było białe światło, od którego biła dobroć i miłosierdzie. Drugim był czarny dym, a jego moc przerażała. Przynosił strach i cierpienie wszędzie tam, gdzie się znajdował.
- Dlaczego manie wezwałeś, Lucyferze? – Jasne światło odezwało się głębokim tonem głosu.
- Co ty wyprawiasz? Zaburzasz naszą równowagę.
- Nic nie robię. O co ty mnie posądzasz?
- Jeden z twoich aniołów wyrwał z moich szponów już dwie dusze.
- Kogo masz na myśli?
- Anioła imieniem Andrew.
- On już nie jest moim aniołem.
- Co masz na myśli?
- Upadł.
- Więc będziesz tylko patrzył na to wszystko? Nic z tym nie zrobisz?
- Nie mam na niego wpływu. Stał się niezależny.
- To oznacza, że mam wolną rękę. Mylę się?
- Niestety nie.
- Więc mogę śmiało powiedzieć, że jestem usatysfakcjonowany.
- Ostrzegam cię Lucyferze. W nim jest coś niezwykłego. Skrywa w sobie tajemnicę, której nawet ja nie jestem w stanie odkryć.
- Mało mnie to obchodzi. Nikt nie będzie bezkarnie zabierał moich dusz.
- Jeszcze wspomnisz moje słowa. – Widma w jednej chwili zniknęły, a przyroda wróciła do swojej równowagi.

***

            Czarne widmo pojawiło się w wielkim, czarnym pałacu, otoczonym z każdej strony ogniem. Z każdej strony słychać było rozdzierające krzyki potępionych dusz, które były dla Lucyfera najpiękniejszą muzyką. Dostrzegał jednak, że wśród odgłosów cierpienia brakuje głosów dwóch dusz. Świadomość, że stracił je na zawsze niebywale go rozwścieczyła. Nie miał zamiaru dopuścić by odebrano mu kolejną duszę. W sali tronowej pojawiły się cienie.
- Co rozkażesz panie?
- Wy nic nie zrobicie. Sam się tym zajmę.
- Wolno spytać co pan zamierza zrobić?
- Wyślę jednego z opętanych.
- Kogo?
- Jake'a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz